W ostatnim czasie wyjątkowo głośno zrobiło się o zarobkach Joanny Kurskiej. Żona Jacka Kurskiego przez niewiele ponad rok pracowała w Telewizji Polskiej i zajmowała znaczące stanowiska. Na łamach portalu Onet pojawiła się informacja mówiąca o konkretnej kwocie, którą miała zarabiać. "Joanna Kurska przepracowała w Telewizji Polskiej łącznie 13 miesięcy. Z informacji Onetu wynika, że do 2023 r. państwowy nadawca przelał na jej konto 1 mln 532 tys. zł. Oznacza to, że za miesiąc pracy otrzymywała średnio 117 tys. zł" - wyczytaliśmy w artykule. O komentarz poproszony został Marek Suski, który poczuł się wyraźnie zdezorientowany. Zamiast mówić o żonie byłego prezesa, zaczął rozprawiać na temat sytuacji finansowej swojej małżonki.
Marek Suski poczuł się wyraźnie zbity z tropu pytaniem dziennikarza i zaczął mówić o swojej małżonce. Okazuje się, że jej sytuacja finansowa jest zdecydowanie gorsza. - To nie jest moja żona. Nie jesteśmy rodziną. Moja żona jest skromną nauczycielką emerytowaną, nie jest w żadnej radzie nadzorczej, telewizji i nigdzie. Proszę mnie o to nie pytać - powiedział w Marek Suski w nagraniu opublikowanym na profilu "Szkła kontaktowego" na X.
Wskutek zaistniałej sytuacji Joanna Kurska postanowiła zabrać głos. Na jej instagramowym koncie pojawiło się obszerne oświadczenie. Żona prezesa zamieściła w nim kwotę, jaką miała zarabiać za czasów współpracy z Telewizją Polską. Jest zdecydowanie mniejsza niż ta, która obiegła opinię publiczną. "Ani jako dyrektor programowa TVP, ani jako producent 'PnŚ' nie miałam takiej pensji. Moje wynagrodzenie było zawsze zgodne z widełkami siatki wynagrodzeń pracowników TVP. Nie zarabiałam nigdy więcej niż moi poprzednicy. Jako dyrektor programowa zarabiałam 23 tysiące złotych brutto miesięcznie, tyle ile zarabiał mój poprzednik Sławomir Zieliński" - napisała na Instagramie Joana Kurska.