Wiadomość o śmierci Krzysztofa Krawczyka zaskoczyła i zasmuciła licznych fanów jego muzycznej twórczości. Piosenkarz miał COVID-10, ale zmarł z powodu chorób współistniejących, co wytłumaczyła wszystkim Ewa Krawczyk. W rozszerzonej biografii "Krzysztof Krawczyk. Życie jak wino" żona artysty ujawniła więcej informacji na temat jego zdrowia.
Na jaw wyszło to, że Krzysztof Krawczyk miał chorobę Parkinsona. Jak można przeczytać w biografii cytowanej przez "Super Express", początki miały miejsce wiele lat temu, a objawem było drżenie głowy. Wdowa po wokaliście podała, że lekarze nie reagowali na jej słowa. Z biegiem czasu choroba rozwijała się u artysty.
Chciałabym napisać o początkach choroby Krzysia. Bo to był długi proces. Postaram się zrobić to łagodnie, żebyście, kochani moi, nie płakali, bo ja do dzisiaj wylewam wiadra łez. Choroba Krzysia zaczęła się już 20 lat temu drżeniem głowy. Był to początek parkinsona. Zwróciłam lekarzom uwagę, ale jakoś nikt nie zareagował. Lata mijały, a choroba robiła postępy - podała Ewa Krawczyk.
Leki, które były podawane Krzysztofowi Krawczykowi, skutkowały w małym stopniu. Żona artysta wspominała, jak podczas obecności na mszy piosenkarzowi zauważalnie drżała głowa.
Leki średnio pomagały. W kościele, jak słuchał kazania, to musiałam go prosić, żeby coś zrobił, bo głowa mu tak chodziła, że nawet ja to czułam, siedząc obok, a ludzie siedzący z tyłu widzieli - opowiadała.
Ewa Krawczyk ze smutkiem wspominała ostatnie lata życia Krzysztofa Krawczyka. Nawiązała przy tym do jego problemów z biodrem.
Krzyś ostatnie lata już musiał siedzieć na stołku, bo bardzo bolało go biodro. Mieliśmy taką cichą umowę, że jak będzie ręka lub głowa się trząść, to ja do niego podchodziłam i poprawiałam niby chusteczkę na szyi i on już wiedział, że musi kontrolować drżenia - czytamy.
Z ogromnym bólem wiązało się dla artysty występowanie na scenie. Choć zdecydował się na operację biodra, nie przyniosło to zamierzonego efektu. Wręcz przeciwnie. Było jeszcze gorzej.
Graliśmy jeszcze koncerty, ale z ogromnym cierpieniem. Wtedy zauważyłam, że Krzysztofem coś rzuca i upadł na podłogę. Zawsze się bardzo potłukł, aż do siniaków. Kiedyś po kolejnym upadku w łazience miał krwiaka pod okiem. Jak byliśmy w kościele, żartował, że żona go bije - pojawiło się w biografii.
Krzysztof Krawczyk mógł na szczęście liczyć na wsparcie swojej małżonki, która dbała o niego i nawet nauczyła się podawać kroplówki i zastrzyki.