Krzysztof Krawczyk zakaził się koronawirusem i trafił do szpitala, gdzie spędził aż dwa tygodnie. Wydawało się jednak, że muzyk pokonał chorobę, bo już święta mógł spędzić w domu. Niestety, w niedzielę jego stan się pogorszył. Ewa Krawczyk zapewnia jednak, że przyczyną śmierci nie był koronawirus.
Ostatnio muzyk poczuł się już na tyle dobrze, że mógł opuścić szpital i święta spędził w rodzinnym gronie, co bardzo ucieszyło jego żonę Ewę.
Jestem bardzo szczęśliwa, że Krzysztof wraca do domu w dobrej formie. Nie mogłam dłużej znieść tej samotności, zawsze byliśmy razem. To pierwszy raz, kiedy nie widziałam męża tak długo. Za każdym razem, kiedy bywał w szpitalu, dzięki uprzejmości personelu medycznego przysypiałam przy nim na kozetce - mówiła w "Super Expressie".
Krzysztof Krawczyk zapewniał z kolei, że czuje się już dobrze.
Wychodzę ze szpitala. Dziękuję fanom za wsparcie. Żona czytała mi przez telefon wszystkie komentarze i życzenia. Wracam do zdrowia. Nie martwcie się o mnie, z dnia na dzień czuję się coraz lepiej. Bóg działa rękoma ludzi. Dziękuję Bogu, że żyję. Święta Wielkanocne są dla mnie ważniejsze od świąt Bożego Narodzenia, bo są symbolem zwiastowania nadziei - mówił "Super Expressowi".
Artysta dodał również post na Facebooku, w którym nie ukrywał radości, że wreszcie wrócił do domu. W pięknych słowach pisał o swojej żonie.
Kochani! Jestem w domu! Do mojej sypialni wpadają dwa promyki słońca: wiosenny przez okno i Ewunia przez drzwi. Dziękuję za modlitwę i życzenia! Zdrowia wszystkim życzę, nie dajmy się wirusowi - napisał artysta.
Niestety, w niedzielę poczuł się znacznie gorzej. TVP informuje, że zasłabł i trafił do łódzkiego szpitala. Żona artysty zapewniła, że przyczyną śmierci nie był COVID-19, a choroby współistniejące.
Przyczyną śmierci Krzysztofa Krawczyka były choroby współistniejące. Artysta zasłabł i dziś trafił do łódzkiej placówki - poinformowano w specjalnym wydaniu w TVP Info.
Rodzinie składamy nasze kondolencje.