Na początku lipca media informowały o kolejnym skandalu z udziałem piosenkarza - miał dopuszczać się przemocy domowej. Nie było wówczas wiadomo, kto złożył skargę. Gdy teraz wyszło na jaw, że chodzi o 21-letniego siostrzeńca Ricky'ego Martina, sprawa wydaje się wyglądać jeszcze gorzej.
Na początku lipca zagraniczne media donosiły, że Ricky Martin otrzymał zakaz zbliżania się do osoby, której nazwiska sąd nie ujawnił, a to dlatego, że sprawa podlegała pod ustawę o zapobieganiu i interwencji w przypadku przemocy domowej. Najnowsze informacje przekazane przez serwis Page Six wskazują, że poszkodowanym był 21-letni siostrzeniec piosenkarza - Dennis Yadiel Sanchez.
Mężczyźni mieli spotykać się przez siedem miesięcy. Po zakończeniu relacji, które nastąpiło prawdopodobnie w kwietniu bądź maju, wokalista miał nękać poszkodowanego. Często dzwonił i trzykrotnie widziano go, jak kręcił się w pobliżu jego rezydencji. 21 lipca ma odbyć się rozprawa w tej sprawie - jeśli oskarżenia okazałby się prawdziwe, Martinowi grozi do 50 lat pozbawienia wolności. Warto dodać, że od 2017 roku artysta jest w związku małżeńskim z Jwanem Yosefem. Wychowują czwórkę dzieci.
Marty Singer, prawnik Ricky'ego Martina, w oświadczeniu dla Deadline oświadczył, że jego klient nigdy nie miał "kontaktu seksualnego ze swoim siostrzeńcem". Podkreślił, że na zarzuty 21-latka mogły mieć wpływ jego problemy ze zdrowiem psychicznym.
Osoba, która złożyła to zawiadomienie, zmaga się z problemami psychicznymi. Ricky Martin nigdy nie był i nigdy nie będzie zaangażowany w jakikolwiek związek seksualny lub romantyczny ze swoim siostrzeńcem. Zarzut jest nie tylko nieprawdziwy, ale i obrzydliwy - czytamy w oświadczeniu.
Obecnie piosenkarz czeka na rozprawę, na której sędzia może postawić mu zarzuty.