• Link został skopiowany

Mówił, że dostał ofertę z Hollywood, ale nie chciał się uczyć języka. "Jeszcze zostanę z tym angielskim jak ch*j"

Jan Himilsbach miał charakterystyczny, zachrypnięty głos i słabość do alkoholu. Opowiadał o sobie niestworzone historie, dlatego nie wiadomo nawet, kiedy się urodził. Miał też talent do zjednywania sobie ludzi - jego niesamowitych anegdot chcieli słuchać zarówno intelektualiści, jak i robotnicy. Oto kilka z nich.
Jan Himilsbach
Fot. Agencja Wyborcza

Nie wiadomo na 100 procent, kiedy urodził się Jan Himilsbach. Stało się to najprawdopodobniej między 1 a 3 maja 1931 roku w Mińsku Mazowieckim, choć niektóre źródła wskazują, że przyszedł na świat 31 listopada 1931 roku (a jak wiadomo, miesiąc ten ma tylko 30 dni...). Informacje o pochodzeniu aktora też są niejasne. "Super Express" wskazuje, że sam artysta twierdził, iż jako żydowskie dziecko przeżył wojnę, ukrywając się na cmentarzu. Ale czy to prawda? Życiorys Himilsbacha obfituje w niejasności i sprzeczności, które aktor sam tworzył. Udzielił około 700 wywiadów, często opowiadając siebie na nowo.

Zobacz wideo Artyści działający w różnych dziedzinach sztuki. Nie spodziewaliście się tych nazwisk!

Zanim został aktorem Himilsbach pracował jako grabarz, górnik czy piekarz

Bez względu na to, co mówił sam Himilsbach, można stwierdzić, że najprawdopodobniej wychowywał się w biednej rodzinie, a jego młodość była trudna. Istnieje akt chrztu, z którego wynika, że przyjął ten sakrament w 1943 roku. W wieku 16 lat trafił do więzienia, a następnie do zakładu poprawczego w Szubinie, gdzie uczył się obróbki kamienia. Za dobre sprawowanie został oddelegowany do kamieniołomów w Strzegomiu i tam doskonalił umiejętności kamieniarskie. 

Przed rozpoczęciem kariery artystycznej Himilsbach pracował jako grabarz, górnik, piekarz, ślusarz i palacz kotłowy na statkach. Był członkiem Stronnictwa Demokratycznego i uczył się na Uniwersyteckim Studium Przygotowawczym oraz w Wieczorowym Uniwersytecie Marksizmu-Leninizmu w Warszawie. Od 1956 roku pracował jako kamieniarz na warszawskich Powązkach. Był inicjatorem uzyskania miejsca na cmentarzu dla Marka Hłaski i wykuł napis na jego nagrobku.

Himilsbach był w czasach PRL-u elementem warszawskiego folkloru. Znajomości miał właściwie w każdym środowisku, a jego anegdot z zapartym tchem słuchali zarówno szanowani intelektualiści, jak i zwykli robotnicy. Często można było go zauważyć z butelką alkoholu, wałęsającego się po Nowym Świecie. Himilsbach był znany ze swojego osobliwego stylu życia, słabości do napojów wyskokowych i dosadnych wypowiedzi. Portal kultura.gazeta.pl pisze, że często sypiał u znajomych, ponieważ nie miał stałego miejsca mieszkania. Wiążę się z tym pewna anegdota, którą opisał Ryszard Abraham, przytaczając słowa pisarza Leszka Płażewskiego.

Przez pewien czas korzystał z kąta u mnie. Mojej babci, która miała 80 lat, podziękował kiedyś za gościnę, mówiąc: 'Jak ci zrobię grób, to będziesz miała w nim jak w niebie'. Przy innej okazji Płażewski pochwalił mu się, że właśnie kupił materiał na garnitur i zamierza jeszcze sprawić sobie nową wspaniałą pidżamę. To słowo wywołało u Himilsbacha falę traumatycznych wspomnień. - Raz jeden miałem pidżamę - opowiadał. - Nie ma, k*a, dziadu, gorszej rzeczy niż pidżama. Normalnie jest tak. Popijesz sobie, padniesz i zapomnisz o wszystkim. Potem wstajesz rano i zaraz możesz iść dalej. Raz jeden w życiu napiłem się w pidżamie. Następnego dnia rano wyszedłem na ulicę ubrany tylko w pasiastą pidżamę.

