Anna Seniuk nie zwalnia tempa. Mimo że jest aktywna zawodowo od ponad 60 lat, ani myśli, by przejść na emeryturę. Ma to szczęście, że ciekawych ról dla niej nie brakuje i ciągle jest zasypywana nowymi propozycjami pracy. Ostatnio aktorka miała przyjemność zagrać w komedii Bartosza Prokopowicza "Nic na siłę", którą od 27 marca można oglądać na Netfliksie. Film opowiada o perypetiach szefowej kuchni Oliwii (Anna Szymańczyk), zwabionej misternym podstępem na wieś, aby ratować gospodarstwo babci, w którą wciela się Anna Seniuk. Praca ze stadem zwierząt, choć bardzo przyjemna, nie należała do najłatwiejszych. W najnowszej rozmowie z Bartoszem Pańczykiem legenda polskiego kina opowiedziała o pracy na planie. Przy okazji wyznała, że spotkania z filmowym koniem nigdy nie zapomni. Dało jej się we znaki przez dobre kilka miesięcy. Poniżej obejrzysz całą rozmowę dla Gazeta.pl, w której aktorka opowiada nie tylko o kulisach nowego filmu czy wypadku na planie, ale i miłości, samotności oraz wnukach.
Zdjęcia do nowego filmu Netfliksa powstawały w malowniczych plenerach na Podlasiu. W gospodarstwie Haliny, czyli bohaterki Anny Seniuk, nie brakuje zwierząt. Ma ona m.in. konie, gromadę kóz, kury czy gęsi. Wszystkie są niesforne i wszędzie ich pełno. Praca z nimi była nie lada wyzwaniem. Jedna ze scen z wierzchowcem mogła się skończyć bardzo niebezpiecznie. Aktorka zachowała jednak zimną krew i jak na profesjonalistkę przystało, nie przerwała sceny, która wymykała się spod kontroli.
Nie zawsze szło jak z płatka. Ale myślę, że nasze zwierzątka były bardzo inteligentne. Udało się je spacyfikować i rzeczywiście jadły z ręki - dosłownie. Zawsze lubiłam zdjęcia ze zwierzętami. Co prawda koń niechcący nadepnął mi na nogę w czasie pewnego ujęcia. Nie mogłam wtedy wyjąć tej nogi spod jego kopyta. On był bardzo zadowolony, bo mu dawałam jabłuszko, więc je jadł, a ja usiłowałam go odsunąć, by zszedł z mojej nogi, bo nie miałam butów twardych do jazdy konnej, tylko tenisówki. Także miałam po tym pamiątkę, siniak taki przez pół roku
- wyznała Anna Seniuk w rozmowie z Gazeta.pl. Aktorka dodała, że nie miała do niego pretensji, bo był bardzo łagodny i wie, że zrobił to nieświadomie. - On nie zauważył, że stoi na mojej nodze po prostu - wytłumaczyła.
Galerię barwnych, nietuzinkowych postaci w "Nic na siłę" stworzyli także: Mateusz Janicki, Artur Barciś, Paulina Holtz, która na potrzeby roli w filmie całkowicie odmieniła swój wizerunek, Cezary Żak, Filip Gurłacz, Piotr Rogucki, Magdalena Smalara i Sebastian Stankiewicz. Jedna ze scen wymagała od Anny Seniuk położenia się w trumnie. Co ciekawe, nie czuła wtedy dyskomfortu.
To akurat dla mnie codzienność, bo to już jest moja trzecia trumna w życiu. Chociaż mówi się, że do trzech razy sztuka, więc nie wiem, czy następną scenę z trumną odmówię, czy przyjmę. Trzy razy już w niej leżałam. Raz było wygodnie, raz trochę ciasno, twardo. Tutaj było wyjątkowo przyjemnie. Chciałam sprostać temu wyzwaniu, tym bardziej, że rola mi się bardzo podobała
- powiedziała Anna Seniuk w tej samej rozmowie i powiedziała, które wspomnienia z filmu są dla niej najlepsze. - Największym odkryciem moim w tym filmie było Podlasie. Wszystkie plenery były tam kręcone. Zachwyciłam się tę częścią Polski, którą znałam tylko przejazdem. Muszę powiedzieć, że do dzisiejszego dnia noszę w sercu to Podlasie. Obiecałam sobie, że ja tam wrócę i zagnieżdżę się. W sensie, że nie będę tam mieszkać, ale będę penetrować. Czułam się tam jak w bajkowej krainie. Jak gdzieś na innej planecie. Tam inaczej czas płynie, inaczej wschodzi i zachodzi słońce. Myślę, że w filmie dzielimy się z państwem nie tylko fabułą, ale również tym otoczeniem podlaskim i niezwykłą atmosferą. Spotkałam tam ludzi innych niż gdzie indziej. Jestem bardzo wdzięczna reżyserowi, że mi zaufał i mogłam tam spędzić piękne lato zeszłego roku - podsumowała szczęśliwa aktorka.
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!