Więcej ciekawostek z życia gwiazd znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl
Matylda Damięcka lubi przelewać swoje emocje na papier. Najchętniej - kredkami. Aktorka, podobnie jak wiele osób związanych z teatrem, ostatnio przeżywa poważną stratę. Odeszło dwóch cenionych aktorów, którzy dla nowego pokolenia artystów byli prawdziwymi mistrzami. Jerzy Trela i Ignacy Gogolewski słynęli nie tylko z niezwykłego talentu, ale też mieli wyraziste osobowości. Damięcka postanowiła uchwycić ich wizerunki na ilustracjach, które opublikowała na Instagramie. Grafiki opatrzyła opowieścią sprzed lat, która wywołała kontrowersje.
Dwa portrety narysowane przez aktorkę bardzo spodobały się fanom. Historia, którą przy okazji się podzieliła, nie przez wszystkich została przyjęta tak entuzjastycznie.
Z Inkiem (Ignacym Gogolewskim - przyp. red.) graliśmy "diabła w purpurze". Na wyjazdowych spektaklach palił w przedziale, popijając "choinkówkę", wysyłając kogoś z nas na czujki. Na scenie, gdy tekstu mu się zapomniało, wiłam się pocąc, by wybrnąć z impasu, za niego więc zadawałam głośno pytanie, sama sobie na nie odpowiadałam, za co to Inek jakimś cudem dostawał brawa, a ja chłopięce mrugnięcie okiem - napisała Damięcka.
Jedna z użytkowniczek Instagrama postanowiła zareagować.
Palenie w przedziale to akurat nic godnego chwały. I jeszcze wystawiał podległych sobie studentów na czaty. Kiepsko - napisała.
Damięcka postanowiła odpowiedzieć.
Czatował najczęściej świętej pamięci Heniu Łapiński (wtedy lat 72) - wyjaśniła.
On za to był szalenie wierzący, więc nawet o czeluściach wiecznych się nie zająknę. Jego bóg mu wybaczył, choć tę "choinkówkę" to on warzył - stwierdziła.
Czy takie wyjaśnienia usprawiedliwiają waszym zdaniem palenie w pociągu?