Więcej wypowiedzi na temat obecnej sytuacji kobiet w Polsce przeczytacie na Gazeta.pl.
30-letnia Izabela zmarła na skutek wstrząsu septycznego. Lekarze czekali na obumarcie płodu i nie zdecydowali się na przeprowadzenie aborcji, która mogłaby uratować jej życie. To pokłosie wyroku Trybunału Konstytucyjnego z października 2020 roku, który mówi, że przerwanie ciąży w przypadku ciężkich wad płodu jest niezgodne z obowiązującą ustawą.
Dziennikarka Beata Tadla, w nawiązaniu do ostatniej tragedii, przypomniała własne dramatyczne przeżycia z porodu. Po cesarskim cięciu doszło u niej do zakażenia gronkowcem, który wywołał sepsę.
Wiem, co to sepsa. Przeszłam. Przeżyłam. Postępuje szybko, podstępnie. Gorączka była straszna! Drgawki nie do okiełznania! Majaczyłam... Płuca przestawały działać, inne organy też. Ale udało się!
Dziennikarka miała w głowie najczarniejsze scenariusze.
Półtora miesiąca w szpitalu, izolatka, ksiądz z ostatnim namaszczeniem (czy tam namaszczeniem chorych, nie ja wzywałam).
Obecnie orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego sprawiło, że lekarze boją się konsekwencji przeprowadzenia aborcji, której powody nie mieszczą się w granicach tego orzeczenia. TK orzekł w październiku 2020, że przepis tzw. ustawy antyaborcyjnej z 1993 r. dopuszczający aborcję w przypadku stwierdzonego badaniami lub wynikającego z innych przesłanek medycznych ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu, jest niekonstytucyjny. Wyrok został opublikowany w Dzienniku Ustaw w 27 stycznia tego roku.
Lekarze mogą uratować kobietę. Ale nigdy nie mogą się bać! Nigdy! - napisała dziennikarka.
Na szczęście historia ma dobre zakończenie. Dziś syn Beaty Tadli, Janek, ma już 20 lat.