Zamiast udowodnić talent, w Sopocie pogrzebała karierę. Mandaryna czekała 15 lat, żeby jej uwierzono

Wchodząc na sopocką scenę w 2005 roku, Mandaryna mówiła, że to jeden z najważniejszych występów w jej życiu. Nie myliła się.

Choć nieudanych występów podczas sopockiego festiwalu można by wymienić wiele, trudno wskazać inny, który odbił się w mediach tak szerokim echem, jak wykonane przez Mandarynę "Ev'ry Night". Jednocześnie trudno też wskazać inną gwiazdę, która podniosłaby się po takiej porażce. Mandarynie się to udało, mimo że bardzo długo jej wersja wydarzeń nikogo nie interesowała.

Zobacz wideo Mandaryna o Wiśniewskim

Kariera szła jak po sznurku

Był rok 2003. Ich Troje było wówczas u szczytu popularności, a ogromne emocje wzbudzały nie tylko muzyczne dokonania Michała Wiśniewskiego, ale też szczegóły jego prywatnego życia. Zwłaszcza że muzyk rok wcześniej związał się z tancerką i choreografką Martą Mandrykiewicz, która nawiązała współpracę z jego zespołem. Wiśniewski postanowił zmonetyzować niesłabnącą popularność, czego efektem był reality show "Jestem, jaki jestem" pokazujący kulisy nietuzinkowej codzienności pary. Odcinek z transmisją ich "lodowego ślubu", który odbył się niedaleko bieguna północnego w Kirunie, wiele osób doskonale pamięta do dziś. "Jestem, jaki jestem" nie tylko wzbudzał zainteresowanie i bił rekordy popularności, ale szybko okazał się także trampoliną do medialnej kariery Marty (po ślubie już Wiśniewskiej). 

Mandaryna i Michał Wiśniewski
Mandaryna i Michał Wiśniewski Fot. Albert Zawada / Agencja Gazeta

Ówczesna żona Michała Wiśniewskiego nie tylko otrzymała wówczas epizodyczną rolę w serialu "Na Wspólnej", ale też na potrzeby "Jestem, jaki jestem" nagrała i wykonała dwa utwory. Aktorstwo finalnie odeszło na dalszy plan, ale Wiśniewskiej spodobała się myśl o rozwoju muzycznej kariery. Pierwszą próbą był dołączony do czasopisma "Naj" minialbum, który wydała już pod pseudonimem Mandaryna w czerwcu 2004 roku. Był to strzał w dziesiątkę, a płyta rozeszła się w nakładzie 200 tys. egzemplarzy. W lipcu Mandaryna wydała bijący rekordy popularności singiel "Here I Go Again", który był zapowiedzią pierwszej płyty wokalistki "Mandaryna.com". Stał się on dziesiątym najchętniej kupowanym albumem muzycznym w Polsce w 2004 roku.

O Mandarynie było w mediach wówczas głośniej niż o jej mężu, a w kuluarach spekulowano, że Michał Wiśniewski zaczyna być zazdrosny o sukces żony. Wiśniewska dawała koncert za koncertem, a na jej występy przychodziły tłumy. Każdy show mającej ogromne doświadczenie taneczne Marty opierał się także na skomplikowanych układach choreograficznych, a gwiazda z tego względu wielokrotnie wspierała się playbackiem.

Mandaryna
Mandaryna Fot. Rafał Malko / Agencja Gazeta

Jedna kiepska decyzja

W lipcu 2005 roku Mandaryna wydała singiel "Ev’ry Night", który zapowiadał zaplanowaną na sierpień premierę jej drugiego krążka "Mandarynkowy sen". Płyta szła jak świeże bułki, a Wiśniewska przypieczętowała tym samym pozycję popularnej wokalistki w kraju. Wtedy pojawił się także pomysł, aby z "Ev’ry Night" zawalczyła o Bursztynowego Słowika na Sopot Festivalu. Występ miał nie tylko podkręcić sprzedaż jej drugiej płyty, ale przede wszystkim udowodnić, że na scenie radzi sobie także bez playbacku.

Niestety. Gdy tylko padły pierwsze takty "Ev’ry Night", nie było wątpliwości, że szykuje się spektakularna klapa. Mandaryna, ubrana w pamiętny srebrny kombinezon, nie była w stanie trafić w żadną nutę ani zaśpiewać czysto nawet jednego dźwięku. Sama wokalistka już na scenie dobrze wiedziała, że jest problem, jednak robiła dobrą minę do złej gry. Zakończyła występ, a następnie zaśpiewała także własną wersję utworu "Windą do nieba", wykonując cały układ choreograficzny. Doznania muzyczne w tym wypadku także były jednak mizerne.