Wesele Himilsbacha było "jednym z najdziwniejszych". Zabawa skończyła się awanturą

Nie jest jasne, które anegdoty Himilsbacha mają zakorzenienie w faktach, ale trzeba przyznać, że były ciekawe. W otoczeniu Jana zawsze działy się wyjątkowe rzeczy. Aktor sam z resztą do tego doprowadzał. Portal kultura.onet.pl pisze, że według świadka Himilsbacha, Romana Śliwonika, pierwsze wesele aktora było "jednym z najdziwniejszych, jakie kiedykolwiek widział".

Goście przyjechali z Pragi na platformie towarowej zaprzężonej w dwa wielkie konie. Uroczystość odbyła się na Starym Mieście, w pracowni zaprzyjaźnionego artysty, który malował na szkle. Panna młoda była według opowieści jedyną kobietą na przyjęciu, a otaczał ją tłum pijanych mężczyzn. Weselne szaleństwo zakończyło się awanturą, która wybuchła, gdy prace artysty, u którego odbywała się impreza, zsunęły się na podłogę, a wszyscy mężczyźni, obnażeni od pasa w górę, kontynuowali taniec wśród odłamków szkła.

 

Jan Himilsbach opowiadał również, w jaki sposób jego ukochana próbowała walczyć z jego uzależnieniem od alkoholu. Barbara zorganizowała mu podobno odwyk, zamykając go w mieszkaniu z prowiantem i papierosami. Himilsbach miał się skupić na pisaniu, ale nic z tego nie wyszło. Jego koledzy, zaniepokojeni nieobecnością Jana na ulicach Warszawy, odwiedzili go, dostarczając mu alkohol. Himilsbach pił przez zamknięte drzwi, wykorzystując w tym celu wizjer. Podobno wykręcił przeszkodę i przełożył przez dziurę rurkę, dzięki czemu mógł się delektować ukochanym napojem.

Jan Himilsbach miał odrzucić hollywoodzką rolę. Miał nietypowy powód

Jan Himilsbach zasłynął m.in. jako filmowy śpiewak Józiu z "Rejsu". Po premierze kultowego dziś filmu ojciec mężczyzny wyraził swoje niezadowolenie, stwierdzając, że ta produkcja to "zbiór wariatów latających po ekranie". Tak przynajmniej twierdził w jednej ze swoich anegdot Jan. Na planie "Rejsu" Himilsbach zaprzyjaźnił się z aktorem Zdzisławem Maklakiewiczem. Razem zagrali łącznie w trzech filmach: "Rejsie", "Wniebowziętych" i "Jak to się robi". Andrzej Kondratiuk opisał ich relację jako "ucieszne przygody wesołych ludzi, którzy bawią się życiem".

Podobno, gdy Himilsbachowi zaproponowano rolę w hollywoodzkim filmie, zdecydowanie odmówił w charakterystyczny dla siebie sposób. Warunkiem udziału w produkcji było nauczenie się języka angielskiego.

Jeszcze się okaże, że jednak nie będę im pasował do tego filmu... I zostanę z tym angielskim jak ch*j

- powiedział Jan.

Aktor zmarł 12 listopada 1988 roku w Warszawie w wieku 58 lat, ale nawet po śmierci potrafił spłatać ludziom figla. Portal deon.pl pisze, że jeszcze za jego życia matka malarki Krystyny Cierniak-Morgenstern stwierdziła, że nie chciałaby nawet leżeć obok niego na cmentarzu, bo "cały alkohol by na nią spłynął". Pogrzeb Himilsbacha odbył się na Cmentarzu Północnym w Warszawie i był momentem zarówno smutnym, jak i zabawnym. Okazało się bowiem, że Jan Himilsbach spoczął właśnie obok matki Krystyny Cierniak-Morgenstern.

 

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

  • Link został skopiowany
Więcej o: