Beata Tadla i jej 20-letni syn Jan Kietliński mają ze sobą bardzo bliską relację. Choć chłopak rzadko komentuje życie prywatne mamy, ostatnio zdecydował się poruszyć tę kwestię. Zaczęło się od plakatów "pro-life" z napisem "mamo, tato kochajcie się", które zalały całe miasta. Odniósł się do rozwodu rodziców i przeżyć mamy tuż po jego porodzie. Jan pojawił się na świecie poprzez cesarskie cięcie, które również jest krytykowane przez zwolenników ruchów "pro-life". 20-latek nie może tego zrozumieć.
W internecie często można spotkać się z krytyką matek wybierających poród poprzez cesarskie cięcie. Według wielu osób jest to niezgodne z naturą i nie ma nic wspólnego z porodem. Podobne słowa trafiają także do mam, które decydują się karmić dzieci sztucznym mlekiem, a nie piersią.
Hejterzy nie mogą jednak zrozumieć, że nie zawsze kobieta ma wybór. Zresztą, nawet gdyby miała to ani jedno, ani drugie, nie jest niczym złym. Podobnie zdanie ma Jan. Beata Tadla rodząc syna, miała poważne komplikacje, przez które mogła stracić życie.
To, co jest dla mnie najbardziej niezrozumiałe, to to, że dla niektórych cesarka jest czymś chorym i nieboskim. Moja mama, rodząc mnie, prawie straciła życie. Bardzo długo chorowała i mogłoby jej z nami nie być. Miała cesarkę, zachorowała na sepsę, a po porodzie nie widziała mnie przez kilka miesięcy - napisał.
Skomentował też bardzo niemądry pomysł hejterów, którzy zasugerowali, by takie osoby obchodziły "dzień wydobycia" a nie urodziny.
Niedawno usłyszałem, że dzieci z cesarki powinny obchodzić "dzień wydobycia" zamiast urodzin. Grubo? Płakać mi się chce. I to jest ta katolicka miłość do bliźniego?
Bardzo dobrze, że 20-latek decyduje się poruszać tak ważne tematy w internecie. W końcu to właśnie tam wiele osób musi mierzyć się z niezrozumiałym hejtem i krytyką - w szczególności młode mamy.