Wendzikowska o traumatycznym rozstaniu po porodzie. "Myślałam, że moje życie się skończyło"

Anna Wendzikowska otworzyła się na temat trudnego czasu po porodzie. Dziennikarka zdradziła, jak udało jej się przezwyciężyć samotność i emocjonalny chaos.
Anna Wendzikowska
Youtube @Kozaczek screen

Anna Wendzikowska przez kilka ostatnich lat była samodzielną mamą. Ma dwie córki - dziesięcioletnią Kornelię i siedmioletnią Antoninę. Niestety, jej związki z ojcami dziewczynek zakończyły się rozstaniami. W ostatniej rozmowie z Kozaczkiem prezenterka otworzyła się na temat jednego z najbardziej traumatycznych doświadczeń w swoim życiu - rozstania, które miało miejsce zaledwie trzy tygodnie po porodzie.

Zobacz wideo Anna Wendzikowska mówi o swoich rozstaniach z partnerami. Nagle wspomniała o Sandrze Kubickiej i Magdzie Stępień [materiał wydawcy kobieta.gazeta.pl]

Anna Wendzikowska o traumatycznym rozstaniu. "Trzy tygodnie po porodzie po prostu sobie poszedł"

Anna Wendzikowska podkreśliła, jak trudny był to czas, pełen emocjonalnego chaosu. - Trzy tygodnie po porodzie tak po prostu poszedł sobie. Stwierdził widocznie, że jest za trudno. Nie każdy to dźwiga, to są trudne rzeczy. Małe dziecko to bardzo duże obciążenie dla układu nerwowego. Człowiek nie śpi nocami, to nie jest łatwe - wyznała. Dziennikarka wspomniała również o roli, jaką w procesie leczenia i odzyskiwania równowagi odegrała terapia. Dzięki niej udało jej się stawić czoła trudnym przeżyciom i nauczyć się radzić sobie z bólem, który towarzyszył rozstaniu. - To był moment, kiedy wróciłam na terapię grupową. Wtedy najgłębiej przyjrzałam się sobie - wspominała.

Anna Wendzikowska po porodzie została sama z dwójką dzieci. "Myślałam, że moje życie się skończyło"

Dziennikarka nie ukrywa jednak, że początki prób odnalezienie się w skomplikowanej sytuacji nie należały do łatwych. - Jako że byłam w połogu, początek był tragiczny. Na szczęście miałam przy sobie system wsparcia: przyjaciół, siostrę, kuzynkę. Co wieczór ktoś przyjeżdżał i siedział ze mną, bo byłam w strasznym stanie. Jak się okazało, w grupie wspierających ją osób nie zabrakło też Malwiny Wędzikowskiej. - Bardzo dużo osób mnie wtedy uratowało. Jestem za to głęboko wdzięczna. To jest taki moment prawdy, kiedy sprawdzasz, kto tak naprawdę koło ciebie stoi - przyznała. Dodała, że były chwile zwątpienia, kiedy obwiniała siebie za to, co się stało. - Wydawało mi się, że moje życie się skończyło i już nic mnie nie czeka. Towarzyszyły mi myśli "na co mi to było?" i "sama sobie to zrobiłam" - podsumowała.

Więcej o: