• Link został skopiowany

Gypsy Rose Blanchard od urodzenia była zakładniczką swojej matki. Dlatego zaplanowała jej morderstwo

Astma, białaczka, epilepsja, zespół bezdechu sennego, dystrofia mięśniowa. To tylko wstęp do długiej listy chorób, na które rzekomo cierpiała Gypsy. Dee Dee poświęciła całe życie opiece nad swoim dzieckiem. I to dosłownie "całe życie", bo w 2015 roku została brutalnie zamordowana. Ku zaskoczeniu wszystkich, zbrodnię starannie zaplanowała jej całkowicie zdrowa córka. W tę historię aż trudno uwierzyć, a jej finał nadszedł dopiero 28 grudnia 2023 roku. Gypsy Rose Blanchard wyszła z więzienia.
Gypsy Rose Blanchard wraz z matką, Clauddine 'Dee Dee' Blanchard.
Facebook: Necronomipod

"Pozory mylą", stwierdził podczas konferencji prasowej w czerwcu 2015 roku Jim Arnott, szeryf policji w Springfield. Trudno się było z nim nie zgodzić. Mieszkańcy małego miasteczka w stanie Missouri wciąż próbowali otrząsnąć się z szoku, jakiego doświadczyli w ostatnich dniach. Zaczęło się od niepokojącego wpisu "Ta s*ka nie żyje!", który ktoś opublikował na facebookowym profilu Dee Dee. Szybko okazało się, że kobietę brutalnie zamordowano, a jej córka zaginęła. Sąsiedzi odchodzili od zmysłów, wypłakując oczy na myśl o bezbronnej i przerażonej Gypsy. W końcu poruszała się wyłącznie na wózku inwalidzkim, a ten został w domu. Gdy dzień później zobaczyli w telewizji, jak zakuta w kajdanki dziewczyna staje przed sądem, byli przekonani, że to jakiś fotomontaż. Gypsy nie była bowiem chora, a w ckliwej historii, którą jej matka opowiadała wszystkim przez lata, nie było choćby ziarnka prawdy.

Życie Gypsy przepełniały choroby. "Była opóźniona w rozwoju"

Gypsy Rose Blanchard urodziła się 27 lipca 1991 roku. Od samego początku wychowywała się z matką. Jej rodzice, Clauddine "Dee Dee" i Rod Blanchard, rozstali się zaledwie rok po ślubie. Ojcu zależało jednak na utrzymaniu kontaktu z Gypsy. Widywali się regularnie. Gypsy była szczęśliwym i zdrowym niemowlakiem. Problemy nadeszły jednak szybko. Gdy miała trzy miesiące, Dee Dee zabrała ją do szpitala, twierdząc, że cierpi na zespół bezdechu sennego. Wielokrotne badania nie potwierdzały jej obaw, lecz to nie uspokoiło matki. Przekonywała byłego męża, że ich dziecko nękane jest licznymi schorzeniami, które tłumaczyła aberracją chromosomową. Rod zbywał te osądy i zarzucał Dee Dee nadopiekuńczość. W kolejnych latach życia Gypsy matka ogłosiła rodzinie, że dziecko cierpi na dystrofię mięśniową - zaburzenie, które utrudnia lub całkowicie uniemożliwia ruch. Zmuszała dziewczynkę do poruszania się z pomocą chodzika. Był to żmudny proces, bo Gypsy go nie potrzebowała. Krewni spierali się z Dee Dee. Dystrofia mięśniowa jest bowiem chorobą dziedziczną, a nikt inny na nią nie cierpiał. Kobieta nie chciała jednak tego słuchać. Coraz rzadziej przyjeżdżała z wizytą.

Gdy Gypsy miała około ośmiu lat, odwiedziła z matką rodzinę. Dziadek zabrał ją na przejażdżkę na motocyklu, podczas którego doszło do drobnego wypadku. Dziewczynka wypadła z siedzenia na jezdnię i zdarła sobie kolano. Dee Dee natychmiast zabrała ją do szpitala. Po rozmowie z lekarzem poinformowała córkę, że od tego momentu musi poruszać się wyłącznie z pomocą wózka inwalidzkiego. Gypsy początkowo stawiała opór, twierdząc, że nie ma żadnych problemów z chodzeniem, jednak matka karała ją za każdym razem, gdy wstawała z fotela. Mściła się fizycznie, wymierzając córce ciosy w twarz otwartą dłonią. Dziewczynka zaczęła się jej bać.

Dee Dee zaczęła zmuszać córkę do udziału w wydarzeniach związanych z Olimpiadami Specjalnymi. W 2001 roku Gypsy zyskała tytuł honorowej królowej parady w Nowym Orleanie. Choć była wówczas dziesięciolatką, słyszała, jak matka opowiada wolontariuszom, że właśnie skończyła osiem lat. Dodawała półgębkiem, że córka jest "opóźniona w rozwoju" i nie potrafi zapamiętać swojej daty urodzenia. Gypsy szybko wycofała się także z życia publicznego. Nie z własnej woli, rzecz jasna. Edukację zakończyła na etapie drugiej klasy szkoły podstawowej. Dee Dee przekonała nauczycieli, że córka ma ogromne trudności z przyswajaniem wiedzy i tylko ona potrafi do niej dotrzeć. Od tej pory to matka miała uczyć dziecko w domu, ale w rzeczywistości Gypsy była zdana na siebie. Nauczyła się czytać tylko dzięki książkom z cyklu "Harry Potter". Uwielbiała zatapiać się w wyimaginowanych światach. Nietrudno się domyślić, dlaczego.

Matka utrzymywała siebie i Gypsy z alimentów oraz środków, które otrzymywała od opieki społecznej. Nie pracowała - twierdziła, że całą uwagę musi poświęcać córce. Nieustannie odwiedzała szpitale i gabinety lekarskie, by odnawiać recepty na silne leki dla dziecka. Miały zapobiegać atakom padaczki, zaburzeniom słuchu i wzroku. Regularnie poddawała Gypsy inwazyjnym operacjom. Zabiegi przeprowadzano chociażby na mięśniach gałek ocznych dziewczynki, w uszach zainstalowano rurki mające zatrzymać infekcję, wycięto ślinianki, a na jej żołądku wykonano gastrostomię. Odżywiała się głównie przez rurkę.

Rurkę trzeba było wymieniać co pół roku. To był bolesny zabieg. Nie podawano mi narkozy, tylko wyjmowano starą i wkładano nową - wspominała Gypsy w filmie dokumentalnym pt. "Kochana mamusia nie żyje" w reżyserii Erin Lee Carr.

Opinia lekarzy o stanie Gypsy. "Matka jest kiepską historyczką"

Dee Dee dokładała wszelkich starań, by nikt nie zdołał podważyć jej wiarygodności. Była mistrzynią manipulacji. Głowę goliła jej na łyso, by Gypsy przypominała osobę chorą na raka. Stylizowała córkę w sposób, który miał podkreślać jej infantylną naturę. Ubierała ją w kolorowe suknie i zakładała na głowę diademy, by przypominała księżniczki z filmów Disneya, które tak bardzo lubiła oglądać. Matka dbała też o swój własny wizerunek. Ubierała się skromnie. Jej szafę zapełniały kolorowe koszulki, szorty i proste sukienki, wszystko w kwiecistych wzorach. Dzięki temu w otoczeniu uchodziła za radosną i godną zaufania. Kobieta usiłowała w ten sposób oszukać nie tylko sąsiadów i pracowników opieki społecznej. Zależało jej przede wszystkim na przychylności lekarzy, do których ciągle zabierała Gypsy. Większość z nich nie zadawała zbędnych pytań. Wysłuchiwali ckliwej historii matki z wyrozumiałością i empatią. Ochoczo wypisywali recepty i wyrażali nadzieję, że lekarstwa przyniosą dziewczynce ulgę. Sama pacjentka nigdy nie odzywała się podczas wizyt.

U lekarza zawsze mówiła ona. Zawsze miałam ze sobą pluszaka albo lalkę Barbie. Mówiła: baw się lalką. Podczas badania kazała mi siedzieć spokojnie na wózku i nie ruszać nogami - relacjonowała Gypsy w wywiadzie dla Erin Lee Carr.

Milczące zachowanie pacjentki zwróciło uwagę jednego z lekarzy, czego nie omieszkał zapisać w raporcie z badania. W efekcie Dee Dee już do niego nie wróciła. Kłamstwa nie zawsze uchodziły matce płazem. Wkrótce los podsunął jej jednak idealne rozwiązanie tego problemu. W sierpniu 2005 roku przez Luizjanę przeszedł huragan Katrina. Kataklizm pozbawił życia 1836 osób, wyrządził straty szacowane na ponad 87 miliardów dolarów. Tragedia dotknęła też Dee Dee i Gypsy, które mieszkały wówczas w niewielkim miasteczku Slidell. Matka dostrzegła w tym zdarzeniu okazję, której nie mogła przepuścić. Pytana przez lekarzy o dokumentację medyczną córki - w tym akt urodzenia - odpowiadała z bólem, że cały dobytek przepadł po przejściu huraganu. To ugruntowało jej wiarygodność w oczach personelu medycznego. Nikt nie zadał sobie bowiem trudu, by ten fakt zweryfikować.

Wkrótce kłamliwe ziarna zasiane przez Dee Dee wydały owoc. Wielki, soczysty owoc. Wszystko dzięki organizacji Habitat for Humanity, która na wieść o tragicznym losie chorej Gypsy postanowiła wybudować kobietom dom. Budynek był przystosowany do potrzeb dziewczynki - posiadał rampy, po których mogła samodzielnie poruszać się na wózku. Zainstalowano tam również jacuzzi - Dee Dee tłumaczyła, że ciepłe kąpiele stanowią ulgę dla mięśni Gypsy. Od tej pory kobiety mieszkały w Springfield w stanie Missouri i szybko zyskały sympatię społeczności.

Dom Gypsy Rose i Clauddine 'Dee Dee' Blanchard wybudowany przez organizację Habitat for Humanity w 2008 roku.
Dom Gypsy Rose i Clauddine 'Dee Dee' Blanchard wybudowany przez organizację Habitat for Humanity w 2008 roku.YouTube: 'The Gypsy Rose Blanchard House', KCVids816

Korzyści płynące ze współpracy z fundacjami i placówkami opieki społecznej dla Dee Dee zdawały się być nieskończone. Organizacje płaciły chociażby za wyjazdy do Walt Disney World na Florydzie, loty do innych stanów w celu przeprowadzania badań, a nawet bilety na koncerty dzięki zbiórkom na platformie Make-A-Wish. Blanchard wciąż była bezrobotna i otrzymywała co miesiąc od byłego męża 1200 dolarów alimentów. Rod często wysyłał też córce drogie prezenty, między innymi konsolę do gier Nintendo Wii.

