Zuzanna Iwińska: Urodziłaś w 1975 roku w szarej komunistycznej Polsce, jednak jednak do rezydencji Playboya wiodła druga i dość kręta droga. Zahaczająca m.in. o Grecję czy studia prawnicze.
Izabella St. James: Miałam 10 lat, jak wyjechałam z Polski i przeprowadziliśmy się z rodzicami do Grecji. Mieszkaliśmy w Atenach przez rok i później przeprowadziliśmy się do Kanady. Nie mieszkaliśmy jednak długo w jednym miejscu. Podróżowaliśmy z zachodu na wschód - z Vancouver do Toronto. Studiowałam natomiast w Montrealu na McGill University. Tam są takie zimy, że po czterech latach miałam już dość. Kiedy nasze miasto nawiedził lodowy sztorm, to stwierdziłam, że nie chcę już tu dłużej mieszkać. To, że chcę studiować prawo, wiedziałam już od dawna. Pozostało mi tylko wybrać odpowiednie miejsce - gdzieś, gdzie na okrągło jest ciepło. I tak znalazłam się w Malibu. Uniwersytet w Los Angeles wyglądał jak jakiś cud. Zakochałam się w tej szkole. Położona jest nad oceanem, wkoło słońce, palmy. Zostałam tam do dziś.
Skakałaś z miejsca na miejsce. Aklimatyzowanie się w dziesiątym z kolei miejscu, nowi ludzie, przyjaźnie, to chyba nie było łatwe.
Pochodzę z rodziny miłośników podróży. Choć, jak powiedziałaś, przyszłam na świat nie w wolnej Polsce, gdzie wybór kierunków na wycieczki był dość mocno ograniczony, to jednak moi rodzice dużo jeździli ze mną po Europie, tam gdzie mogli. Grecja, Rumunia, Bułgaria, bardzo dużo też podróżowaliśmy po Węgrzech. Można powiedzieć, że od dzieciństwa przywykłam do nowych wrażeń i miejsc. Najtrudniejsza była przeprowadzka do Kanady. Dużo musiałam uczyć się angielskiego, po czym w szkole powiedziano mi, że muszę znać też francuski! Przyznam się, że nie wiedziałam, że Kanada ma dwa urzędowe języki, a nauka dwóch w tym samym czasie, nie była łatwa.
Polski, angielski, francuski... Ile ty znasz języków?
Pięć. Jeszcze grecki. A potem zakochałam się w hiszpańskim. Wydawał mi się taki romantyczny, więc postanowiłam, że muszę się go nauczyć. To mi się potem przydało, bo studiowałam przez chwilę w Madrycie.
Do kompletu brakuje tylko Polski.
Nie brakuje. Część studiów zrobiłam w Madrycie, a część w Krakowie na Uniwersytecie Jagiellońskim. Musiałam nadrabiać przez to różnice programowe, ale ostatecznie wyszło mi to na dobre, bo 3 lata zaliczyłam w 2,5.
To był ciężki okres?
Bardzo. W Stanach prawo jest bardzo ciężkim kierunkiem. 12-15 godzin nauki. Dzień w dzień, zawsze z nosem w grubych książkach. Skończyłam studia, potem pracowałam w prywatnej firmie. Zajmowaliśmy się prawem w przemyśle rozrywkowym, np. kontrakty, publikacje. Miałam nawet dosyć sławnych klientów, no a potem pracowałam już jako prawnik w "Playboyu".
Archiwum prywatneKróliczek Playboya w kancelarii? Tego chyba nie da się pogodzić. Nie bałaś się, że ta przygoda ci zwyczajnie zaszkodzi?
