Bądź na bieżąco. Więcej o życiu gwiazd z Polski i świata przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl.
Kilka dni temu Blanka Lipińska wywołała medialną burzę, chwaląc masło w sprayu, które miało mieć zero wartości odżywczych. Autorka "365 dni" jest aktualnie na redukcji, dlatego liczy kalorie. Nigdy nie ukrywała, że jej sposoby na dietę i odchudzanie nie należą do najzdrowszych, co wytykało jej już kilku dietetyków. Tym razem oberwała od Marcina Jackowiaka, który zauważył, że Blanka Lipińska nie posiada podstawowej wiedzy żywieniowej. Uświadomiona autorka erotyków na InstaStories przeczytała drobny druczek, który mówił, że masło nie zawiera kalorii na jedno psiknięcie przez 1/3 sekundy. Lipińska dodała, że nie będzie już go używać, ponieważ nie da się określić dokładnej kaloryczności masła. Teraz w obronie celebrytki stanęła Katarzyna Bosacka.
Katarzyna Bosacka to polska dziennikarka, która specjalizuje się w analizie składów produktów i czytania etykiet. Prowadzi program "Wiem, co jem i wiem, co kupuję". Na Instagramie opublikowała post poświęcony wpadce celebrytki.
Prawda jest taka, że producent umieścił na opakowaniu informacje o tym produkcie w taki sposób, że można byłoby rzeczywiście pomyśleć, że ma zero kalorii. Musimy jednak pamiętać, że jeżeli coś jest olejem czy masłem, to jest źródłem tłuszczu i te kalorie w sobie ma - tłumaczy Bosacka.
Wyjaśniła też, dlaczego Lipińska mogła pomyśleć, że produkt ma zero kalorii. Etykieta producenta była sporządzona w sposób mylący. Zaznaczył on, że określenie "bezkaloryczne" dotyczy jednego psiknięcia, a nie całego produktu.
Producent sprytnie poinformował, że produkt "zawiera o 95 proc. kalorii mniej niż masło, margaryna lub olej na jednostkę". No właśnie – na jednostkę, a nie ogółem - pisze dziennikarka.