Przedsiębiorcza natura Dee Dee dawała też o sobie znać lokalnie. W letnie wieczory kobieta stawiała przed jedną ze ścian domu projektor i wyświetlała na niej filmy animowane. Okolicę zamieszkiwały rodziny o niskim przychodzie, które rzadko mogły pozwolić sobie na wizytę w kinie. Inicjatywa Dee Dee przynosiła więc dzieciakom mnóstwo radości. Za udział w seansie rodzice musieli jej potem oczywiście zapłacić.

Dom rodziny Blanchard pomalowano na różowy kolor. Jasna farba stanowiła ostatni dowód na to, że mimo licznych przeciwności losu kobietom udało się zbudować szczęśliwe - wręcz cukierkowe - życie. Tę fasadę zdołał jednak przejrzeć jeden z lekarzy, do którego udały się Dee Dee i Gypsy. Bernardo Flasterstein jest neurologiem dziecięcym. Pracował w Springfield, gdy w 2007 roku odwiedziła go Dee Dee. W filmie dokumentalnym pt. "Kochana mamusia nie żyje" wspominał przebieg wizyty.

Od początku wydało mi się to podejrzane. Osoba, która nie chodzi od 9 lat, nie powinna już praktycznie mieć funkcjonujących mięśni w dolnych partiach ciała. Tymczasem jej mięśnie działały normalnie. Umiała się podnieść, sam widziałem - mówił Flasterstein.

Lekarz postanowił jednak wykonać standardowe badania. Wykazały one, że Gypsy nie cierpi na dystrofię mięśniową. W raporcie Flasterstein zapisał, że nie widzi żadnych przeciwwskazań, by dziewczynka przestała poruszać się na wózku inwalidzkim. Zanotował także, że "matka jest kiepską historyczką". Zdanie to podkreślił i pogrubił. Neurolog zadał sobie również trud, by skontaktować się z poprzednimi lekarzami Gypsy. W odpowiedzi dowiedział się, że dziewczynka wykonała już badania pod kątem dystrofii mięśniowej i wówczas również dały negatywny wynik. To oświadczenie podważało nie tylko słowa Dee Dee na temat stanu zdrowia córki, ale też zaginięcia dokumentacji medycznej w wyniku huraganu.

Flasterstein zakończył raport, stawiając diagnozę nie Gypsy, a Dee Dee. Zapisał, że podejrzewa u niej zastępczy zespół Münchhausena. To zaburzenie, które najczęściej dotyka rodziców lub opiekunów. Polega na wywoływaniu u bliskiej, zależnej osoby objawów zaburzeń somatycznych, by móc poddawać ją niebezpiecznym zabiegom diagnostycznym i leczniczym. Cierpiące na to zaburzenie osoby motywuje chęć wzbudzenia sympatii u innych ludzi i możliwość uzyskania rozmaitych korzyści. Dlaczego neurolog nie powiadomił o swoich wnioskach służb?

Obserwowało ją mnóstwo ludzi. Wiedziałem, że dziewczynka wiele przeszła i że moja diagnoza zostanie z miejsca odrzucona. Mogłem więc tylko wyrazić opinię w notatce. Nikt wcześniej nie zgłaszał wątpliwości. Nie widziałem powodu, żeby przekonywać innych do moich racji - tłumaczył Flasterstein.

Neurolog nie miał pojęcia, że Dee Dee zyskała dostęp do sporządzonego przez niego raportu. Gdy poinformowały go o tym pielęgniarki, natychmiast zrozumiał, dlaczego Gypsy już nigdy nie wróciła do jego gabinetu. Oszustwo Dee Dee podejrzewali też pojedynczy członkowie lokalnej społeczności. W 2009 roku policjanci w Spingfield otrzymali od anonimowego rozmówcy szokujące informacje. Według nich Blanchard miała posługiwać się kilkoma imionami, fałszować daty urodzenia swoje i Gypsy oraz wyłudzać pieniądze dla chorej córki, której stan zdrowia jest znacznie lepszy, niż sugerowała matka. Funkcjonariusze postanowili zweryfikować te zarzuty. Odwiedzili Dee Dee znienacka w jej domu, jednak mistrzowska zdolność manipulacji znów dała popis. Kobieta wyjaśniła, że faktycznie zdarza jej się podawać niedokładne dane personalne, jednak robi to, by ukryć się przed byłym mężem. Opisywała go jako przemocowego narkomana, który za wszelką cenę chce odzyskać Gypsy. Policjanci uwierzyli w tę wersję i nie kwestionowali również stanu zdrowia dziewczynki. Sprawę zamknięto, choć nikt nie raczył namierzyć Roda Blancharda i zapytać go o komentarz.

Gypsy musiała słono płacić za przewinienia. "Nie znałam innego życia"

Dee Dee zdawało się, że kontroluje absolutnie każdy aspekt życia córki. Nie była jednak w stanie oszukać biologii. Gypsy zaczęła bowiem dojrzewać i interesować się płcią przeciwną. W 2011 roku była już 20-latką, choć matka wmawiała jej, że ma 15 lat. To wtedy poznała mężczyznę, z którym utrzymywała później kontakt przez sieć. Opowiedziała mu pobieżnie o swojej sytuacji, a rozmówca zaproponował, by przyjechała do Arkansas i zamieszkała z nim. Zgodziła się.

