Więcej o polskich gwiazdach przeczytasz na portalu Gazeta.pl
Magdalena Stepień w styczniu usłyszała druzgocącą diagnozę: w ciele jej niespełna półrocznego syna rozwija się złośliwy nowotwór. Niestety, w Polsce nie prowadzi się obecnie terapii, które dawałyby szansę na wyleczenie Oliwiera. Była partnerka Jakuba Rzeźniczaka udostępniła więc zbiórkę, dzięki której będzie mogła polecieć z synkiem na innowacyjną terapię do Izraela. Kuracja jest bardzo kosztowna, a Stępień podkreśliła, że zarówno ona, jak i ojciec dziecka nie mają takich pieniędzy.
Słowa influencerki podważył w niedawnym nagraniu Dziki Trener. Mężczyzna zarzucił rodzicom Oliwiera, że zbierają pieniądze na leczenie syna od obcych ludzi, a sami wydają bajońskie sumy na egzotyczne podróże czy kosztowny styl życia. Trener wytknął Rzeźniczakowi, że zaledwie kilka tygodni przed zbiórką oświadczył się nowej partnerce pierścionkiem, którego wartość szacowana jest na ok. 50 tysięcy złotych. To 1/7 kwoty potrzebnej na rozpoczęcie terapii Oliwiera w Izraelu.
Do nagrania odniosła się Magdalena Stępień. Mama Oliwiera odparła zarzuty Dzikiego Trenera - twierdzi, że nigdy nie miała dużo pieniędzy, a jej jedynym źródłem dochodu w ostatnim czasie są alimenty. Zaoszczędzone pieniądze są kroplą w morzu wydatków, które czekają na nią w związku z chorobą dziecka. Na InstaStories kobieta nie odniosła się do zarobków byłego partnera, który od wielu lat jest piłkarzem.
Nie, nie posiadam apartamentu, ani nie dostaję siedmiu tysięcy złotych od Kuby miesięcznie. Nie, nie mam samochodu. Nigdy w moim życiu nie było za wiele pieniędzy. (...) Mieszkam z Oliwierem u mamy w jednym pokoju. (...) Po słynnym już filmiku pewnego pana, wylała się na mnie fala hejtu. Ludzie ubliżają mi w wiadomościach, wyzywają od najgorszych. Czym ja sobie na to zasłużyłam? - pyta Stępień.
Była partnerka Rzeźniczaka na końcu podziękowała jeszcze wszystkim, którzy wsparli zbiórkę na rzecz jej syna.