Drugi dzień Festiwalu w Opolu podzielony został na dwie części: konkurs "Premiery" i koncert Jana Pietrzaka "Z PRL do Polski". Sam tytuł oraz fakt, że to impreza pod egidą TVP sugerowały, że za pewne usłyszymy niejedną polityczną aluzję, jednak to, co faktycznie wydarzyło się na opolskiej scenie, przeszło najśmielsze oczekiwania.
O ile samych występów artystów słuchało się z prawdziwą przyjemnością, to narracyjne wstawki w wykonaniu Jana Pietrzaka (nazywanego też bardem PiS) to już zupełnie inna bajka. Bez ogródek mówił, że dopiero po przejęciu władzy przez PiS odzyskaliśmy "wolność" i "normalność".
Zwracam uwagę, że Kabaret pod Egidą obchodzi w tym roku 50-lecie i fakt, że w końcu dochodzimy wolnej i normalnej Polski to w gruncie rzeczy zasługa Kabaretu pod Egidą - mówił Pietrzak.
Do tego momentu można było się zastanawiać, czy to koncert festiwalowy, czy laurka dla PiS-u. Pietrzak jednak rozwiał wątpliwości.
Od 1967 roku, przez dziesiątki lat, my, Kabaret Pod Egidą, mówiliśmy o tym świństwie realnym socjalizmie. Szydziliśmy na wszystkie możliwe sposoby. (...) Kiedy Kuroń z Michnikiem mówili: "socjalizm tak, wypaczenia nie", ja mówiłem: "wypaczenia tak, a socjalizm nie". (...) Proszę! Proszę! Brawa śmiało - zachęcał do oklasków publiczność Jan Pietrzak.
Aż w końcu padły te słowa:
Przez 49 lat graliśmy kabaret zdecydowanie antyrządowy i przyszedł taki czas w 2015 roku, kiedy raptem się całkiem odmieniła sytuacja. Bo teraz bardziej opozycja szkodzi Polsce niż władza! To jest pierwszy raz w mojej historii - mówił Pietrzak, któremu wtórowały oklaski publiczności. - Dlatego z czystym sumieniem mogę zaśpiewać piosenkę "Niech żyje Polska".
Każde kolejne wystąpienie Pietrzaka między piosenkami było już tylko i wyłączenie podkreślaniem jak kiedyś było źle, a jak teraz jest dobrze. Problem w tym, że przez to "kiedyś" wcale nie wiadomo czy rozumieć "za PRL" czy "za PO".
Kolejna piosenka wymaga pewnego wstępu, ponieważ kiedyś bardzo marnie uczono historii. Piosenka dotyczy sierpnia. W sierpniu w ostatnich latach 100 latach z naddatkiem zdarzały się w Polsce rzeczy niezwykłe.
W tym momencie Pietrzak opowiedział historię, jak to Piłsudski z niewielką kompanią ruszył (właśnie w sierpniu) na I wojnę światową, "żeby odzyskać dla Polski niepodległość".
Jaką trzeba było mieć wiarę w Polskę, żeby na coś takiego się zdecydować! To się udało! Pod koniec wojny dysponowaliśmy potężną siłą zbrojną (...). Polska pokonała trzech zaborców - krzyczał głośno i gestykulował Pietrzak. - Polska odniosła wielkie zwycięstwo w I wojnie światowej. Dlaczego o tym mówię? Bo słowa "zwycięstwo" nie ma w polskich podręcznikach. Do tej pory polskie podręczniki pisali okupanci. Słowa "zwycięstwo" nie wolno używać.
Kolejna opowieść dotyczyła już Bitwy Warszawskiej - dostało się tym razem nie autorom podręczników, lecz III RP. Co ciekawe, gdy Pietrzak krzyczał na całe gardło słowa "zwycięstwo", towarzyszyły mu brawa. Kiedy jednak zaczął mówić, że Hanna Gronkiewicz-Waltz słucha Moskwy, panowało milczenie.
To jest haniebne, że w tej III RP nie ma w Warszawie pomnika Bitwy Warszawskiej. Dlaczego? Bo Moskwa zabrania! - znów podniósł głos Pietrzak. - Władze Warszawy słuchają Moskwy! To tylko tak państwa informuję.
Kolejnym sierpniem, o którym opowiadał Pietrzak, był sierpień 1944 roku. W mniemaniu kabareciarza co roku o tej porze pojawiają się głównie artykuły podważające sens Powstania Warszawskiego.
Sens Powstaniu nadali jego uczestnicy. To było piękne pokolenie wolnej Polski. Nie byli głupsi od nas. Wiedzieli, że są sprawy, dla których warto ryzykować życiem. Bo Polacy walczyli zawsze o wolność waszą i naszą. W przeciwieństwie do Rosjan, którzy zawsze walczyli o zniewolenie innych narodów. ZAWSZE! - zapienił się Pietrzak. - Uczą tego w szkole? Nie bardzo!
Pietrzakowi odpowiadała coraz bardziej dojmująca cisza pełna zakłopotania, która trwała także, gdy mówił, że "Solidarność" obaliła ZSRR i NRD oraz zakończyła II Wojnę Światową.
Przepraszam, że tak mówię o tych zwycięstwach, ale o tym jest ta piosenka - tłumaczył się Pietrzak. - Nam się to pozacierało, przez te agentury, afery związane z "Solidarnością".
Przed kolejną piosenką Pietrzak stracił wszelkie hamulce.
Kiedy my sobie tutaj świętujemy 16 i 17 września, na wschodniej granicy oni przeprowadzają manewry zbiry. ZBIR - Związek Białorusi i Rosji - to są manewry, żeby przeprowadzić napaść na Polskę. Właśnie w tym momencie. Z drugiej strony, na zachodzie, codziennie niemieckie media atakują Polskę, że nie jest subordynowana, że nie che przyjmować transportów imigrantów. W związku z tą sytuacją przypomniało mi się, że w czasie wojny mówiło się na nich szkopy i kacapy. PRL-owska cenzura nie pozwalała ich używać. Korzystając więc z odzyskanej wolności, pozwolę sobie ich użyć w piosence.
Jednak Pietrzak nie był jedynym artystą, którego występ był wyraźnie upolityczniony. Ryszard Makowski, członek kabaretu Otto, apelował do czytelników "GW":
Ja staram się pisać rzeczy przyjemny. Znerwicowany, pełen depresji, zestresowany czytelniku "Gazety Wyborczej", uśmiechnij się! Te 25 lat rządów PiS przeleci jak z bicza strzelił. Jak się nie cieszyć? - pytał retorycznie przy akompaniamencie głośnego śmiechu i oklasków.
Koncert i zarazem benefis Jana Pietrzaka kończyła piosenka "Żeby Polska była Polską", której słowa - jak przypomniał artysta - cytowało dwóch amerykańskich prezydentów: Ronald Reagan i Donald Trump.
Wykonanie było bardzo dramatyczne. Wszyscy artyści zebrali się wspólnie na scenie podświetlonej w biało-czerwone barwy i razem śpiewali refren posągowej pieśni. W tym czasie realizator pokazywał rodziny na widowni trzymające polskie flagi, jedna z symbolem Polski Walczącej.
Koncert zakończył się przed 1 w nocy, czy warto było oglądać? Zdecydowanie. Człowiek mógł nie tylko posłuchać muzyki, lecz także naocznie przekonać się, w jakiej rzeczywistości żyjemy.
(Oczywiście w lepszej, bo rządzonej przez PiS).
ZI