Wymknęłam się. Złapałam stopa. Matka znalazła mnie w ciągu czterech godzin. Groziła mu, że wezwie policję. Zabrała mnie do domu, rozwaliła młotkiem mój komputer i telefon. Powiedziała, że następnym razem zmiażdży młotkiem moje palce - relacjonowała Gypsy w filmie dokumentalnym.

Ucieczka Gypsy była dla Dee Dee jak policzek. Dołożyła wszelkich starań, aby był to ostatni incydent, na jaki odważy się jej córka. Przez dwa tygodnie matka trzymała ją na smyczy i zakutą w kajdanki. W tym czasie z pomocą prawnika zdobyła dokument, który stwierdzał, że Gypsy jest niepoczytalna. Sporządziła też dla niej nowy akt urodzenia, według którego była o pięć lat młodsza. Dziewczyna poczuła, że z tej pułapki nie ma ucieczki.

Bałam się, że jeśli pójdę na policję, to spojrzą w papiery i stwierdzą, że jestem upośledzona. Byłam wściekła na cały świat. Czułam, że to niesprawiedliwe, choć nie znałam innego życia - dodała Gypsy.

Przytłaczający wpływ Dee Dee na Gypsy zauważali jednak sąsiedzi. Aleah Woodmansee zaprzyjaźniła się z dziewczyną, gdy tylko zamieszkała w Springfield. Spędzały ze sobą czas wolny, ale tylko pod pewnym warunkiem.

Jej mama zawsze siedziała z nami. Była jak filtr. Gypsy nigdy nie poruszała osobistych tematów. Z dzisiejszej perspektywy było to mocno podejrzane - opowiadała Aleah w filmie dokumentalnym.

Słowa koleżanki potwierdziła sama Gypsy. Na zdjęciach i nagraniach matka zawsze trzymała córkę za rękę. Nie jako wyraz troskliwej miłości, a jako ostrzeżenie. "Kiedy byliśmy wśród znajomych i powiedziałam coś nie tak, ściskała moją rękę. Od razu wiedziałam, co to oznacza: siedź cicho" - wyjaśniła Gypsy. Sytuacja stawała się opłakana. Dee Dee podawała córce coraz silniejsze leki, przez które ciągle czuła się otępiała i senna. Mieszanka przyjmowanych przez nią substancji, niedożywienie oraz wykonany lata wcześniej zabieg usunięcia ślinianek mocno odcisnęły się na zdrowiu Gypsy. W efekcie zaczęły jej gnić zęby. Matka nakazała je całkowicie usunąć. Po jakimś czasie zastąpiła je protezą.

Gypsy poznała nowego chłopaka. "Nie wiedziałam, jak wygląda normalny związek"

Po miesiącach znęcania się nad córką Dee Dee ponownie straciła czujność. Gypsy tylko czekała na okazję, by nawiązać z kimś kontakt. Światełkiem w tunelu okazał się 22-letni Nicholas Godejohn. Poznała go w 2012 roku na chrześcijańskim portalu randkowym. Po zaledwie czterech dniach para ustawiła na swoich profilach na Facebooku status "w związku". Gypsy i Nick prowadzili długie rozmowy niemal każdej nocy - dziewczyna mogła sobie pozwolić na korzystanie z komputera tylko, gdy jej matka spała.

Nie wiedziała jednak o swoim partnerze wszystkiego. U Godejohna stwierdzono autyzm, zdaniem lekarza jego umysł zatrzymał się na poziomie 15-latka. Miał również problemy z prawem. W 2013 roku w jednej z restauracji McDonald's oglądał przez dziewięć godzin filmy pornograficzne i masturbował się przy stoliku. Na miejsce wezwano policję, a całe zajście odnotowano w aktach mężczyzny. Z biegiem czasu Nick opowiedział Gypsy o swoich fetyszach. Namawiał ją, by wspólnie eksperymentowali z BDSM. Dziewczyna początkowo się opierała, jednak chłopakowi udało się ją przekonać. Gypsy nie miała doświadczenia w kontaktach z mężczyznami. Wszelką wiedzę na ten temat czerpała z animacji Disneya i opowieści o księżniczkach. "Uczono mnie, że kobieta powinna być uległa, a mężczyzna dominujący" - wyjaśniała.

Napisała do mnie jego była dziewczyna. Twierdziła, że Nick jest zły, uważa się za wampira i lubi dominować. Uznałam to za zwykłą zazdrość. Okazało się jednak, że miała rację. Ja nie wiedziałam, jak wygląda normalny związek - wspominała Gypsy w filmie dokumentalnym.

W toku eksperymentowania z BDSM Gypsy i Nick wykreowali kilka alternatywnych osobowości, w które wcielali się zależnie od nastroju i sytuacji. Dobierali wówczas inne słowa, przebierali się w specjalne stroje, nadawali sobie też nowe imiona. "Jedną z jej postaci była Kitty, mała dziewczynka. Rozwiązła miała na imię Candy. Miała też mroczną osobowość, czerwonowłosą Ruby" - wyliczał Nick Godejohn podczas przesłuchania.

Pomiędzy parą wytworzyła się silna więź. Ufali sobie nawzajem. Po roku od zawarcia związku Gypsy zdecydowała się na całkowitą szczerość. Opowiedziała mu wszystko o swoim życiu: o kłamstwach, do których zmuszała ją matka, o lekach, które musiała przyjmować, o karach, które Dee Dee stosowała wobec niej. Nick okazał zrozumienie i namawiał dziewczynę, by stawiała opór.