Może gdybym chciała zostać sędzią lub zajmować się inną dziedziną prawa, to bym się martwiła. Ale nie oszukujmy się. Mieszkałam w Los Angeles. To jest miasto filmu, rozrywki, show-biznesu, pełne tysięcy pięknych ludzi. Poza tym chciałam związać się z prawem dotyczącym przemysłu rozrywkowego, u nas nazywa się to entertaiment law. "Playboy" nie mógł mi zaszkodzić. Wręcz przeciwnie. Pracując jako prawnik dla Playboya", stykałam się z wieloma ludźmi, którzy byli mną zafascynowani. Mówili: "Ty nie wyglądasz jak prawniczka. Fajnie byłoby mieć t a k ą "cool" prawniczkę". Jestem pewna, że gdybym ciągle tam pracowała, to miałabym więcej klientów. I to zarówno mężczyzn, jak i kobiet, zwłaszcza tych czułych na punkcie wyglądu.
To tak trafiłaś do słynnego Playboy Mansion?
Poznałam Hugh Hefnera w ekskluzywnym klubie. Poszłam tam po prostu z koleżanką potańczyć. I tam był on. Moja znajoma chciała być dziennikarką, więc podeszła do niego porozmawiać. Ja trzymałam się z boku. On jednak zauważył mnie i zaprosił mnie do stolika, bo "chciał się przedstawić". Chwilę rozmawialiśmy, a na koniec zaprosił nas na imprezę do Playboy Mansion. Od razu odmówiłam. Miałam za dużo nauki i naprawdę nie chciałam poświęcać czasu na kolejną imprezę. Koleżanka mnie jednak namówiła i poszłyśmy. Jednak tylko na chwilę, wtedy naprawdę musiałam wracać do domu i kuć.
No to kiedy to się zaczęło?
Właśnie wtedy. Trzymałam Hefa na dystans, a on zaczął za mną latać. Dzwonił do mnie, pisał, zapraszał mnie na imprezy. Jeśli chodzi o mnie, to ciekawił mnie i fascynował, ale nie chciałam się wiązać. Nie rozumiałam wtedy tej jego sytuacji, poza tym miałam szkołę. Chciałam zdobyć dyplom, to było najważniejsze.
Ale w końcu zbliżyłaś się do niego
Przez rok trzymałam się od niego z daleka. Chodziłam od czasu do czasu na jego imprezy, rozmawialiśmy, ale nic między nami nie było. Aż do czasu skończenia szkoły. To było naprawdę siedem lat ciężkiej pracy. Polityka, ekonomia, prawo. Byłam zmęczona. Może to było trochę lekkomyślne, ale pozwoliłam sobie na taką przygodę. Miałam 26 lat, nie byłam już podlotkiem, poza tym moje życie nigdy nie było standardowe. Wiedziałam, że jak za 6 miesięcy zacznę pracować jako prawnik, to skończy się moje życie prywatne. Praca po 12 godzin dziennie, zobowiązania... Chciałam odpocząć i... postanowiłam zamieszkać w najsłynniejszej rezydencji świata.
Jakie wiedzie się życie za wielką bramą Rezydencji Playboya?
Ja przeżyłam szok. To wyglądało jak raj na Ziemi. Pięknie, zielono, basen, korty tenisowe, a nawet źródełko, prywatne groty, wodospady, ZOO. Po całej rezydencji spacerują pawie, śpiewają ptaki. To było wręcz niemożliwe do zrozumienia, że ktoś mieszka w takim prywatnym raju. Do tej pory moja rzeczywistość wyglądała tak: szkoła-dom-nauka-sen. A teraz? Miałam własnych służących, jeśli byłam głodna, naciskałam jeden guzik i przynoszono mi każde, naprawdę każde danie, jakie sobie wymarzyłam. Myślałam sobie, że po tylu latach nauki, zasłużyłam sobie na kilka miesięcy odpoczynku.
Archiwum prywatneJak wyglądał twój dzień?