 

Mandaryna cały czas mogła liczyć jeszcze wtedy na sympatię fanów, a w głosowaniu widzów w konkursie zajęła wówczas drugie miejsce. Jurorzy i krytycy muzyczni nie zostawili na niej jednak suchej nitki. O występie Wiśniewskiej szybko zaczęto mówić tylko w kontekście ogromnej porażki, zwłaszcza że zestawiano jej umiejętności z talentem Dody, która zgarnęła wtedy Bursztynowego Słowika. Sprawa zrobiła się głośna. Dość powiedzieć, że popisy wokalne Wiśniewskiej i Rabczewskiej na sopockiej scenie porównywano wówczas w głównym wydaniu TVN-owskich "Faktów".

Do wpadki w Sopocie dołączyły także problemy w życiu prywatnym Mandaryny. Krótko po festiwalu w mediach pojawiały się spekulacje o kryzysie w małżeństwie z Michałem Wiśniewskim. W dodatku Lider Ich Troje dolał oliwy do ognia udziałem w programie "Uwaga!", w którym stwierdził, że odradzał żonie występ na Sopot Festivalu.

Oczekiwałem, że zrozumie, że nie chcę tego dla jej dobra. Nie uwierzyła, dała się przekonać, że pomoże to w promocji nowej płyty. (...) Obejrzałem to i było mi bardzo przykro. Nie mogłem się do niej dodzwonić, nie udało mi się z nią porozmawiać ani przed, ani po występie - mówił.

Dalsze próby i koniec kariery

Mimo porażki Mandaryna nie dawała za wygraną, jednak jej medialna kariera zdecydowanie przygasła. W 2006 roku nawiązała współpracę z Polsatem, który wyemitował dwa odcinki tanecznego programu z jej udziałem "Let’s Dance, czyli zrobię dla was wszystko". Nie cieszył się on jednak popularnością i szybko zdjęto go z anteny. Muzyka Wiśniewskiej także nie wzbudzała już zainteresowania. W 2009 roku wydała trzeci album "AOK", który nie stał się komercyjnym sukcesem. Rok później Mandaryna potwierdziła, że jej menadżerem został - wówczas już były mąż - Michał Wiśniewski, ale to także nie pomogło w jej karierze.

Choć Mandaryna co jakiś czas wypuszczała nowe single i starała się utrzymać na powierzchni, wszyscy cały czas patrzyli na nią przez pryzmat porażki w Sopocie. Ona sama wróciła za to do korzeni i skupiała się na rozkręcaniu firmowanych jej nazwiskiem szkół tańca. W 2012 roku wydała singiel, który miał zapowiadać czwartą płytę, jednak do jej wydania nigdy nie doszło. Rok później z muzyki zrezygnowała całkowicie i ogłosiła koniec kariery.

Porażka przekuta w sukces

Lata mijały, a nagranie z Mandaryną krzycząca w Sopocie "Znacie "Ev'ry Night?" powoli zaczęło stawać się viralowym hitem. Ci, którzy byli zbyt młodzi, aby pamiętać jej występ, patrzyli na wpadkę z przymrużeniem oka. Z kolei widzowie, którzy przypomnieli to sobie po latach, zaczęli doceniać jej umiejętności taneczne i stworzony z rozmachem - zwłaszcza jak na tamte czasy - show. W końcu zaczęto też wierzyć w tłumaczenia Wiśniewskiej, że podczas występu w Sopocie trafiła na trudności techniczne i miała poważne problemy z odsłuchem. Mandaryna nie tylko wróciła do łask, ale na nowo stawała się gwiazdą. Ona sama, zachęcona pozytywnym odbiorem, była też w stanie spojrzeć na całą sprawę z dystansu. Po 15 latach zaczęła mówić więcej o kulisach feralnego występu.

Na ten występ złożyło się wiele niefajnych sytuacji i wiele nazwisk, które były wtedy, i nadal teraz są, wielkimi nazwiskami. Nie chcę ich wymieniać. (...) Jedno, co mogę powiedzieć, to fakt, że gdybym nie była przygotowana, to złamałabym nogę. W Sopocie najpierw gra się próby. To nie jest tak, że człowiek wychodzi na scenę i śpiewa. Najpierw musi zrobić kilka dni prób. Mówię ci, tam było kilka takich sytuacji, których się ludziom nie robi - mówiła w rozmowie z Bartkiem Fetyszem.

W 2018 roku Mandaryna zapowiedziała powrót do koncertowania, a na scenę wróciła z przytupem. Jej występ we wrocławskim klubie HaH cieszył się takim zainteresowaniem, że nie wszyscy ludzie zmieścili się w środku. "No to co, Sopot, znacie to?" - rozbawiona zwróciła się do tłumu.

 

Mandaryna dziś jest już gwiazdą kolejnego pokolenia. Młodzi ludzie doceniają jej energię i pracę, którą wkłada w występy. Na nową płytę na razie się nie zanosi, ale Wiśniewska wydaje kolejne single i daje nieduże klubowe koncerty, które dość szybko się wyprzedają. Odpowiedź na pytanie, czy "Znacie "Ev'ry Night?" po niemal dwóch dekadach jest jeszcze bardziej oczywista niż w 2005 roku. Więcej zdjęć Mandaryny znajdziecie w galerii na górze strony.

Więcej o: