Ralph Kamiński nabija się z Mandaryny. Nie będzie jej miło

Ralph Kamiński, jedna z gwiazd Top of the Top Sopot Festival, w zakulisowej rozmowie z Damianem Michałowskim wrócił pamięcią do niesławnego występu Mandaryny. Wyszło zabawnie?

Choć Ralph Kamiński w 2005 roku miał zaledwie 14 lat, dobrze pamięta najgorętszą muzyczną imprezę tamtego lata. Mandaryna znalazła się wówczas w gronie wykonawców walczących o zdobycie sopockich festiwalowych laurów - Bursztynowego Słowika i Słowika Publiczności. Już wtedy wielu powątpiewało w talent wokalny tancerki. Marta Wiśniewska zgłaszając się do konkursu postanowiła udowodnić, że potrafi śpiewać na żywo. Utrudniła sobie zadanie, zaczynając występ od śpiewu a capella. Nie wyszło dobrze. Wielu twierdzi do dziś, że celebrytka była świadoma porażki i wykonując drugi konkursowy utwór, cover szlagieru "Windą do nieba", miała łzy w oczach. Faktem jest, że pomyliła tekst i sytuację musiał ratować chórek.

Zobacz wideo Mandaryna szczerze o byłym mężu i o Dodzie

Ralph Kamiński wspomina Mandarynę

Podczas trwającego właśnie Top Of The Top Sopot Festival, Damian Michałowski wypytywał Ewę Farną i Ralpha Kamińskiego o tremę przed wyjściem na deski Opery Leśnej.

Na koncercie na pewno będzie nerw, nerw, nerw, napięcie, napięcie, napięcie, ale trzeba zrobić show – zapowiedział Kamiński.
Uwielbiam, kiedy gramy na żywo. Nawet jeśli są jakieś małe błędy – stwierdziła Farna.

I tu młody wokalista przypomniał o sopockiej porażce byłej żony Michała Wiśniewskiego:

Oczywiście, Mandaryna też kiedyś na żywo zagrała.

Prezenter postanowił pociągnąć wątek:

Ale znacie "Ev'ry Night"? – dopytywał.

Kamiński dobrze wiedział, jak odpowiedzieć na tak zadane pytanie:

No! Hopaaa, Sopot! – zawołał, bezbłędnie naśladując Mandarynę.

Występ sprzed 17 lat pogrzebał doskonale zapowiadającą się karierę Marty Wiśniewskiej. Nie pomógł fakt, że w głosowaniu telewidzów zajęła ona drugie miejsce, plasując się tuż za Dodą, grającą wówczas z zespołem Virgin. Mandaryna przyznała, że po niefortunnym występie telefony przestały dzwonić. W rozmowach z dziennikarzami tłumaczyła po latach, że podejrzewa, iż mogła paść ofiarą spisku, wskazując na niedziałający odsłuch i poprute kostiumy.

Kto wie, jak potoczyłaby się kariera Mandaryny, gdyby nie Sopot. W końcu, jak wiadomo, udało się wypromować na gwiazdę niejednego wokalistę bez wielkiego głosu. Marta po prostu miała wyjątkowego pecha.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.