Po pierwsze, wstajesz, o której chcesz. Wystarczy, że nawet nieprzytomna naciskasz "zero" przy telefonie i przynoszą ci do łóżka śniadanie. W domu zaprzyjaźniłam się z Angielką Zoe Gregory. Ona zawsze do mnie przychodziła i razem leżałyśmy długo w łóżku, jedząc i rozmawiając. Potem praktycznie miałyśmy cały dzień wolny. Często jednak udzielałyśmy wywiadów dla międzynarodowych mediów, od "Vogue'a" po paryski "Match". Chodziłyśmy się opalać nad basenem, grać w tenisa, na zabiegi kosmetyczne - włosy, paznokcie, masaże, zakupy. Musiałyśmy mieć co chwila nowe rzeczy, a to na sesje, a to na kolejne wyjścia. Wieczorami Hefa zapraszano na przeróżne imprezy i często nas zabierał ze sobą. Nie miałyśmy żadnych obowiązków. Po kilku miesiącach jednak okazało się, że zostałam tam dłużej niż pół roku i że to nie było wcale bajkowe życie.
Dlaczego? Wygląda na to, że musiałaś tylko leżeć i pachnieć.
Właśnie dlatego. Czułam się bardzo pusta, jak jakaś lalka, w dodatku zamknięta w klatce. Zaczęłam się zastanawiać, co ja tutaj robię? Nie wiedziałam nawet, ile co kosztuje. Znudziły mi się te wszystkie materialne rzeczy. Znudziła mi się jedyna nasza rozrywka, czyli shopping, no bo ileż człowiek może mieć torebek? Ok, to może cię cieszyć na chwilę, ale nie ma w tym prawdziwej radości. Czułam się niespełniona. Tęskniłam za normalnością. Brakowało mi nawet takich prozaicznych rzeczy jak sprzątanie. Nic nie mogłam sama zrobić. Ba, ja przez dwa lata nawet sama chleba nie posmarowałam masłem. Nie miałyśmy wstępu do kuchni.
Dlaczego?
Hef bał się. Nie pozwalał na żadne kontakty dziewczyn z pracownikami. Był zazdrosny, obawiał się zdrady. Tak samo z imprezami czy nawet z pracą. Nie pozwalał nikomu pracować. Ja dostałam od niego specjalne pozwolenie, żeby móc przez jeden dzień w tygodniu pracować jako prawnik w "Playboyu", bo nie mogłam stracić kontaktu z zawodem. Chciałam robić w życiu coś, co się liczy. Przecież nie po to tyle studiowałam, żeby tylko siedzieć jak malowana lalka i nic nie robić. Brakowało mi wolności, samodzielności i wreszcie brakowało mi miłości. Prawdziwej miłości. Z rówieśnikiem, który byłby skupiony tylko na mnie.
A Hugh Hefner? Kim on był dla ciebie?
Wiele osób nie może zrozumieć tej relacji i też to rozumiem. Dużo starszy ode mnie mężczyzna, bogaty, w dodatku nie na wyłączność, bo były inne dziewczyny. Dwie, trzy, czasem więcej. Ja jednak byłam nim zafascynowana. To był przecież człowiek, który pożyczył 600 dolarów od rodziny i w swoim mieszkaniu, w czasach, kiedy to było praktycznie niemożliwe, stworzył globalne imperium. Zrobił z niczego COŚ. Dziś króliczek "Playboya" jest marką rozpoznawaną w każdym zakątku świata. Miałam okazję mieszkać z legendą. Dla mnie był interesującym, niezwykle ciekawym, myślącym niestandardowo człowiekiem. Ja się w nim szczerze zakochałam. Może nie było w tym chemii, nie pomyślałam sobie: "o matko, ale jest zabójczo przystojny", ale to była miłość, choć nie taka szalona jak z filmu. Moje uczucie powstało z fascynacji i szacunku.
A jego uczucie?
