Grzegorz Borys to poszukiwany 44-latek, którego podejrzewa się o zabójstwo swojego sześcioletniego syna. Mężczyzna od tygodnia jest nieuchwytny. Do tego to żołnierz w czynnej służbie, który może być uzbrojony. Policja apeluje więc o ostrożność i w razie rozpoznania o powiadomienie służb. Do akcji wkroczył już także nazywający się detektywem Krzysztof Rutkowski. Jego biuro ogłosiło, że za odnalezienie "żywego lub martwego" Borysa wyznaczono nagrodę w wysokości 50 tysięcy złotych. Co więcej, w poszukiwania mężczyzny włączyła się także żona Rutkowskiego, Maja. Na YouTubie opublikowała dość zaskakujące nagranie.
Dziesięciominutowe nagranie udostępnione na YouTubie zmontowane jest niczym kryminalny serial z Netfliksa. Całość okraszono tytułem "Rutkowski patrol na tropie groźnego mordercy Grzegorza Borysa! Filmy z działań biura Rutkowski!". W tle podłożono patetyczną muzykę. Wszystko filmowane było także profesjonalną kamerą. "My właśnie całą ekipą biura Rutkowski jedziemy na poszukiwania Grzegorza Borysa, który zamordował swojego sześcioletniego syna. Nieprawdopodobna tragedia. Mam nadzieję, że sprawiedliwości szybko stanie się zadość" - mówi do kamery Maja Rutkowski.
Krzysztof Rutkowski wyznał, że do akcji poszukiwawczej włączył się, ponieważ w jego opinii służby są bezradne i przez sześć dni nie potrafiły ująć sprawcy. "Minął szósty dzień i praktycznie bez żadnego efektu. Grzegorz Borys ukrył się bardzo skutecznie. Czy marynarz ukrywa się w lesie? Czy marynarz jeszcze żyje? Tego nie możemy wykluczyć (...). Dajemy nagrodę za wskazanie miejsca, gdzie może przebywać Grzegorz Borys, a nie za zatrzymanie. Jeżeli macie informacje, przekazujcie nam" - słyszymy na nagraniu. Widzimy także, że Rutkowski udał się w rejony Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego. Dostał cynk, że podejrzany może ukrywać się w jednym z kamperów, ale po dotarciu na parking okazało się, że pojazd jest pusty. W następnych ujęciach widzimy, że detektyw bez licencji udał się do pobliskiego sklepu spożywczego wypytać, czy sprzedawczyni nie widziała może Grzegorza Borysa. "Ja go nie rozpoznałam, miałam kolejkę i nie twierdzę, że to był on. Poproście państwo szefa o monitoring i wtedy będzie wszystko jasne" - powiedziała kasjerka. Niestety okazało się, że monitoring nie był sprawny i nic nie udało się zarejestrować.