Wszystko zaczęło się tragicznie. Był dokładnie 13 stycznia, 27. finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Śmiech, zabawa, a na sam koniec światełko do nieba. Odliczanie i zamach na bezbronnego na gdańskiej scenie prezydenta miasta, Pawła Adamowicza. Już następnego dnia dotarła do nas tragiczna wiadomość. Paweł Adamowicz nie żyje, a Polska pogrążyła się w żałobie.
Wówczas w mediach społecznościowych aż roiło się od wpisów oznaczonych hasłem #stopnienawiści. Nagle w szlafroku, z ręcznikiem na głowie, bez makijażu, Doda nagrywa wideo na swoim Instagramie. Apeluje do artystów z prośbą o zjednoczenie się na jednej scenie, by powiedzieć stanowcze stop nienawiści.
Na apel natychmiast odpowiadają gwiazdy. Maryla Rodowicz czy Beata Kozidrak to tylko początek długiej listy. Nie brakuje też sporych zaskoczeń. Doda bezpośrednio zwraca się do Edyty Górniak i Justyny Steczkowskiej, z którymi od lat jest skłócona. Na występ godzi się jedynie Steczkowska. Organizacja koncertu przybiera na sile, aż w końcu jest, 27 lutego, Łódź Atlas Arena. Wokaliści gromadzą się na scenie.
Transmisja startuje online. Przypomnijmy, że Doda jasno zaznaczyła, że za transmisję mogą odpowiadać albo trzy największe stacje, albo żadna z nich. Na samym początku widzowie mieli okazję zobaczyć wspólny występ kilkudziesięciu artystów. Zaśpiewali utwór Michaela Jacksona "We Are The World". Co zabawne, Maryla Rodowicz zaśpiewała swój fragment, czytając tekst z kartki. To idealny dowód na to, że cały koncert został zorganizowany naprawdę spontanicznie. Również i prowadzącym zdarzały się wpadki, lecz na scenie towarzyszył im głównie luz. Za samą organizację należy się wysoka ocena.
Być może ten początek i utwór "We Are The World" przejdzie do historii. Można pokusić się nawet o stwierdzenie, że było to najbardziej emocjonujące wykonanie tego wieczoru. Dlaczego? Otóż w przypadku niektórych artystów doszło do dość zaskakujących wyborów, jeżeli chodzi o repertuar. Patrycja Markowska wraz ze swoim tatą, Grzegorzem Markowskim, śpiewają utwór "Lustro", pochodzący z ich najnowszego albumu. Powód? Być może promocja, gdyż pod koniec występu wokalistka zaprosiła swoich fanów na koncert. Dlaczego nie mogliśmy usłyszeć np. utworu "Niepokonani"? Wielka szkoda.
Utwór "Dziwny jest ten świat", poniekąd hymn koncertu, śpiewa natomiast córka Czesława Niemena, Natalia. Wykonanie inne, lecz zapierające dech w piersiach. Wielki ukłon. Za serce chwytają również Kasia Moś, Olga Szomańska i Mateusz Ziółko w utworze "Anarchia".
Co ważne, artyści w większości występują na scenie w koszulkach z napisem #artyściprzeciwnienawiści. Brakuje spektakularnych kreacji, lecz z małymi wyjątkami. Na zjawiskową suknię zdecydowała się między innymi Justyna Steczkowska, ale też i Gosia Andrzejewicz. Ciekawy wybór.
W przerwach między występami wyświetlane zostają krótkie nagrania z artystami, których większa część nie wystąpiła na scenie. Miło więc, że i oni mieli możliwość okazać swoje poparcie dla całej akcji. Każdy przytoczył wówczas swoją historię. Moment, w którym to on musiał zmierzyć się z hejtem. Najmocniejsze słowa padły z ust Olgi Kalickiej. Aktorka zacytowała wiadomość do anonimowego internauty. Życzył jej, by urodziła martwe dziecko...
Głos zabrał i Michał Piróg, także jeden z prowadzących, który wygłosił pełną ekspresji przemowę i dosadnie pytał publiczność: Czy wyrażacie zgodę na krzywdę? Odpowiedź była jednoznaczna.
Spójrzcie na siebie i zobaczcie, jak jesteście różni. My, osiem miliardów ludzi na świecie, jesteśmy różni, bo tak nas stworzyła natura. Nie jesteśmy mniejszością. Słowa ranią nasze ciała niczym sztylety. Na początku uderzają w nas słowem, ale ci, którzy nie mają odwagi się przeciwstawić, targają się na swoje życie. W każdych żyłach płynie ta sama krew. Ona się niczym nie różni. Nie możemy tracić wiary w ludzkość, bo ludzkość to my. My jesteśmy większością i mówimy, jak chcemy, żeby wyglądał ten świat – mówił ze ze sceny Piróg.
Czy ten manifest odmieni myślenie Polaków? Chcielibyśmy w to wierzyć.
Zastanawiającym był również fakt, ile tak naprawdę osób pojawi się na koncercie. Warto w tym miejscu zaznaczyć, że bilet kosztował równo 50 zł, co nie jest dużą kwotą, zważywszy na to, że na scenie pojawiła się plejada polskich artystów. Nietrudno jednak wywnioskować, że łódzka Atlas Arena może pomieścić kilkanaście tysięcy osób. Z relacji obecnych na koncercie osób wynika, że trybuny wypełnione zostały prawie do ostatniego miejsca. Inaczej wyglądało to jednak na samej płycie.
Pod sceną oczywiście znajdowało się mnóstwo ludzi, jednak efekt finalny był taki, że spora część płyty była pusta, a wypełnione trybuny niewidoczne. Kamery zostały ustawione jednak w sprytny sposób i pusta część nie rzucała się praktycznie w oczy.
Na sam koniec Doda. To ona zainicjowała tę akcję. Już na samym początku spekulowano, że robi to wyłącznie dla okładek. Pytanie: ale po co? O niej i tak piszą i będą pisać jeszcze bardzo długo. Inni natomiast mówili, że był to wyłącznie plan na poprawę jej medialnego wizerunku. Być może tak było, pewności jednak nie mamy. Kolejni nazywają ją hipokrytką, zarzucając jej niezliczoną liczbę konfliktów, spraw sądowych czy chamskich wyzwisk. To prawda, święta nie jest. No więc, jaką rolę Doda, od której to jednak wszystko się zaczęło, grała podczas koncertu? Otworzyła go? Pozwoliła sobie na kolejną przemowę?
Nie. Na początku oczywiście zaśpiewała ze wszystkimi artystami, tym samym wywołując największą euforię publiczności, gdy tylko nadszedł czas na jej fragment. Później pojawiła się dopiero w drugiej części koncertu, wykonując utwór "Znak pokoju", który akurat idealnie wpasował się w samą ideę wydarzenia. Dorota weszła na scenę, zaśpiewała i wyszła. Bez żadnego słowa, ubrana nawet w dość skromną kreację. Uwierzcie, to możliwe. Powróciła wraz ze wszystkim artystami na sam koniec koncertu. Powiedziała, że dziękuje publiczności, artystom i organizatorom. Była tłem dla całego wydarzenia, ale jednak tłem, który stanowił fundament.
Daria Hadzicka