Teleturnieje cały czas cieszą się sporym zainteresowaniem widzów. Najdłużej nadawany w historii polskiej telewizji jest "Jeden z dziesięciu", który prowadzony jest przez Tadeusza Sznuka nieprzerwanie od 3 czerwca 1994 roku. Przez prawie 30 lat nikomu nie udało się zdobyć maksymalnej liczby punktów do czasu pojawienia się Artura Baranowskiego. Teraz rekordzista zaskoczył decyzją.
Wygrana Artura Baranowskiego w 140. odcinku 19. serii "Jeden z dziesięciu" przeszła do historii tego programu. Uczestnikowi udało się zdobyć maksymalną możliwą liczbę punktów. Do finału dostał się z kompletem szans, odpowiedział na trzy pytania skierowane do wszystkich finalistów, a potem kolejne pytania kierował wyłącznie "na siebie". Nie pomylił się ani razu, co ostatecznie dało mu aż 803 punkty. Nikt nigdy wcześniej tego nie dokonał. Pan Artur nie chciał być jednak celebrytą, a na finał sezonu nie dojechał ze względu na awarię samochodu. Okazuje się, że zobaczymy go w "Va banque". Przypominamy, że nowe sezony programu nie będą prowadzone już przez Przemysława Babiarza. Jego miejsce zajął Radosław Kotarski. W sieci pojawiło się nagranie, na którym w tle możemy zobaczyć pana Artura jako uczestnika turnieju, co oficjalnie potwierdza jego udział w formacie. Niektórzy internauci od razu to wyłapali. "Zwróciliście uwagę, że w programie będzie brał udział pan Artur ten z 'Jeden z dziesięciu', który zdobył największą liczbą punktów? Już nie mogę się doczekać!" - czytamy w komentarzach pod nagraniem.
Przypomnijmy, że już wcześniej o występie rekordzisty w "Va banque" wygadał się nowy gospodarz formatu. - Uczestnikiem drugiego odcinka, który będzie przeze mnie prowadzony, będzie pan Artur, legenda "Jednego z dziesięciu". Zobaczymy, czy będzie faktycznie. Jeśli będzie, to super. Nie mogę się doczekać, kiedy poznam pana Artura - mówił Kotarski w podcaście prowadzonym wspólnie z Dawidem Podsiadłą. Teraz informacja została potwierdzona nagraniem ze studia. Kotarski podkreślił, że nie chce, by pan Artur czuł jakąkolwiek presję.
Po występie w "Jednym z dziesięciu" rekordzista nie mógł liczyć, że przejdzie to bez echa. Media zainteresowały się tematem i odwiedzały jego rodzinne strony. Baranowski nie chciał się jednak wypowiadać. W jego imieniu zrobił to jego tata. "Mieszkamy tu spokojnie, cicho. A tu nagle wszyscy chcą rozmawiać z synem. On nie ma na to siły, nie jest przygotowany. Nikt by tego nie wytrzymał, człowiek by zwariował" - stwierdził w rozmowie z "Gazetą Wyborczą". "Dzwoni cała rodzina, piszą koledzy z okolicy i znajomi ze studiów. Artur nie spał do późna i cały czas odbierał telefony albo odpisywał na wiadomości. Dziś cały dzień śpi. Nie ma już siły rozmawiać z dziennikarzami" - dodał.