Marcin Miller - założyciel i członek zespołu Boys, autor takich hitów jak: "Jesteś szalona", "Wolność", "Łobuz" czy "Chłop z Mazur" - był gościem Kuby Wojewódzkiego. Na kanapie samozwańczego króla TVN król disco polo pochwalił się swoim wokalnym talentem i zaśpiewał fragment "Bohemian Rhapsody" zespołu Queen.
Wojewódzki zaczął od trudnego tematu - porównania Millera do Zenka Martyniuka.
Kto jest królem disco polo, ty czy Zenek - zapytał.
Ludzie mówili, że królem diso polo jest Zenek Martyniuk, a ja mu mogę usługiwać. Usłyszałem jednak też, że skoro on jest królem, to ja jestem imperatorem - przyznał muzyk.
Miller dodał też, że żyje w zgodzie z Zenkiem Martyniukiem. Później mówił, że nie chce pisać tekstów piosenek o religii i polityce. Wojewódzkiemu udało się wyciągną od Millera nietypowe wyznanie.
Rząd dobrze płaci. Zacząłem imprezy takie, jak Sylwester w TVP - powiedział na kanapie samozwańczego Króla TVN.
W kolejnych minutach rozmowy Wojewódzki ironizował jeszcze bardziej.
Michel Jackson nie grał na weselu Kamila Grosickiego - kpił.
Ale on mi nie płacił za to. Dobrze mnie ugościł. Poza tym święta trójca tam była: Grosik, Peszko i Hajto.
To ostatnie wyznanie wzbudziło zachwyt dziennikarza.
Marcin Miller opowiedział również o tym, że jest ze swoją żoną już 30 lat. Często jednak wyjeżdża w trasy i kiedy nie widzi się z ukochaną, to za sobą tęskną.
Powiedziała mi kiedyś "Marcin, ja chyba za tobą tęsknie". I to był najpiękniejszy moment w moi życiu - cieszył się.
Dalej było jeszcze ciekawiej.
Jak ktoś zje u mnie w aucie batonika, to zabiję. Nie ma jedzenia w samochodzie - przyznał Miller, który dodał zaraz, że jest pedantem i mam coś na kształt nerwicy natręctw.
AG