5 grudnia mija dwanaście lat od śmierci Violetty Villas. Była jedną z najbardziej charyzmatycznych i oryginalnych polskich wokalistek w czasie PRL-u. Jej głos, sopran koloraturowy o rozszerzonej skali, jej ogromne suknie, stylizowane na te z opery, i burza bujnych blond loków budziły ogromne zainteresowanie. W wielu publikacjach pojawiały się jednak domysły, że artystka nosi peruki.
Talent Violetty Villas został szybko dostrzeżony przez zagranicznych menadżerów. Wokalistka została zaproszona na występy we francuskiej Olimpii jeszcze w latach 60. Stamtąd trafiła do Las Vegas, gdzie przez kilka sezonów występowała jako gwiazda rewii. W późniejszych wywiadach mówiła, że to tam nauczono ją robić bardzo mocne makijaże i tapirować włosy tak, żeby była dobrze widoczna nawet z ostatnich rzędów potężnego Casino de Paris. W Polsce Villas przez lata występowała m.in. w Teatrze Syrena. Skontaktowaliśmy się z osobą, która miała okazję oglądać przygotowania do jej występów z bliska. W rozmowie z Plotkiem wspomina tamte czasy. Padły zaskakujące słowa o myciu włosów w nafcie i własnym moczu. To miało powodować, że bujne loki Villas są w dobrej kondycji.
To były czasy jej występów w Teatrze Syrena. Violetta miała dwie garderobiane. Jedna zajmowała się strojami, druga włosami i make-upem. Włosy to był jej atut i coś, na czym bardzo się skupiła. Raz w tygodniu myła je naftą i płukała moczem (własnym). Makijaż też zmywała moczem. Violetta nie nosiła peruki, nosiła doczepy sprowadzane ze Stanów Zjednoczonych, z naturalnych włosów. Było ich mnóstwo. Pamiętam, że zajmowały pół garderoby. Czasami jej stylizacja zajmowała kilka godzin, a bywało, że cały dzień, a ciężar na głowie to kilka kilogramów. Często mówiła, że czuje się bardziej amerykańska niż polska. Opowiadała otwarcie o swoich operacjach plastycznych, co było szokujące w latach 70. Szczególnie operacje piersi czy pośladków - powiedziała Plotkowi osoba z bliskiego otoczenia gwiazdy.
W późniejszych latach Villas była wielokrotnie pytana o to, czy ma naturalne włosy. Ironizowała i żartowała. W 2004 roku udzieliła wywiadu Marii Szabłowskiej i Krzysztofowi Szewczykowi w "Wideotece dorosłego człowieka". Dziennikarz zapytał gwiazdę wprost, czy te włosy są prawdziwe.
"Nie, sztuczne. Chciałbyś całe życie, żebym w warkoczyku chodziła? Jak się takie włosy natapiruje, zakręci, to się tylko wydaje tak" - odpowiedziała Violetta Villas.
Żeby uwiarygodnić swoją historię o wyjątkowo długich, bujnych włosach, opowiadała też relację z momentu swojego narodzenia. Gwiazda podkreślała, że przyszła na świat w belgijskim szpitalu. Tam na palcach lekarze mieli zakręcić jej loki. Byli zdziwieni, że dziecko urodziło się z długimi włosami, co jest rzadko spotykane. Tę historię oczywiście trudno jest zweryfikować.