Bądź na bieżąco. Więcej o opolskim festiwalu przeczytasz na Gazeta.pl
W piątek 17 czerwca startuje 59. Krajowy Festiwal Polskiej Piosenki w Opolu. To święto polskiej muzyki, które niestety z roku na rok coraz bardziej traci kontakt z rzeczywistością. Czasy się zmieniają, a festiwal wciąż zanurzony jest w przeszłości. Podczas tegorocznej edycji nie zobaczymy artystów, którzy niosą ze sobą powiew świeżego powietrza. Nie będzie więc Ralpha Kamińskiego, Darii Zawiałow, Krzysztofa Zalewskiego, Kwiatu Jabłoni. Nie wspominając o gwiazdach polskiego hip hopu.
Zamiast nich na opolskiej estradzie wystąpią m.in. Partita, Andrzej Rybiński, Krystyna Giżowska, Jan Pietrzak. To nie jest źle, że Opole przypomina swoje legendy sprzed lat. Gorzej, jeżeli nic poza odgrzewaniem muzycznych kotletów i dyskoteką dla oldboyów nie ma do zaoferowania. A przecież przez długie lata ta impreza dyktowała trendy i wskazywała prawdziwe odkrycia.
Na starcie poziom był bardzo wysoki. W 1963 roku za "Czarne anioły" nagrodę zdobyła przecież Ewa Demarczyk. Artystka niezwykła, ponadczasowa, poetka piosenki. Jej występy z pogranicza poezji śpiewanej, czy wręcz piosenki aktorskiej, elektryzowały opolską publiczność i widzów przed telewizorami. Potem był jeszcze m.in. Czesław Niemen, Marek Grechuta, Maryla Rodowicz, a w latach 80. zachwyciła chociażby Edyta Geppert. Dziś poezji na festiwalu, w takim wydaniu, jest już coraz mniej.
Od kilku lat mieliśmy wprawdzie koncert piosenki literackiej, ale w mizernym wykonaniu serialowych aktorów. Naprawdę nie wiem, kto prosił o to, żeby usłyszeć Mikołaja Krawczyka śpiewającego utwór Anny Marii Jopek, czy Elżbietę Romanowską nieudolnie próbującą śpiewać Osiecką. W tym roku zrezygnowano więc z koncertu piosenki literackiej na rzecz wakacyjnych przebojów. No, tak łatwiej, zdecydowanie.
W ostatnich latach odeszli Wojciech Młynarski i Kora. To prawdziwe ikony festiwalu opolskiego. Teksty ich piosenek są wciąż ważne, potrzebne i żywe w polskiej muzyce. Za sprawą choćby "Męskiego Grania" sięgają po nie kolejne pokolenia artystów, a młodsza publiczność odkrywa je na nowo. Aż się prosi, żeby tacy twórcy mieli w Opolu swoje duże koncerty podsumowujące i upamiętniające ich twórczość.
Dobrym pomysłem byłoby też sięgnięcie raz jeszcze do idei koncertu "Zielono mi", przez wielu uważanego za najlepszy koncert w historii opolskich festiwali. Od tego wydarzenia minęło przecież 25 lat, a wielu współczesnych artystów wciąż wraca do piosenek z tekstami Agnieszki Osieckiej i je reinterpretuje. Kilka lat temu TVP wyprodukowała serial o Osieckiej, który cieszył się sporą popularnością. Nikt jednak nie wpadł na to, żeby wrócić z koncertem jej piosenek do Opola. Szkoda.
Wymyślono natomiast, żeby po raz kolejny zaprosić wielkiego orędownika obecnej władzy, Jana Pietrzaka, który w kółko śpiewa swoje dwa przeboje sprzed lat. Co opolska publiczność sądzi o Pietrzaku, mogliśmy się już przekonać w 2017 roku. Podczas jego recitalu widownia ostentacyjnie wstała z miejsc, a ławki świeciły pustkami.
Festiwal opolski przez lata miał także w założeniu podsumowywać to, co w muzyce polskiej jest w danym czasie najpopularniejsze czy najciekawsze. Kiedyś były to koncerty nazywane "Przeboje list przebojów". W 1997 roku na jednej scenie wystąpili wówczas m.in. Kayah, Elektryczne Gitary, Urszula, Robert Gawliński, Kasia Kowalska, Varius Manx.
