Materiał poświęcony czynom, jakich miał dopuścić się między innymi Stuu, zdobył miliony wyświetleń w bardzo krótkim czasie. O Pandora Gate mówi internet, telewizja, radio, a nawet premier Mateusz Morawiecki. Za filmem stoi Sylwester Wardęga, do którego Justyna Gradek ma kilka uwag. Co w tej sprawie ma do powiedzenia influencerka?
Influencerkę śledzi na Instagramie ponad milion osób. Postanowiła wykorzystać swoje zasięgi, aby nagłośnić aferę z udziałem youtuberów. Zaznaczyła na InstaStories, że w świecie influencerów nie ma prawdziwych przyjaźni. Poruszyła ponadto wątek manipulacji. - W tych czasach bardzo łatwo jest manipulować opinią publiczną… I broń Boże, nikogo nie bronię. To są tylko moje przemyślenia, wynikające z tego, co widzę i z tego, co ja również kiedyś doświadczyłam - oznajmiła Gradek. Ponadto dodał wzmiankę o ponoszeniu odpowiedzialności. - Dlatego ważne jest, aby pamiętać o odpowiedzialności w internecie i dążyć do uczciwego, sprawiedliwego i opartego na dowodach traktowania innych ludzi. Oczywiście mam na myśli tylko osoby, które są niewinne oskarżone - oświadczyła influencerka.
W oświadczeniu influencerki nie mogło zabraknąć wątku dotyczącego Sylwestra Wardęgi. - Od tego są sądy i inne instytucje, które mają za zadanie udowodnić czyjąś winę. Takimi sprawami nie powinni zajmować się internetowi detektywi. Skoro masz dowody, to idziesz z tym na policję… A nie robisz sobie zasięgi z tego i zarabiasz jeszcze na tym! To jest bardzo poruszająca sprawa i uważam, że nawet Wardęga powinien ponieść konsekwencje tego, że nie poszedł z tym np. na policję, tylko stwierdził, że zrobi sobie filmik… - grzmiała Gradek. Postanowiła gorzko podsumować postawę twórcy Watahy. - Wcale w niczym nie pomogłeś, wiedząc o tym już tyle czasu. Nie dajcie sobie mydlić oczu, że ten gościu robić coś, by komuś pomóc… - dodała na koniec. Po zdjęcia Justyny Gradek zapraszamy do galerii.