Na początku czerwca do sieci wyciekło wideo, którego bohaterem jest Andrzej Seweryn. Aktor, nie unikając przekleństw, krytykuje prawicowych polityków. "Tym wszystkim Trumpom, Kaczyńskim, Orbanom pie**lonym trzeba przypie**lić" - mówi m.in. Seweryn. Choć, jak się później okazało, wideo było prywatne i nie miało ujrzeć światła dziennego, błyskawicznie obiegło sieć. Jak można było się domyślać, wulgaryzmy płynące z ust aktora w kierunku prezesa PiS-u stały się pożywką dla publicznej stacji.
"Haniebne słowa Andrzeja Seweryna. Znany aktor wzywa do przemocy wobec Jarosława Kaczyńskiego. Używa języka, którego bez wątpienia powinien wstydzić się każdy, a zwłaszcza ktoś, kto aspiruje do roli autorytetu" - zapowiada Edyta Lewandowska w głównym wydaniu "Wiadomości" z 3 czerwca materiał poświęcony filmikowi z udziałem aktora. Andrzej Seweryn został w nim określony jako wybitny aktor, ale pod wątpliwość została poddana jego moralność. Wydawca programu informacyjnego publicznej telewizji nie ukrywał nawet, że wiąże wypowiedź Seweryna z planowaną na 4 czerwca demonstracją przeciwko działaniom PiS-u. Podpis na ekranie brzmiał bowiem "język i marsz nienawiści".
Oberwało się zresztą nie tylko Andrzejowi Sewerynowi, ale także innym znanym osobom, które w przestrzeni publicznej wypowiadały się nieprzychylnie o rządzącej partii. Wspomniano m.in. Krystynę Jandę, Daniela Olbrychskiego, Zbigniewa Hołdysa, Tomasza Lisa czy Barbarę Kurdej-Szatan. W "Wiadomościach" wytknięto celebrytom, że chcą stawiać się za wzór, ale stają się "wzorem hipokryzji i chamstwa".
Niedługo po tym, gdy nagranie z udziałem Andrzeja Seweryna trafiło do sieci, aktor opublikował oświadczenie w mediach społecznościowych, w którym odniósł się do zaistniałej sytuacji. Zapewnił, że nagrania nie zamierzał upubliczniać. "Ani ja, ani osoba, do której zostało ono wysłane, nie udostępniliśmy go mediom społecznościowym. Dostało się tam ono z woli tych, którzy mają dostęp do naszych prywatnych kont" - napisał.