29 października media obiegła niezwykle smutna informacja. Zmarła aktorka Elżbieta Zającówna - jedna z najpopularniejszych aktorek lat 90. Tę informację podał do publicznej wiadomości Związek Artystów Scen Polskich, a potwierdził ją w rozmowie z Onetem prezes ZASP Krzysztof Szuster. "Z wielkim smutkiem i niedowierzaniem żegnamy naszą koleżankę Elżbietę Zającównę, członkinię ZASP-u, absolwentkę krakowskiej PWST, którą ukończyła, grając Dziewczynę i Bajaderę w przedstawieniu dyplomowym 'Pieszo' Mrożka" - przekazano w poście. 66-latka od długiego czasu zmagała się z rzadką i nieuleczalną chorobą von Willebranda związaną z zaburzeniami krzepliwości krwi. Te smutne wieści wstrząsnęły polskim światem filmowym.
Jedną z najbardziej znanych ról Elżbiety Zającównej była rola Hanki Trzebuchowskiej w serialu "Matki, żony i kochanki". Inne najbardziej znane role kobiece przypadły w produkcji Juliusza Machulskiego i Ryszarda Zatorskiego przypadły Gabrieli Kownackiej, Annie Romantowskiej i Małgorzacie Potockiej, które szybko, podobnie jak Zającówna, stały się idolkami kobiet. W serialu występował także Grzegorz Łukawski, który wcielał się w Filipa, partnera Hanki. Po tym, jak Zespół Artystów Scen Polskich poinformował o śmierci Elżbiety Zającównej, nie zwlekał i symbolicznie pożegnał ją w swoich mediach społecznościowych. Aktor zamieścił czarno-białe zdjęcie z koleżanką i krótko podpisał "Ela" oraz dodał dwie emotki z białym sercem.
Nagła śmierć aktorki poruszyła jej znajomych z branży. Głos zabrała m.in. Agata Młynarska. W rozmowie z Plotkiem powiedziała:. - Elżbieta była jedną z najpiękniejszych, najatrakcyjniejszych kobiet, jakie poznałam, pracując w TVP. Miała klasę i styl. Wdzięk i urok. Świetnie ruszała się na scenie. Zawsze elektryzowała publiczność. Jej uśmiech i te wielkie, śmiejące się oczy mam teraz przed sobą. W trudnych czasach braku wszystkiego w Polsce, Elżbieta zachwycała światowym stylem. Zawsze ogromnie serdeczna, radosna, bardzo uczynna. Miała też ogromne poczucie humoru, zresztą nie mogło być inaczej, skoro była żoną jednego z najlepszych polskich satyryków - Krzysztofa Jaroszyńskiego. W latach 90. patrzyłam na nich, jak na parę z Hollywood.