On mnie też kochał. Jednak ponieważ były inne dziewczyny, ciągle między nami był dystans. Po dwóch latach mieszkania tam zrozumiałam, że to nie jest prawdziwa miłość, tylko przyjaźń. Na początku owszem, był romans. Ludzie pewnie zastanawiają się, jak wygląda to w sypialni. Muszę powiedzieć, że Hef miał kontakty intymne z dziewczynami bardzo rzadko. Nigdy nie przychodził do naszej sypialni, nigdy nas do niczego nie zmuszał. Miał swoją główną dziewczynę i to ona spędzała z nim większość czasu w sypialni. Przez bardzo długi okres nie dochodziło do zbliżeń między nami. Wtedy nasza relacja była zupełnie przyjacielska. Dobrze się czuliśmy w swoim towarzystwie, rozmawialiśmy o polityce, o sporcie. Byłam w domu praktycznie jedyną kobietą, z którą mógł o tym podyskutować, bo inne dziewczyny... One interesowały się tylko ubraniami i wyglądem.
Gdy odeszłaś, jak one zareagowały - twoje koleżanki z Playboy Mansion?
Nie mogły zrozumieć, dlaczego chcę odejść. Im się podobało takie życie. Bardzo szczęśliwa była jedynie Holly Madison. Ona miała tylko jedną ambicję - pozbyć się wszystkich dziewczyn, bo miała tylko jedno marzenie - wyjść za Hefa za mąż.
Archiwum prywatneOdeszłaś tuż przed głośnym reality show "Króliczki Playboya" (ang. "The Girls Next Door"), nie żałowałaś?
Nie byłam gotowa, aby poświęcić kolejne 3-4 lata swojego życia. One zarobiły, co prawda, ogromne pieniądze, ale ja miałam już dosyć tego życia. Tęskniłam za samodzielnością, wolnością i miłością.
Znalazłaś ją poza rajskim światem "Playboya"?
Tak. Wróciłam do chłopaka, z którym chodziłam na studiach - Justina. Byłam spragniona uczucia. Nie wybrałam pieniędzy, choć dzięki Playboy Mansion poznałam wielu mężczyzn, starszych i bogatych. Spotykałam się z Jimem Carreyem, Nicolasem Cage'em, ale oni mnie nie interesowali. Bałam się, że jeśli znów będę chciała związać się ze starszym, sławnym facetem, to ponownie będę w związku opartym na jego zasadach, w którym najważniejszy jest on i jego kariera, a ty masz zadowolić się drugoplanową rolą. Chciałam mieć kogoś, kto musi zarabiać, walczyć, z którym będę mogła razem ułożyć sobie życie, a nie kogoś, kto znów mi będzie nakazywał, że mam robić to i to, a do domu wracać o dziewiątej. Nie. Chciałam, żeby to było normalne. I było. Wzięliśmy ślub, niestety po śmierci brata Justin nie potrafił się otrząsnąć. Próbowaliśmy wszystkiego, ale naszego związku nie udało się uratować. Teraz znów szukam miłości. Słyszałam, że macie program "Rolnik szuka żony", może powinnam zrobić "Iza szuka męża".
Polskę odwiedziłaś po długim okresie nieobecności, bardzo się zmieniła?
Zdziwiła mnie jedna rzecz. Idę ulicą, rozglądam się i widzę bardzo dużo nazw firm, banków, logo amerykańskich, takich które rozpoznaje np. TK Maxx, Citi Bank. Najbardziej jednak ciągnie mnie do takich rzeczy typowo polskich. Jak idziemy do restauracji, zamawiam tylko polskie jedzenie, zwłaszcza zupy: żurek, barszcz. Dużo jest nowoczesnych rzeczy, ale mnie najbardziej cieszą te dawne, jak najbardziej tradycyjne.
A orientujesz się w tym, co się teraz dzieje w Polsce, polskiej polityce?
Tak. Śledzę te wydarzenia. Wczoraj odezwała się we mnie prawdziwa polska dusza, jak ze znajomymi przy winie zaczęłam rozmawiać o polityce, to nie mogłam skończyć. Zresztą mam to po rodzicach. Z nich są tacy "politycy". Moja mama bardzo przeżywa wszystko. Nie ma dnia, żebyśmy nie dyskutowały przez telefon. Myślę, że to się nie zmieni. Niezależnie od tego, ile lat będę mieszkać w USA.
Archiwum prywatneRozmawiała Zuzanna Iwińska