• Link został skopiowany

Obejrzeliśmy "najbardziej przerażający dokument na Netfliksie". Czy taki był? Nie, ale rozumiemy tę opinię

Gdy na Netflix trafił dokument "Dziewczyna ze zdjęcia", natychmiast dorobił się opinii "najbardziej drastycznego", "przerażającego", "szokującego". Nam przedstawiona w nim historia wydała się przede wszystkim dojmująco smutna, a drastyczne opisy nie są wcale tym, co wstrząsa najbardziej.
'Dziewczyna ze zdjęcia'
YouTube

W 1990 roku przy drodze znaleziono umierającą Tonyę Hughes, ofiarę wypadku drogowego. 20-latka jest pracownicą klubu ze striptizem, żoną starszego mężczyzny i matką dwuletniego chłopca. Gdy znajome z pracy Hughes postanowiły powiadomić o jej śmierci rodzinę, okazuje się, że kobieta nie była osobą, za którą się podawała. "Dziewczyna ze zdjęcia" po nitce do kłębka odsłania kulisy trwającego ponad trzy dekady śledztwa, które pozwoliło ustalić tożsamość zmarłej, ale też odkryć piekło, którym było jej krótkie życie. W odróżnieniu od zdecydowanej większości dokumentów true crime reżyserka tego filmu skupia się na historii ofiary, a nie oprawcy.

Zobacz wideo Film "Dziewczyna ze zdjęcia przeraził widzów"

"Dziewczyna ze zdjęcia". Dlaczego dokument Netfliksa tak zszokował widzów?

Film w reżyserii Skye Borgman wgniótł widzów w fotele. Wystarczy odpalić Twittera, aby pod hashtagiem "girl in the picture" znaleźć dziesiątki komentarzy wstrząśniętych dokumentem osób.

"Dziewczyna ze zdjęcia" to zdecydowanie najbardziej przerażająca, chora, najstraszniejsza rzecz, jaką obejrzałem. Nie mam słów. 
Co kilka minut mówiłem tylko "o mój Boże".
Nie mogłam po tym spać. Moje serce nie było w stanie tego wytrzymać - czytamy.

Czego więc można spodziewać się po takich recenzjach? Na myśl przychodzą szczegółowe opisy zbrodni, morderstw czy przemocy seksualnej. I mimo że "Dziewczyna ze zdjęcia" porusza wszystkie te tematy, nie epatuje tanią brutalnością. Film powoli odsłania kolejne, szokujące fakty z życia Tonyi Hughes, która nie nazywa się wcale Tonya Hughes, a jej mąż okazuje się jej ojcem, chociaż to też nie jest do końca prawdą... I tak dalej.

Pointą nie tylko kryminałów, lecz także dokumentów o prawdziwych zbrodniach jest zwykle odpowiedź na pytanie, kto zabił. Filmy i seriale opisujące morderstwa bardzo często traktują ofiary jako niewiele znaczące elementy układanki. W niewyjaśnionych do dziś sprawach, jak choćby Iwony Wieczorek czy Madeleine McCann, fascynuje nas, co się z nimi stało i kto odpowiada za ich zaginięcie. Śledzenie losów dotkniętych tragedią rodzin ani historie ich samych aż tak interesujące nie są dla masowego widza.

Reżyserka "Dziewczyny ze zdjęcia" zdecydowała się odwrócić tę tendencję i na pierwszym planie umieściła losy tytułowej, będącej ofiarą tej tragicznej historii, bohaterki. Skye Borgman do pracy nad dokumentem przyłożyła się zresztą solidnie. W filmie Netfliksa zgodzili się wystąpić policjanci, prawnicy pracujący nad sprawą, szkolni znajomi czy krewni dziewczyny. Reżyserka przygląda się życiu dziewczyny, stara się poznać jej charakter, osiągnięcia czy wpływ na ludzi, których znała. 

Zaskakująco mało dowiadujemy się natomiast o przeszłości człowieka, który zgotował jej piekło. I to nie ze względu na brak informacji (więcej na jego temat można znaleźć chociażby w artykule na Wikipedii) ani z pewnością nie dlatego, że jego losy nie były wystarczająco interesujące. Decyzja Borgman, aby nie oddawać mu głosu ani nie starać się tłumaczyć jego czynów, musiała więc być świadoma. I to może stanowić odpowiedź na pytanie, dlaczego "Dziewczyna ze zdjęcia" aż tak wstrząsnęła widzami. Historia psychopatycznego przestępcy wydaje się czymś tak abstrakcyjnym, że nie jesteśmy w stanie się z nią utożsamić. Z losami "zwykłej", uśmiechającej się na fotografii, dziewczyny, którą mogła być naszą matką, córką, siostrą lub przyjaciółką - możemy utożsamić się bez problemu.

Kolejną rzeczą, która poraża w "Dziewczynie ze zdjęcia", jest świadomość, że z koszmaru mogła uwolnić ją nie tylko tragiczna śmierć. Przesłanek o tym, że w jej rodzinie dzieje się coś złego, były dziesiątki, co zresztą potwierdzają słowa wypowiadających się w filmie osób. Co rzadko spotykane, Borgman nie stara się też zachować obiektywizmu i na podstawie zeznań świadków wskazuje, kto w pierwszej kolejności mógł zapobiec tragedii i zawalił najbardziej.

Podczas oglądania "Dziewczyny ze zdjęcia" można wręcz ulec wrażeniu, że dokument nie jest zwykłym opisem tragicznych zdarzeń, ale pewnego rodzaju hołdem dla zmarłej i jej pamięci

Więcej o: