Po ulicach polskich miast jeździły antyaborcyjne ciężarówki, oklejone drastycznymi zdjęciami martwych płodów, za które odpowiadają przedstawiciele fundacji Pro – Prawo do Życia. Poruszały się bez żadnych konsekwencji niezależnie od kilku wyroków sądu, nakazujących zaprzestania tego typu agitacji w przestrzeni publicznej. Wielu obywateli jest sfrustrowanych bezczynnością policji. Coraz częściej dochodzi więc do "obywatelskich zatrzymań ". W jednym z nich na ulicach Warszawy wziął udział Antoni Pawlicki. Teraz opowiedział o jego konsekwencjach.
W listopadzie 2020 Antoni Pawlicki zauważył na ulicy furgonetkę anti-choice. Razem z dwoma kolarzami zdecydował się ją zatrzymać. Znaleźli się przeciwnicy tej akcji, a szczególnie zbulwersowana była kobieta, która straszyła aktora policją. Pawlicki nagrał całe zdarzenie i opublikował film na Facebooku. W rozmowie z "Twoim stylem" wyznał, z czym mierzył się później.
Całe zdarzenie nagrywałem. Część filmu zamieściłem w sieci - nie tę najbardziej drastyczną i wylało się na mnie wiadro pomyj. Nigdy nie doświadczyłem takiego hejtu - wyznał.
Co więcej, aktor przyznał, że grożono mu śmiercią.
Ludzie, rozumiem, że macie inne poglądy, ale żeby tak obrażać? Grozić mi śmiercią? Jak to się ma do postulatów obrony życia? - dodał.
Aktor obawia się, że incydent może mieć wpływ na jego przyszłość zawodową, a jego pracodawcy zaczną na niego patrzeć inaczej
Obawiam się, że moi pracodawcy (...) powiedzą: on nie będzie w tej roli wiarygodny, bo lata po mieście i zatrzymuje jakieś furgonetki - stwierdził.
Pawlicki liczy jednak na zrozumienie oraz to, że jego poczynania zawodowe nie będą łączone z tym, co robi w życiu prywatnym.
Czym innym są konsekwencje bronienia moich poglądów, które ponoszę ja, Antoni Pawlicki, osoba prywatna, a czym innym te, które ponoszę jako aktor - zakończył.
Jak się okazuje, póki co aktor nie musi martwić się o posadę. Już niedługo pojawi się w nowym serialu Polsatu - "Mecenas Porada".