Bądź na bieżąco. Więcej artykułów o gwiazdach przeczytasz na Gazeta.pl.
Kilka lat temu Katarzyna Dowbor wyznała, że mierzy się z chorobą Gravesa-Basedowa. To choroba tarczycy, która może wywoływać nadmiar hormonów tarczycy we krwi, co niesie za sobą różne objawy od osłabienia, kołatania serca czy utraty masy ciała aż po wytrzeszcz oczu, który spotkał dziennikarkę. Zmęczona objawami podjęła decyzję o operacji.
W wywiadzie dla "Plejady" Katarzyna Dowbor zdecydowała się opowiedzieć o swoich przykrych doświadczeniach związanych z chorobą autoimmunologiczną. Dziennikarka przyznała, że trudno było jej znaleźć czas na zajęcie się zdrowiem.
Nie tylko z chorobami, ale też z badaniami i zabiegami czekam do końca nagrań danego sezonu. Potem zawsze mamy trzy tygodnie przerwy, więc mam czas, żeby nadrobić zaległości. Jestem jak żołnierz na poligonie. Muszę dostosowywać się warunków.
Decyzja o poddaniu się operacji usunięcia tarczycy niosła za sobą ryzyko podcięcia strun głosowych. Co oznaczałoby, że dziennikarka nie mogłaby wykonywać zawodu w takim wymiarze jak dotychczas.
Poza tym, mogła mi zostać na szyi duża blizna, którą trudno byłoby ukryć. Musiałabym cały czas być na zdjęciach w golfie, co nie byłoby zbyt komfortowe.
Na szczęście podcięcie strun głosowych nie było konieczne, a blizna jest tak mała, że trudno ją zauważyć. Na ten moment stan Katarzyny Dowbor jest stabilny.
W tej chwili biorę leki, które zastępują tarczycę i wykonują pracę za nią, ale funkcjonuję, żyję, jestem pogodna i dużo lepiej się czuję.
Życzymy Katarzynie Dowbor dużo zdrowia.