Nieznane szczegóły wypadku księżnej Diany. Ratujący ją strażak zdradził jej ostatnie słowa

Od śmierci księżnej Diany miną niebawem 24 lata, lecz wciąż nie wszystko zostało odkryte. Relacje strażaka i lekarza, którzy ją ratowali, rzucają nowe światło na tragiczny wypadek z 1997 roku.

Po wielu latach od wypadku samochodowego księżnej Diany znamy relacje osób, które jako pierwsze pojawiły się na miejscu tragedii. Strażak, który próbował ją ratować opowiedział, co zastał na miejscu oraz jakie były ostatnie słowa księżnej. Podobnie lekarz, który przypadkiem przejeżdżał obok, zdał relację ze swojego spotkania z Dianą. Po wypadku była przytomna.

Zobacz wideo 5 nieznanych faktów z życia księżnej Diany

Nowe szczegóły wypadku księżnej Diany. Była przytomna i mówiła do strażaka

Samochód, którym księżna Diana jechała wraz ze swoim kochankiem Dodim Al-Fayedem, rozbił się 30 sierpnia 1997 roku w jednym z tunelów w Paryżu. Zanim pomoc dotarła na miejsce, jako pierwszy zjawił się lekarz Frederic Mailliez. Wracał on w wolny dzień z przyjęcia urodzinowego i przypadkiem zauważył wypadek.

Zauważyłem trochę dymu w tunelu i jechałem coraz wolniej, a potem zobaczyłem mercedesa. Z silnika, który był przecięty prawie na pół, wydobywał się dym. Był wciśnięty klakson, który wył bez przerwy. Wokół wraku nikogo nie było - zrelacjonował lekarz w rozmowie z dziennikiem "Daily Mail".

Po tym, jak przybiegł do samochodu, szybko rozpoznał, że dwie osoby z przodu prawdopodobnie nie żyją. Lekarz zdał sobie sprawę, że musi działać szybko. Wezwał pomoc. Nie miał pojęcia, że w aucie znajduje się księżna Diana.

Przepiękna kobieta siedziała z tyłu na podłodze. Nie miała żadnych poważnych obrażeń twarzy. Nie krwawiła, ale była prawie nieprzytomna i miała trudności z oddychaniem, więc próbowałem jej to ułatwić. To była dla mnie dość trudna sytuacja. Byłem sam, miałem mało sprzętu. Przez pierwsze minuty wyglądała dobrze, ale wypadek wyglądał bardzo groźnie i zawsze można podejrzewać w takiej sytuacji poważne obrażenia wewnętrzne  - opowiedział brytyjskiemu dziennikowi.

Początkowo nie rozpoznał księżnej i mówił do niej po francusku. Dopiero, kiedy wokół zaczęły pojawiać się inne osoby, a gapie zaczęli robić zdjęcia, dało mu to do myślenia. Funkcjonariusz policji, który zjawił się wkrótce potem, natychmiast rozpoznał księżną Dianę. Na miejscu pojawiła się także straż pożarna. Wtedy sierżant Xavier Gourmelon ujrzał dwie postacie - doktora i kobietę, pasażerkę, która miała na sobie maskę tlenową.

Powiedziała "o mój Boże, co się stało?". Próbowałem ją uspokoić. Trzymałem ją za rękę. Potem przejęli ją inni. To wszystko działo się bardzo szybko, w ciągu dwóch lub trzech minut. Nie widziałem u niej żadnych poważnych urazów fizycznych poza jej zranionym ramieniem. Ale nie możesz polegać tylko na tym, co widzisz - zrelacjonował sierżant straży pożarnej w rozmowie z "Daily Mail".

Mimo że księżna Diana nie miała widocznych ran, rozległe obrażenia wewnętrzne sprawiły, że zmarła w szpitalu. Mimo postawienia w stan gotowości zespołu pogotowia oraz szpitala, który ją przejął, nie udało się jej uratować.

Więcej o: