Maja Bohosiewicz jest mamą dwójki dzieci - sześcioletniego Zacharego i pięcioletniej Leonii. Influencerka i przedsiębiorczyni chętnie dzieli się z obserwatorami na Instagramie szczegółami swojego życia. Nie ma też w zwyczaju udawać, kiedy jest ciężko, i robić dobrej miny do złej gry.
Maja czekając na samolot, urządziła dla obserwatorów na Instagramie serię pytań i odpowiedzi. Jedno z nich dotyczyło trudnych dla wielu początków macierzyństwa:
Czy od początku macierzyństwa tak super ogarniałaś czas dla siebie? I tak ekstra wyglądałaś? - zapytał dociekliwy obserwator.
Maja odpowiedziała bardzo szczerze:
Początki macierzyństwa, czyli pierwsze trzy lata, to był jakiś Bombaj. Chodziłam wykręcona w chińskie osiem, marzyłam, żeby tylko zasnąć, wyglądałam jak śmierć, miałam anemię, ciemne włosy i ważyłam 36 kilogramów. Byłam skrajnie wyczerpana fizycznie i psychicznie. Zmęczona pracą w serialu, w kwiaciarni, potem w Le Colette, ciążą, nocami... To był hardkor. Ale minęło - opisała.
Ale chyba najważniejsze trzy słowa zostawiła na koniec swojego wpisu:
I było warto - podsumowała wszystkie trudy.
Maja wielokrotnie wcześniej wspominała, że każde z jej dzieci miało inne potrzeby i musiała stosować inne strategie, żeby przetrwać trudny okres niemowlęctwa. I choć było generalnie ciężko, to Bohosiewicz wcale jeszcze nie powiedziała ostatniego słowa. Ostatnio stwierdziła, że nastawia się na... czwórkę dzieci. Nieco innego zdania jest jej mąż.
Jeśli macie dzieci, to czy podzielacie zdanie Mai co do pierwszych ciężkich miesięcy?