12 lat temu Iwona Wieczorek wraz ze znajomymi bawiła się na imprezie w Sopocie. Około godziny 3:00 nad ranem rozgniewana wyszła z klubu i kierowała się do znajdującego się w Gdańsku mieszkania. Nigdy jednak do niego nie dotarła. Poszukiwania nastolatki były jedną z najgłośniejszy spraw w Polsce. Wmieszał się w nie również Krzysztof Jackowski.
Iwona Wieczorek-Kinda sama zgłosiła się do jasnowidza, ten początkowo twierdził, że zaginiona wciąż żyje. Możemy o tym przeczytać w książce "Co się stało z Iwoną Wieczorek" Janusza Szostaka.
Jest w pobliżu altany ogrodowej, przy której znajduje się jakiś ciek wodny, przy której znajdują się jakieś elementy betonowe o kształcie prostokątnym, wypełnione wodą - cytował Jackowskiego autor książki.
Wkrótce jednak Jackowski zmienił zdanie i zaczął przekonywać mamę Iwony Wieczorek, że jej córka nie żyje.
Raz mówił, że nie żyje. Potem wskazywał, że przebywa w Jastrzębiej Górze. Innym razem, że jest porwana w Rewalu. Nic się kupy nie trzymało - wspominała mama zaginionej.
Zrozpaczona kobieta zaproponowała nawet Jackowskiemu, by przyjechał do Trójmiasta na jej koszt i wskazał, gdzie jest ciało. Ten jednak odmawiał i przyjechał dopiero na zaproszenia Polsatu. W 2010 roku ówczesny Rzecznik Komendy Policji Mariusz Sokołowski stwierdził, że nie można ufać jasnowidzom.
W sprawach tych, które znam, nigdy żaden jasnowidz, w tym pan Krzysztof Jackowski z Człuchowa, nie wniósł żadnych istotnych informacji.
Niedawno nastąpił przełom w sprawie zaginięcia Iwony Wieczorek. Przeczytacie o tym TUTAJ.