Powiedział, że obroni mnie przed każdym. Spytałam: przed każdym? Powiedział, że tak. Przed mamą też? Potwierdził. Tak to się zaczęło. Nazwaliśmy to planem B - relacjonowała Gypsy.

Pierwsze spotkanie Gypsy i Nicka. "Znienawidziła go"

Choć perspektywa zabicia Dee Dee pojawiła się w ich rozmowach już w 2014 roku, Gypsy i Nick rozważali inne perspektywy na wspólną przyszłość. Postanowili zaaranżować "przypadkowe" spotkanie na mieście, żywiąc nadzieję, że zdołają tym przekonać matkę. Okazja nadarzyła się w 2015 roku. Gypsy wybierała się z matką do kina, by zobaczyć aktorską wersję "Kopciuszka". Z tej okazji przebrała się za księżniczkę. Wcześniej wysłała Nickowi pieniądze na bilet do Springfield. Mieli wybrać się na ten sam seans i udać przed Dee Dee, że dopiero się poznali. Pierwsze spotkanie na żywo było dla pary niezwykle ekscytujące. Podczas seansu Nick i Gypsy trzymali się za ręce, a gdy bohaterowie filmu pocałowali się, oni zrobili to samo. Ich entuzjazmu zdecydowanie nie podzielała Dee Dee, którą obecność mężczyzny mocno zaniepokoiła. Nie wzbudził jej zaufania. W sali kinowej byli tylko oni troje.

Znienawidziła go. Mówiła, że jest dziwaczny, bo chodzi sam na filmy dla dzieci. Teraz myślę, że miała rację. Nie przyprowadził dziecka ani dziewczyny, tylko oglądał sam babski film - relacjonowała Gypsy.

Parze udało się wymknąć z sali w trakcie seansu. Emocje sięgnęły bowiem zenitu. "Zaciągnęła mnie do męskiej toalety. Nie miałem nic do gadania. Odebrałem jej dziewictwo. Po seksie dokończyliśmy film" - wspominał Nicholas Godejohn podczas przesłuchania. Nick opowiadał później również, że schadzka w toalecie z Gypsy była jedną z najpiękniejszych chwil w jego życiu. Daryn Carp, współprowadząca podcastu pt. "Martinis & Murder", skomentowała słowa mężczyzny w 138. odcinku programu.

Strasznie mi przykro, że Gypsy i Nick musieli tak kombinować. Z jednej strony cieszę się, że mieli okazję przeżyć tę "piękną chwilę". Z drugiej strony współczuję im, że znaleźli się w sytuacji, w której mogą sobie na nią pozwolić tylko w takich warunkach - wyznała Daryn Carp.

Ostatecznie sprytny plan Nicka i Gypsy nie przyniósł pożądanych rezultatów. Para próbowała wymyślić inne sposoby na przekonanie Dee Dee do zaakceptowania ich związku. Liczyli na to, że w wyniku odbytego w toalecie stosunku Gypsy zajdzie w ciążę. Spodziewali się, że wobec takiego scenariusza matka nie będzie miała żadnego wyjścia. Tak się jednak nie stało, a psychiczno-fizyczna agresja Dee Dee wobec córki nie ustępowała. Gypsy stwierdziła, że ma dość. Zdecydowała wraz z Nicholasem, że pora wcielić plan B w życie.

Gypsy i Nick zaplanowali morderstwo Dee Dee. "Ta s*ka nie żyje!"

Para czekała na okazję, by móc dokonać morderstwa na Dee Dee. W oczekiwaniu na odpowiedni moment zbierali pieniądze na bilet autobusowy do Springfield i omawiali szczegóły akcji. Zdecydowali, że to Nick uda się do śpiącej matki i wykona brudną robotę. Gypsy tłumaczyła mu, że nie byłaby w stanie tego zrobić, bo mimo wszystko kochała swoją mamę i nie chciała zadawać jej bólu. Godejohn zgodził się na taki scenariusz. Uznał, że pozwoli wtedy swojej alternatywnej osobowości - czasem nazywał ją "Victor" - przejąć stery. Dziewczyna zdążyła poznać Victora. Wiedziała, że nie stroni od agresji.

Chciał zgwałcić mamę. Powiedział, że ją zabije, ale na własnych warunkach. Pozwoliłam mu więc zgwałcić mnie, żeby zostawił mamę w spokoju - opowiadała Gypsy w filmie "Kochana mamusia nie żyje".

Gypsy i Nick zdecydowali, że do morderstwa dojdzie 14 czerwca 2015 roku. Dziewczyna była tego dnia umówiona na wizytę lekarską. Po powrocie do domu Dee Dee spędziła resztę dnia z córką. Malowały sobie paznokcie. Gypsy pamięta ten moment. Musiała udawać, że wszystko jest w porządku, choć wiedziała, że za kilka godzin Nick odbierze jej życie. Gdy matka położyła się spać, dziewczyna powiadomiła partnera, że wszystko jest gotowe.

Zostawiłam ci rękawiczki przed drzwiami frontowymi. Moskitiera strasznie skrzypi, więc postaraj się ją uchylić tylko na tyle, by wślizgnąć się do środka. Delikatnie zamknij drzwi. W środku podam ci nóż i taśmę klejącą, kochanie - instruowała przez SMS-a Gypsy.

Wkrótce w domu zjawił się Nicholas Godejohn. Na czas ataku Gypsy miała ukryć się w łazience. Nick tłumaczył bowiem, że gdy Victor wpadnie w szał, nie ma dla niego znaczenia, komu zadaje ból. Mogła "oberwać rykoszetem".

