We wrześniu 2021 roku lider zespołu Lady Pank został przesłuchany przez warszawską prokuraturę. Usłyszał zarzuty wyłudzenia podatku VAT i posługiwanie się "lewymi" fakturami na łączną kwotę prawie 300 tysięcy złotych. Po ponad roku ciągnącej się sprawy, w końcu nastąpił przełom. Muzyk prawdopodobnie jeszcze w tym roku usłyszy wyrok.
Sprawa dotyczyła promocji trasy koncertowej z wakacji w 2018 roku. Jan B. i inni muzycy mieli wystawiać "lewe" faktury na łączną kwotę ponad 14,5 mln złotych - tak podała Prokuratura Regionalna w Warszawie.
Jak dowiedział się "Super Express", muzyk przyznał się do zarzucanych mu czynów. Podkreślił jednak, że nie zna się na rozliczeniach podatkowych, a więc powierzył finanse poleconej księgowej. Kilka dni temu złożył wniosek o dobrowolne poddanie się karze.
Sprawa cały czas jest w toku. Przypuszczamy, że powinna zakończyć się jeszcze w tym roku - dowiedział się "Super Express" w prokuraturze.
Muzyk odmawia jakiegokolwiek komentarza mediom. Odniósł się do zarzutów jedynie w rozmowie z Beatą Tadlą w programie Onet Rano we wrześniu 2021 roku.
Za wiele nie mogę powiedzieć, bo nie wolno mi, ale razem z moim prawnikiem uważamy, że ta sprawa skończy się po naszej myśli, pozytywnie, więc musimy się jeszcze trochę wstrzymać. Na pewno będziemy dawali informację do prasy, ale myślę, że to jeszcze trochę czasu zajmie.
Został zapytany o to, czy uważa się za osobę niewinną.
No nie, tak nie można powiedzieć. Sprawa się toczy, więc zobaczymy, jak to się skończy - zakończył Jan B.
To nie pierwsze problemy z prawem muzyka. Kilka lat temu pobił ochroniarza. Ma na koncie także atak na publiczność. Podczas koncertu rzucił w kobietę butelką.