Katarzyna Glinka i Jarosław Bieniecki wraz z dziećmi mieli wybrać się na rodzinne wakacje do Czarnogóry. W sobotę, 14 sierpnia udali się na lotnisko. Podczas kontroli paszportowej partner aktorki został zatrzymany przez straż graniczną. Reszta rodziny musiała lecieć bez niego. Okazało się, że sąd wydał za nim nakaz aresztowania na cztery dni. O co chodziło? Powód wydaje się dość absurdalny.
Straż otrzymała informację, że Bienieckiego należy zatrzymać. W systemie widniał nakaz aresztowania na cztery dni, wydany przez sąd. Sytuacja była nerwowa dla całej rodziny. Dopiero później okazało się, o co tak naprawdę chodzi. Partner Katarzyny Glinki opisał zdarzenie na Instagramie.
Dzieciaki mają łzy w oczach, dziewczyny wsiadają do samolotu z maluchami, ale bez przekonania. Generalnie, cytując klasyka, "masakra jakaś!" Minęło półtorej godziny oczekiwania na szczegółowe informacje z policji i okazało się, że mam niezapłacony mandat, o którym nie wiedziałem, na... 100 złotych! Państwo, któremu płacę spore podatki od 20 lat, chce mnie aresztować, bo nie umie mnie znaleźć i poprosić o 100 złotych (za cokolwiek, co narozrabiałem). W jakiej paranoi my żyjemy? - napisał Jarosław Bieniecki na Instagramie.
Zwrócił się też do ministra sprawiedliwości, odnosząc się do aktualnej sytuacji w polskich mediach.
Ministrze @zbigniew.ziobro_offical, może warto zadbać, żeby nie gnębić obywateli, zanim zajmiecie się niszczeniem wolności słowa? - dodał w poście.
Również Katarzyna Glinka zamieściła post, w którym dodała zdjęcie z samolotu. Poinformowała, że jest sama z piątką dzieci na pokładzie i wybiera się na Bałkany. Z ironią odniosła się do całej sytuacji, zauważając, że rząd bardzo dba o budżet państwa.
Na szczęście cała sprawa została wyjaśniona. W niedzielę Jarosław Bieniecki dodał zdjęcie z synem - udało mu się przylecieć do rodziny kolejnym samolotem. Jak rozwiązano problem? Okazało się, że opłacenie kary wystarczyło.
Uratowany. Widzę, że nie dość jasno napisałem wczoraj i do aresztu zaczynają przychodzić paczki dla mnie - żartował w poście. - Zrobiłem przelew sądowi w Gliwicach i zostałem puszczony wolno. Szczęśliwie za dwie godziny trafił się kolejny samolot do Podgoricy, więc szybko dołączyłem do rodziny. Już dawno tak nie docenialiśmy bycia razem - w sumie, to cenna nauka, żeby na co dzień bardziej cieszyć się tym, co mamy - podsumował Jarosław Bieniecki.
Z pewnością cała rodzina odetchnęła z ulgą.