Poszłam do łazienki. Zwinęłam się w pozycję embrionalną i zakryłam uszy. Usłyszałam, że mama się budzi. Wydała zdziwiony okrzyk. Potem rozległ się dziwny hałas. Kilka razy zawołała mnie po imieniu. Krzyczała. Błagała o pomoc. A potem zapadła cisza - relacjonowała Gypsy w filmie dokumentalnym.

Tuż po tym, jak Nick zamordował Dee Dee Blanchard, udał się wraz z Gypsy do jej pokoju, gdzie uprawiali seks. Zdaniem dziewczyny nie był to dobrowolny stosunek. W pewnym momencie poprosiła go, by przestał. Nie posłuchał. Po wszystkim para zabrała z domu potrzebne rzeczy, między innymi cztery tysiące dolarów gotówki ukrytej przez Dee Dee. Następnie wezwali taksówkę i pojechali za miasto do motelu, gdzie spędzili kilka kolejnych dni. Kilkukrotnie zarejestrowały ich kamery miejskie, byli widziani przez świadków. Gypsy bez problemu poruszała się o własnych siłach i nosiła bordową perukę. Czy przybrała wtedy osobowość Ruby?

Nick i Gypsy wierzyli, że udało im się zbiec z miejsca zbrodni. Byli podekscytowani perspektywą rozpoczęcia nowego życia. Zadbali o wszystkie detale. Usunęli nawet odciski palców z noża, którym mężczyzna zabił Dee Dee. Następnie zapakowali go do koperty wraz ze skradzioną gotówką, a całość wysłali pocztą do domu rodziny Godejohn w stanie Wisconsin. Po dopełnieniu wszystkich formalności wsiedli w autobus i pojechali do Nicka, gdzie planowali przez najbliższy czas mieszkać. Gypsy martwiła się jednak, że zatarli ślady na tyle skutecznie, że nikt nie znajdzie jej matki. Nie chciała zostawiać jej w takim stanie i czuła, że ktoś powinien ją znaleźć i należycie pochować. Po długich namowach Nick zgodził się, by z jego telefonu zamieściła na facebookowym profilu Dee Dee wiadomość, która pomoże w odnalezieniu jej zwłok. Zamieszczony przez nią wpis można wyświetlić nawet dzisiaj.

"Ta s*ka nie żyje!". Wulgarna wiadomość mocno zaniepokoiła mieszkańców Springfield i licznych znajomych Dee Dee. W komentarzach zawrzało. Sąsiedzi kobiety zaczęli wymieniać się informacjami i dzielić obawami co do losu kobiety. Byli przekonani, że profil został zhakowany. Blanchard była przecież do rany przyłóż, nikt nie słyszał, by kiedykolwiek przeklinała. Wkrótce w dyskusji pojawił się nowy komentarz, zamieszczony z profilu Dee Dee. Jego autorką była tak naprawdę Gypsy.

POCIĄŁEM TĘ BRUDNĄ ŚWINIĘ I ZGWAŁCIŁEM JEJ SŁODKĄ, NIEWINNĄ CÓRECZKĘ… JEJ KRZYKI BYŁY TAKIE GŁOŚNE LOL - pisała.

Użytkownicy nie mieli jednak pojęcia, kto stoi za przerażającymi wiadomościami. Jedna z sąsiadek słusznie poleciła pozostałym, by baczyli na słowa, bo autor postu może na bieżąco czytać ich dyskusję. Na miejsce wezwano policję. W domu znaleziono zwłoki Dee Dee Blanchard. Dźgnięto ją nożem łącznie 17 razy. Rany były na tyle brutalne i rozległe, że oprawca prawie pozbawił ją głowy. Nigdzie nie było jednak śladu po Gypsy. Wewnątrz zostały wszystkie jej wózki inwalidzkie, leki i rzeczy osobiste. Sąsiedzi wpadli w histerię i obawiali się najgorszego. Nie mogli w żaden sposób przygotować się na to, co wydarzyło się w kolejnych dniach.

Gypsy i Nick zostali aresztowani dzień później. "Pozory mylą"

Policjanci byli pewni dwóch rzeczy: Dee Dee zamordowano, a Gypsy zaginęła. Samochód matki stał na podjeździe. Wszystko działo się bardzo szybko i funkcjonariusze nie zdążyli nawet stworzyć planu działania. Otrzymali jednak nieocenioną pomoc od Aleah Woodmansee, przyjaciółki Gypsy.

Okazało się bowiem, że Gypsy przez lata zwierzała się koleżance z jej życia miłosnego. Nie osobiście, bo spotkania nadzorowała Dee Dee, ale poprzez SMS-y i wiadomości na Facebooku. Dziewczyna opowiadała Aleah o tym, jak bardzo pragnie poznać "swojego księcia". Wspomniała jej również o Nicku Godejohnie. Gypsy była przekonana, że to poważny związek. Planowali małżeństwo, wybrali razem imiona dla swoich przyszłych dzieci. Chcieli zamieszkać razem w Wisconsin, skąd pochodził Godejohn. Aleah przestrzegała Gypsy, że internetowe związki są niebezpieczne i by zachowała czujność. Obiecała jej również, że nie powie niczego Dee Dee. Woodmansee przekazała wszystkie informacje policji, gdy przed domem kobiet Blanchard zebrał się tłum. Funkcjonariusze zanotowali wszystkie dane, a w międzyczasie udało im się namierzyć adres IP, z którego opublikowano post i komentarz z profilu facebookowego Dee Dee. Należał do Nicholasa Godejohna w stanie Wisconsin. Wyglądało na to, że zdążą ocalić Gypsy. Tymczasem zakochana para przyjechała autobusem do Wisonsin. Rodzina Nicka zgodziła się, by Gypsy wprowadziła się na jakiś czas do ich domu.

Kiedy odbierałam ich z dworca, spytałam, co u jej mamy. Powiedzieli mi, że Gypsy jest bezdomna, bo matka ją wykopała. Zachowywali się jakby nigdy nic - wspominała Stephanie Goldammer, matka Nicka, podczas przesłuchania.

Następnego dnia do domu Godejohna dotarła przesyłka. Krewni mężczyzny nie mieli pojęcia, że koperta zawiera narzędzie zbrodni i skradzione pieniądze. Gypsy i Nick nie zdążyli jej nawet otworzyć, bo zaledwie dzień po zamordowaniu Dee Dee na miejscu zjawiła się policja. Parę aresztowano. Rozpoczęły się przesłuchania. Nicholas Godejohn niemal od razu przyznał się do winy. Opowiedział funkcjonariuszce szczegóły jego związku z Gypsy, opisał swoje alternatywne osobowości i szczerze odpowiadał na wszystkie pytania. Przyznał, że początkowo planował zgwałcić Dee Dee, ale rozmyślił się. Zapytany wprost o to, czy zamordowałby kobietę, gdyby nie poprosiła go o to partnerka, stwierdził: "na pewno nie". Zabójstwo było dla niego wyrazem miłości wobec Gypsy i aktem poświęcenia, na które był gotowy, by móc żyć szczęśliwie z dziewczyną.

Tymczasem w innym pokoju rozmowa policjanta z Gypsy przebiegała zupełnie inaczej. Poinformowana o śmierci matki dziewczyna zalała się łzami. Powtarzała w kółko: "co?" i wyglądała na całkowicie zszokowaną. Funkcjonariusz poprosił ją o szczerość. Zapytał, czy ma coś wspólnego z zamordowaniem Dee Dee. "Jak możecie sugerować, że skrzywdziłabym mamusię?!" - lamentowała. Gypsy została zapędzona w kozi róg. Po kilku godzinach przepytywania zaczęła pękać. Stwierdziła, że wszystko zaplanował jej chłopak, Nick. Opowiadała, że zmuszał ją do eksperymentowania z BDSM, choć bardzo tego nie chciała. Ze strachem donosiła o jego agresywnej naturze. Z trudem powstrzymywała łzy i za wszelką cenę chciała zyskać sympatię policjanta. Funkcjonariusz się na to jednak nie nabrał.

Następnego dnia w Springfield zwołano konferencję prasową. Poprowadził ją szeryf Jim Arnott, zaczynając słowami: "pozory mylą". Opowiedział, że policji udało się zatrzymać Gypsy Blanchard i Nicholasa Godejohna, którzy są podejrzewani o zamordowanie Dee Dee. Wyjaśnił też, że dziewczyna jest całkowicie zdrowa, potrafi poruszać się bez wózka inwalidzkiego i zawsze potrafiła. Przez lata była zmuszana do kłamstw przez matkę. Arnott zalecił, by wstrzymać się z przesyłaniem datków charytatywnych na opiekę nad Gypsy i czekać na rozwój sprawy. Wieści szybko dotarły do sąsiadów Dee Dee. Nie byli w stanie uwierzyć w policyjny komunikat. "Jak mogłam być tak ślepa", zastanawiała się Kim, która mieszkała naprzeciwko Dee Dee od ośmiu lat. "Nie mogłam przestać płakać", wyznała Aleah, którą prawda o Gypsy całkowicie przytłoczyła.

Jej zachowanie... Jak można pisać coś takiego po stracie matki? Zrujnowała Nickowi życie. To bestia - stwierdziła podczas przesłuchania Stephanie Goldammer, matka Godejohna.

Krewni Dee Dee spuścili jej prochy w toalecie. "Zasłużyła na śmierć"

Wieść o tragicznej śmierci Clauddine Blanchard dotarła również do jej krewnych. Początkowo nie byli w stanie w to uwierzyć. Nie dlatego, że wpadli w rozpacz. Spodziewali się, że to kolejne oszustwo Dee Dee.

Nie wierzyłam w to. Zajęło mi to kilka dni. Myślałam, że to jej kolejna sztuczka - wyznała Laura Pitre, macocha Dee Dee, w filmie dokumentalnym "Kochana mamusia nie żyje".

Relacja Dee Dee i Laury była napięta od samego początku. Kobieta mieszkała z nią i ojcem, gdy Gypsy była jeszcze małym dzieckiem. Blanchard nie akceptowała macochy i starała się jej pozbyć. Potajemnie dodawała chemię ogrodniczą do posiłków Laury, głównie substancję Glifosat.

Żona przeleżała dziewięć miesięcy w łóżku. Myślałem, że nie przeżyje. Gdy ona wyjechała, żona wróciła do zdrowia. Wiedzieliśmy, że to była jej sprawka - oceniał Claude Pitre, ojciec Dee Dee.

Zachowanie Clauddine zwracało też uwagę miejscowych służb. Była poszukiwana za drobne kradzieże, wypisywanie czeków bez pokrycia i fałszowanie dokumentów. "Ciągle trafiała przed sąd", wspominał ojciec kobiety.

