Sprawa dotycząca córki Szymona Hołowni wyszła na jaw przypadkiem, gdy marszałek pochwalił się w mediach społecznościowych zdjęciem z pierwszego dnia jego pociechy w nowej szkole. Do wpisu dodał zdjęcie, a jeden z internautów zapytał polityka, dlaczego nie posłał dziecka do katolickiej placówki. "Braliśmy pod uwagę taką szkołę, bo jest po prostu najbliżej naszego domu, ale nie zostaliśmy do niej z Manią przyjęci. Jak nam wytłumaczono - ze względu na mnie" - odpowiedział, cytowany przez "Super Express".
"Fakt" dotarł do przedstawicieli rzeczonej szkoły. Jej dyrektorka początkowo nie chciała komentować powodów decyzji. Ostatecznie jednak na stronie placówki pojawiło się oświadczenie. Podkreślono, że szkoła nie jest publiczna, dlatego przyjęcie do niej danego dziecka nie jest gwarantowane. "Funkcjonujemy jako niepubliczna placówka systemu oświaty, która ma zagwarantowane prawo kierować się własnymi zasadami nawiązywania relacji z rodzicami i ich dziećmi. W przeciwieństwie do szkół publicznych nie gwarantujemy powszechnej dostępności miejsc dla kandydatów" - czytamy. Przedstawiciele szkoły dodali także, że "rekrutacja to proces obejmujący dialog z rodzicami i spotkanie z dziećmi".
Zaś przesłanki decyzji w tym zakresie wynikają ze statutu szkoły oraz oceny, czy jesteśmy w stanie przedstawić odpowiednią ofertę edukacyjno-wychowawczą dla konkretnego ucznia
- podkreślono, zaznaczając, że o wyniku rekrutacji i jego motywach "informowali są wyłącznie rodzice". "Wyrażamy niepokój, że wywołane obecną sytuacją zainteresowanie medialne naszą placówką może odebrać dzieciom poczucie bezpieczeństwa i komfortu, które są dla nas kluczowe" - podsumowano.
Szymon Hołownia - przynajmniej na razie - nie komentował ponownie sprawy. Odniosła się do niej za to ministerka edukacji Barbara Nowacka. W rozmowie z "Faktem" kategorycznie stwierdziła, że taka sytuacja nie powinna mieć miejsca. - Niedopuszczalne jest dyskryminowanie dzieci ze względu na poglądy rodziców - powiedziała polityczka. Więcej na ten temat pisaliśmy w tym artykule.