Michał Figurski na początku lipca ogłosił na Facebooku, że od września znów będzie można obejrzeć go na antenie stacji Polsat News w programie "WidziMiSię". Powrót do pracy nastąpi prawie rok po przebytym wylewie. Dziennikarz przeszedł operację, po której przez dwa tygodnie był utrzymywany w stanie śpiączki farmakologicznej. Pełnej sprawności nie odzyskał do tej pory - wciąż poddaje się rehabilitacji i porusza przy pomocy wózka inwalidzkiego. W rozmowie z magazynem "VIVA!" wspomina dzień wypadku.
Wieczorem poprzedniego dnia zaczęła boleć mnie głowa, mięśnie, stawy, czułem się jak przy anginie. Zażyłem leki na przeziębienie i położyłem się spać. Obudziłem się wczesnym rankiem. Usiadłem na łóżku, nie wiem dziś, jakim cudem. Nie mogłem rozpoznać własnej ręki. Nie miałem czucia, nie mogłem się poruszyć. Byłem przytomny, napisałem SMS-a do mojej lekarki, że się źle czuję. Wezwaliśmy pogotowie i stwierdzono objawy wylewu. Szybko trafiłem na stół operacyjny, otworzono mi czaszkę i odessano tenże wylew. Podobno stan był tak dramatyczny, że lekarze nie sądzili, że będę w stanie wyjść z tej sali żywy - wspomina.
Dziennikarz wcześniej długie lata zmagał się z cukrzycą. To najprawdopodobniej choroba przyczyniła się do osłabienia naczyń krwionośnych, a w rezultacie do ich pęknięcia. Figurski przyznaje, że wylew to efekt jego zaniedbania i nie traktowania poważnie zaleceń lekarzy.
Mam 42 lata i od 21 lat jestem chory na cukrzycę. Najgorsze w tej chorobie jest to, że ona w ogóle nie boli. A wymaga rygorystycznej diety, ćwiczeń fizycznych, nieustannej uwagi. Dostałem cukrzycy, będąc młodym człowiekiem i - podobno to powszechna reakcja - zbuntowałem się. Żyłem, oszukując siebie samego i wszystkich dookoła. że się prowadzę dobrze i że nic mi nie grozi. [...] Jestem głównym winowajcą. Mogę mieć pretensje do siebie, bo ostrzegano mnie, czym grozi zaniedbana cukrzyca.
Figurski dodaje, że żmudny proces dochodzenia do zdrowia był dla niego okazją do autorefleksji i przemyślanie niektórych wyborów życiowych. Jednym z nich był rozwód z Odetą Moro. Dziennikarz wyznał, że po wypadku jego relacje z byłą żoną znacznie się poprawiły. Dziennikarka zaangażowała się w zbieranie funduszów na dalszą rehabilitację byłego męża.
Byliśmy udanym małżeństwem. Ale jak oboje ustaliliśmy w pierwszej szczerej rozmowie z Odetą po tym wszystkim, po prostu nie doceniliśmy tego szczęścia, które mieliśmy.Wszystko przychodziło łatwo. Zakochaliśmy się od pierwszego wejrzenia, bardzo szybko wzięliśmy ślub. Szybko urodziła nam się wspaniała córka. Zbudowaliśmy dom. Nie myśleliśmy o tym, że trzeba w to włożyć trochę pracy, trochę cierpliwości. Tego zabrakło.
EK