Anna Wendzikowska przed kilkoma miesiącami rozpętała niemałą medialną burzę, odsłaniając kulisy odejścia z TVN. Przypomnijmy, że celebrytka była związana ze stacją od 2007 roku. Z czasem zyskała ogromną rozpoznawalność i opinię ekspertki od Hollywood, jako osoba przeprowadzająca wywiady z największymi sławami szklanego ekranu. Niestety, choć jej kariera pozornie wydawała się godna pozazdroszczenia, w rzeczywistości miała być okupiona nieustannym stresem i nieprzyjemnościami.
Proces byłemu pracodawcy wytoczył Robert Jałocha, reporter pracujący przez dekadę dla TVN i TVN24. Przez ten czas zatrudniony był w oparciu o umowę o dzieło. Po odejściu ze stacji w 2020 roku poprosił o świadectwo pracy - nie otrzymał tego dokumentu. Sprawa trafiła do Inspekcji Pracy. Organizacja wytoczyła proces TVN w imieniu dawnego pracownika. Dopatrzono się nieprawidłowości, co przemawiało na korzyść dziennikarza.
Zdjęcia Anny Wendzikowskiej znajdziecie w galerii w górnej części artykułu
O sprawie Jałochy doniósł jako pierwszy serwis wirtualnemedia.pl:
Sąd uznał, że TVN obchodził prawo pracy oraz potwierdził, że pomimo podpisywania ze mną umów cywilnoprawnych łączył mnie w tym okresie z TVN stosunek pracy – mówi Robert Jałocha cytowany przez portal. – Wyrok jest nieprawomocny, nie chcę go komentować. Spodziewam się apelacji ze strony byłego pracodawcy – zaznaczył.
Póki co TVN nie skomentował wyniku procesu.
Anna Wendzikowska pierwszy raz na ściance od afery mobbingowej. Suknia jak koszula Fot. Kapif
Gdy dziennikarka zaczęła głośno mówić o tym, co ją spotkało, została wręcz zasypana listami od osób znajdujących się w podobnej sytuacji. Poparły ją też osoby z branży.
Wendzikowska zaznaczała, że do jej pracy nie było obiektywnie zastrzeżeń, wyniki oglądalności też mówiły same za siebie, a mimo to miała być niezręcznie karcona i straszona:
Byłam poniżana, gnębiona, codziennie drżałam o pracę. Niby "gwiazda telewizji", a ja byłam traktowana jak dziewczynka z podstawówki, którą co chwilę bije się po łapkach za każde niedociągnięcie. Tak naprawdę byłam w swoim schemacie niewidzialności, niedocenienia i ciągłego udowadniania swojej wartości. (…) Kiedy zdjęto z anteny moje wejścia, w studio usłyszałam: "Sorry, Anka, nie oglądasz się". Pomyślałam, cóż, trudno, chodzi o dobro programu. Ale coś mnie tknęło i sprawdziłam wyniki oglądalności z ostatnich tygodni. W momencie mojego wejścia wykres oglądalności pikował w górę. Wtedy usłyszałam: "oglądalność nie jest najważniejsza" - napisała na Instagramie.
Można się spodziewać, że podobnych spraw będzie więcej. W tej chwili Inspekcja Pracy zajmuje się m.in. dochodzeniem praw dwóch byłych operatorów obrazu z TVN.
Zdjęcia Anny Wendzikowskiej znajdziecie w galerii w górnej części artykułu.