Później wymyślono formułę Superjedynek, niepozbawioną wad, która się przyjęła. Przez ponad dekadę Superjedynki były jedną z najbardziej pożądanych nagród w polskiej muzyce rozrywkowej. Wyznacznikiem prestiżu i docenienia fanów. Z tego pomysłu zrezygnowano w 2017 roku na rzecz koncertu "Od Opola do Opola" i było to całkiem zasadne, gdyby nie późniejsza realizacja. Okazuje się bowiem, że artyści obecnie najbardziej popularni na polskim rynku muzycznym wcale nie chcą przyjeżdżać na festiwal do telewizji, na której czele stoi prezes Jacek Kurski.
Na próżno szukać tu zwycięzców Fryderyków, czy zdobywców platynowych i diamentowych płyt. W Opolu nie zaśpiewa Sanah, Dawid Podsiadło, Daria Zawiałow, Krzysztof Zalewski, Kwiat Jabłoni, Ralph Kamiński, Natalia Szroeder i wielu innych. Zamiast tego w koncercie "Od Opola do Opola" usłyszymy m.in. Stanisławę Celińską, Halinę Frąckowiak, Danutę Błażejczyk, Marka Piekarczyka, Andrzeja Rosiewicza, Skaldów, Krystynę Giżowską.
Nie twierdzimy, że to źle, by zapraszać gwiazdy sprzed lat. Takie spotkania są okazją do wspomnień i jubileuszy. I dobrze. Natomiast jaki jest sens robić formułę "Od Opola do Opola", skoro jedyną wokalistką pośród występujących na koncercie, z przebojem na koncie w ostatnim roku, jest Karolina Stanisławczyk i jej "Cliche"?
Koncert Premier przez długie lata był okazją dla znanych i lubianych wykonawców do wypromowania nowego przeboju. Różnica pomiędzy Premierami a Debiutami polegała na tym, że w Debiutach występowali zupełnie nowi artyści, a w Premierach gwiazdy z nowymi piosenkami. Od kilku lat ta granica się zaciera. W tegorocznej stawce nie mamy praktycznie żadnych artystów, którzy rządzą obecnie na listach przebojów.
Sonia Maselik, Marien, Chemia czy Sabina Szewczyk spokojnie mogłyby wystąpić w Debiutach. Przypomnę, że w 2006 roku w konkursie Premier rywalizowały ze sobą m.in. Doda, Edyta Górniak, Maanam, Urszula i Budka Suflera. Obecnie mamy Wojtka Cugowskiego i Bartasa Szymoniaka. A wygra zapewne Stanisława Celińska, która już ma zwycięstwo w Premierach ostatnimi czasy i w dodatku stale pojawia się w serialu TVP. Trudno jednak mieć pretensje do Celińskiej o to, że jest prawdziwą, cenioną artystką, która w tegorocznych Premierach nie ma zbytnio konkurencji.
Nawet w słabszych festiwalowych latach można się jednak doszukać czegoś wartego uwagi. Niewątpliwie jubileusz Justyny Steczkowskiej będzie należał do jasnych punktów tegorocznego Opola. To w końcu w opolskim amfiteatrze Steczkowska debiutowała, a Irena Santor apelowała wówczas ze sceny, żeby nie zgubić tej perły. No i nie zgubiła się.
Na firmamencie polskich gwiazd Justyna świeci bardzo jasno. Jej występy to połączenie muzyki, tańca, teatru. Jej głos, a w szczególności wokalizy, wciąż robią oszałamiające wrażenie. To dobra decyzja, żeby oddać jej cały koncert.
Całkiem ciekawym pomysłem wydaje się też koncert piosenek folkowych, niejako rekompensujący brak disco polo na festiwalu. Folk leży w polskiej naturze, a wykonawcy którzy wystąpią, mają na koncie masę radiowych przebojów. Przypomnieć je wszystkie na jednym koncercie to udany zamysł. Dodatkowo taka muzyka ma różne oblicza, czasem bywa bardziej jarmarczna, czasem ciekawsza artystycznie. I to zapewne będzie słyszalne podczas piątkowego wydarzenia.
Trzeba też pochwalić organizatorów, że po raz kolejny nie dopuścili do festiwalu wykonawców disco polo. Zenek Martyniuk, Bayer Full czy Piękni i Młodzi to już byłby kompletny upadek rangi i renomy festiwalu. A doskonale wiemy, że takie zakusy i pomysły już się wcześniej pojawiały. Tyle pocieszenia.