Jej mama była podobna. Podwędzała rzeczy ze sklepu, kradła cudze ubrania z pralni. Zabrała jakieś cztery tysiące dolarów mojemu ojcu - dodał Claude.

Dee Dee nie miała też dobrych stosunków z własną matką. Głodziła ją. Zdarzyło się, że przez tydzień nie dała jej niczego do jedzenia. Rzadko ją myła. Jej krewni nie mają wątpliwości, że Blanchard zamordowała mamę, podając jej nieokreślone substancje, choć nie byli w stanie tego udowodnić. Clauddine nie mogła wtedy wiedzieć, że ona także zginie na życzenie swojej córki.

Śledczy podejrzewają, że zastępczy zespół Münchhausena, na który prawdopodobnie cierpiała Dee Dee, wynikał z jej podstawowej znajomości medycyny - w młodości pracowała jako asystentka pielęgniarki. To charakterystyczny objaw tego zaburzenia. Na niewygodne pytania kobieta uwielbiała odpowiadać skomplikowanymi terminami, by w oczach rozmówcy uchodzić za doskonale zorientowaną i przytłoczyć go informacjami. To tłumaczyłoby również jej nieprzeciętną znajomość lekarstw, którymi szprycowała córkę.

Była złą osobą. Zasłużyła na śmierć - oceniła Laura Pitre.
Kiedy została skremowana, zapytałem, co mam zrobić z prochami. Nikt nie chciał ich wziąć, płacić za mszę i pogrzeb. Stwierdziliśmy, że po prostu się ich pozbędziemy. Spuściłem jej prochy w toalecie - wyznał ojciec Dee Dee, Claude Pitre.

Ile zła człowiek musi wyrządzić za życia, by po śmierci najbliższa rodzina nie chciała mieć nic do czynienia choćby z jego prochami? Wygląda na to, że poza Gypsy żaden z krewnych Dee Dee nie dostrzegał w niej pozytywnych cech.

Miałem 17 lat, gdy zaszła w ciążę. Rok później pytałem siebie – co ja tu robię? Kręciły ją mroczne tematy. Zaczęła przebąkiwać coś o czarach. Interesowała się dziwacznymi sprawami. Hodowała tarantulę - wspominał Rod Blanchard, ojciec Gypsy, w filmie "Kochana mamusia nie żyje".

Proces Gypsy Rose Blanchard. "Została już wystarczająco ukarana"

Gypsy Blanchard i Nick Godejohn stanęli przed wizją spędzenia reszty życia w więzieniu lub otrzymania wyroku śmierci. W toku badania sprawy uznano, że wobec Gypsy należy zastosować okoliczności łagodzące. Postrzegano ją jako ofiarę wieloletniego maltretowania przez matkę, od której pragnęła się w końcu uwolnić. W oczekiwaniu na wyrok kobieta spędzała czas w areszcie. W krótkim czasie przytyła ponad sześć kilogramów, przestała mieć problemy ze zdrowiem i zapuściła włosy. Mówiła wprost, że wolałaby spędzić resztę życia w celi niż z matką.

Nicholas Godejohn miał jednak trudniejszą sytuację. Sąd uznał, że mężczyzna ma głęboko zakorzenione problemy z agresją. W 2018 roku oskarżono go o morderstwo pierwszego stopnia i skazano na dożywotnie pozbawienie wolności bez możliwości warunkowego zwolnienia. Krewni Nicka nigdy nie zjawili się na żadnej z rozpraw, nie odwiedzili go też po ogłoszeniu wyroku. Godejohn utrzymuje, że wciąż kocha Gypsy i żywi nadzieję, że będą jeszcze kiedyś razem.

W 2016 roku Gypsy przyznała się do popełnienia morderstwa drugiego stopnia. Skazano ją na dziesięć lat pozbawienia wolności i zaznaczono, że będzie mogła ubiegać się o warunkowe zwolnienie po odbyciu 85 proc. czasu kary i dobrym sprawowaniu.

Nie wiem, co zrobi po wyjściu z więzienia. Została już wystarczająco ukarana. Powinni ją wypuścić, zbyt wiele wycierpiała - ocenił Claude Pitre, dziadek Gypsy.

We wrześniu 2023 roku ogłoszono, że Gypsy Rose Blanchard opuści więzienie Chillicothe Correctional Center 28 grudnia. Po odzyskaniu wolności kobieta planuje wydać książkę na temat swojego dzieciństwa i czasu spędzonego w zakładzie karnym. Pragnie też zacząć życie małżeńskie z Ryanem Scottem Andersonem, którego poślubiła w zeszłym roku. Para poznała się poprzez korespondencję.

Czuję się winny, że nie zrobiłem więcej. Nie lubię rozdzierać szat, ale kogo mam obwiniać? - stwierdził Rod Blanchard, ojciec Gypsy.

Niedługo po rozwodzie Rod Blanchard ponownie się ożenił. Z żoną Kristy ma dwoje dzieci, które regularnie widywały się z Gypsy. Rodzina ma zamiar przyjąć kobietę z otwartymi ramionami i wraz z nią rozpocząć nowy etap w życiu. "Kiedyś porównywałam się do ptaka uwięzionego w klatce. Teraz wreszcie odzyskałam wolność. Nie do końca wiem, co jest dobre, a co złe. Ale przyznaję się do winy. Żałuję tylko tego, że nie zwróciłam się do taty. Przyjechałby po mnie i zamieszkałabym u niego" - wyznała Gypsy.

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

  • Link został skopiowany
Więcej o: