Maruv z piosenką "Siren Song" wygrała finał krajowych eliminacji do Eurowizji - "Widbir 2019". Niestety, piosenkarka odmówiła podpisania kontraktu z ukraińską telewizją. Zarzuciła jej m.in. upolitycznienie oraz chęć bezpośredniego wpływu na swoją dalszą karierę.
Zgodnie z zapisami w umowie Maruv miała odwołać swoją trasę koncertową po Rosji oraz zaprzestać jakichkolwiek działań telewizyjnych bez zgody ukraińskiej telewizji. Co ciekawe, wokalistka na co dzień współpracuje z rosyjskim oddziałem Warner Music. Złamanie któregoś z punktów mogło skutkować karą w wysokości ok 290 tys. zł.
Ostatecznie telewizja wydała oświadczenie, w którym potwierdziła, że Maruv nie będzie reprezentować Ukrainy. Jednocześnie państwowy nadawca zapowiedział rezygnację z udziału w tegorocznym konkursie Eurowizji.
Publiczny nadawca mógłby wybrać dowolnego wykonawcę spoza grona uczestników eliminacji krajowych. Ale z takiej alternatywy rezygnuje, bo z szacunkiem odnosi się do wyboru widzów - czytamy w oświadczeniu.
Sprawę skomentowała też główna zainteresowana, która przedstawiła problem zupełnie inaczej. Według piosenkarki umowa uczyniłaby z niej niewolnicę.
Byłam gotowa reprezentować mój kraj – Ukrainę – na międzynarodowej arenie. Odwołanie koncertów w Rosji nie było problemem. Głównym powodem były klauzule zawarte w umowie, które uczyniłyby ze mnie niewolnicę. Jestem obywatelką Ukrainy, płacę tu podatki i szczerze kocham ten kraj. Ale nie jestem gotowa wygłaszać slogany czy zamieniać mój występ na Eurowizji w promocję naszych polityków. Jestem muzykiem, a nie pionkiem na arenie politycznej - napisała na Instagramie Murav.
AD