W najnowszym numerze magazynu "Uroda" Justyna Steczkowska zdradziła jak o siebie dba. Przy okazji z ogromnym dystansem do siebie wyśmiała domysły dotyczące jej operacji plastycznych.
Brukowce posądzają mnie o wszystko. Według nich jestem cała sztuczna (śmiech). Najśmieszniejszą plotką jest chyba ta, że mam zrobiony nos (śmiech), to już jest masakra! Zrobienie takiego nosa świadczyłoby o totalnym braku talentu ze strony chirurga. Jest wyjątkowo nieudany (śmiech). No ale jest, jaki jest i nic nie można na to poradzić - śmieje się wokalistka
twierdzi jednak, że nie ma nic przeciwko operacjom plastycznym i nie wyklucza, że za kilka lat zdecyduje się na jakiś zabieg. Póki co nie boi się paparazzich i często wychodzi z domu bez makijażu.
Czy zdecydowałaby się na radykalną zmianę swojej fryzury?
Wiesz, czasami mam ochotę na krótką fryzurę, ale... Chyba teraz nie do końca bym się z tym dobrze czuła. Ponad 20 lat temu po raz pierwszy ufarbowałam włosy na czarno i od tej pory trzymałam się tego koloru. Niecałe trzy lata temu przefarbowałam je na ciemny brąz, a potem stopniowo rozjaśniałam u mojego fryzjera - opowiada Steczkowska
wyznała także, że odchudzała się tylko raz w życiu - wtedy, kiedy do roli w filmie "Na koniec świata" specjalnie przytyła 10 kilo. Zbędne kilogramy szybko zrzuciła.
Chodziłam na siłownię, saunę, biegałam, no i odżywiałam się już normalnie. Do swoich 47 kilogramów wróciłam w trzy miesiące - chwali się
Szkoda tylko, że przy wszystkich zapewnieniach o tym, że jest w pełni naturalna, na okładce magazynu
została mocno wyretuszowana. Przez to przestaje być wiarygodna. Ale czy kiedykolwiek była?