Anna Korcz urodziła się 30 lipca 1968 roku. Choć aktorka jest aktywna zawodowo od 1989 roku, to jednak ogólnopolską rozpoznawalność dała jej dopiero rola Izabeli Brzozowskiej w serialu "Na Wspólnej". Aktorka gra w nim od 2002 roku do dziś. Nie jest tajemnicą, że aktorka ma silny charakter i nie da sobie w kaszę dmuchać. - Anna jest bardzo mocna i trudna. Jest silniejsza ode mnie, ustawia wszystkich po kątach i żąda od wielu osób podporządkowania. Musi dominować. Ja jestem mało konfliktowa i nie potrafiłabym się zachowywać tak jak ona, bo nie jest to łatwe i może być przez ludzi źle odbierane - stwierdziła kilka lat temu Anna Samusionek w rozmowie z "Faktem". Aktorka przez kilka lat wcielała się w serialu TVN w synową bohaterki Korcz. Miały więc wiele wspólnych scen. Niektóre z nich kończyły się boleśnie. Mimo to serialowa Ilona Zdybicka nie żaliła się na ich współpracę, bo unikała konfliktów i robiła wszystko, by nie podpaść starszej koleżance. - Gdy mnie w serialu policzkowała, to nieźle mi się oberwało. Ja na nią nie narzekam, bo pracuje nam się dobrze. To wielka osobowość i charakter - podsumowała wówczas Samusionek. Swego czasu głośno też było o konflikcie serialowej Izabeli z właścicielem jednej z warszawskich restauracji, która mieściła się pod jej mieszkaniem.
Anna Korcz nie ukrywa, że nie jest do końca zadowolona z pracy w "Na Wspólnej". W jednym z wywiadów pożaliła się na scenarzystów. - Zawsze narzekałam nie na to, że jestem w serialu i mam pracę, tylko dlatego, że tak mało jest mojej postaci w tym serialu. Mój wątek zawsze był taki egzaltowany, czyli byłam albo bizneswoman, albo żoną pisarza, albo miałam młodszego kochanka, więc zawsze byłam gdzieś tam na cenzurowanym - stwierdziła aktorka w programie "Gwiazdozbiór Jaruzelskiej". Tymczasem współpracę z Anną Korcz chwalił sobie jej serialowy mąż z "Na Wspólnej", w którego od lat wciela się Wojciech Wysocki. - My się rozumiemy bez słów. Graliśmy przez całe lata razem. Jesteśmy jak stare dobre małżeństwo. Mówią, że Ania ma trudny charakter? O każdym z nas można to powiedzieć. Aktorzy pracują na własnym organizmie, każdy z nas ma przecież dobre i złe dni. Nie dam złego słowa powiedzieć na współpracę z Anią. Przychodzi trzeźwa na plan, jest koleżeńska i stara się pracować najlepiej jak umie - mówił w "Fakcie".
Nie jest tajemnicą, że trudny charakter aktorki mógł swego czasu poznać Dariusz Ryniec, który prowadził restaurację zlokalizowaną tuż pod warszawskim mieszkaniem aktorki. Ich konflikt przeniósł się w pewnym momencie na salę sądową, po tym jak policja wielokrotnie u nich interweniowała. - Pani Korcz przeszkadza w naszej restauracji wszystko. Ona nie myśli racjonalnie, tylko bardzo emocjonalnie. Uzurpuje sobie prawo do restauracyjnego ogródka i ciągle mówi, że przeszkadzają jej goście w tym ogródku, za który przecież ja płacę! Jakakolwiek sprawa w sądzie się pojawiała, to pani Korcz wcielała się tam w rolę. Pani sędzia nieraz zwracała jej uwagę, prosząc, by przestała grać, zakończyła ten teatr i skupiła się na tym, co jest ważne, a przede wszystkim odpowiadała na pytania - opowiadał w "Fakcie". Anna Korcz nie pozostała mu dłużna i mówiła, co jej najbardziej przeszkadza.
Mam wszystkie zapachy w domu, śmierdzi mi z wentylacji. Często nie mogę spać po nocach. Często też się zdarza, że personel kawiarni obraduje po pracy, wypoczywając na zewnątrz i normalnie jest wtedy picie alkoholu, palenie papierosów, które mi też śmierdzą, głośne rozmowy, często bardzo wesołe. Ciężko jest bardzo mieszkać w towarzystwie takich lokali i ja szczerze mam już tego dość, bo mam piekło
- żaliła się aktorka w "Fakcie".
Doszło do tego, że w konflikt Anny Korcz i restauratora wplątała się przypadkiem Ewa Kasprzyk. Jurorka "Tańca z gwiazdami" była świadkiem jednej z awantur z udziałem gwiazdy "Na Wspólnej". Tak się składa, że mieszkała wtedy nieopodal i często przebywała w znienawidzonej przez Korcz restauracji. - Pani Korcz wyzywa ludzi z balkonu, krzyczy do naszych gości. Była sytuacja, że krzyczała do pani Ewy Kasprzyk: "Nie wchodź tam, bo tam trują, co ty tu robisz?" Pani Kasprzyk zachowała się bardzo w porządku i powiedziała: "Weź, lecz się dziewczyno". Inne sławne lub znane jej osoby też zaczepia z balkonu. (...) Niejedna osoba słyszała ją w akcji. Jej język jest pełen przekleństw i agresji. Jakby jej ktoś nie znał, to mógłby pomyśleć, że to rynsztok - opowiadał Dariusz Ryniec i zdradził też inne zaskakujące zachowanie aktorki. - Kiedyś w maju mieliśmy tu zaplanowaną komunię, pani Korcz pod osłoną nocy wylała jakieś 10 litrów oleju przez swój balkon pod nasze drzwi. Była jednak na tyle nieostrożna, że sobie upaćkała olejem ten balkon - mówił.
Jakiś czas temu Anna Korcz podzieliła też internautów swoją szczerością. O co poszło? Aktorka z pierwszym mężem ma dwie córki. Zaś z drugim doczekała się syna Jana, którego urodziła, jak miała 41 lat. Jej ukochany, podobnie jak ona, ma dzieci z poprzedniego związku. I to właśnie ten wątek stał się dla niektórych kontrowersyjny. - Niestety, nie da się pokochać cudzych dzieci. No, chyba że ktoś nie ma własnych, wtedy co innego. Dzieci Pawła bardzo lubię, ale gdybym powiedziała, że je kocham, to bym skłamała. Paweł też nigdy nie pokocha moich córek. Tak się nie da - wyznała Korcz w "Na Żywo". To spotkało się z ogromnym hejtem w internecie, choć byli internauci, którzy uważali, że aktorka ma prawo do swojego zdania i nie powinna być przez to krytykowana.
- A ja wiem, że się da, nawet wtedy, gdy ma się własne dzieci. Bo wokół siebie widzę patchworkowe rodziny, w których córki i synowie mówią do macoch i ojczymów "mamo", "tato". Dlatego, że chcą mówić, a nie dlatego, że zostały do tego zmuszone przez dorosłych. Nie mówię, że tak jest we wszystkich patchworkowych rodzinach wokół mnie, bo widzę też rodziny, w której od lat trwa wojna - stwierdziła w Onecie dziennikarka i finalistka konkursu "Grand Press" Agnieszka Sztyler-Turovsky.
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!