Wojciech Bojanowski laureatem Grand Press. Wspomniał o rodzinnym dramacie: Żona była brzemienna, syn zmarł. "Płakałem nad klawiaturą"

We wtorek poznaliśmy laureatów tegorocznego konkursu Grand Press. Jednym ze zwycięzców jest reporter TVN, Wojciech Bojanowski. Przy okazji odbierania nagrody zdobył się na wzruszające wyznanie.

Wojciech Bojanowski, reporter TVN, jest jednym z laureatów tegorocznej nagrody Grand Press 2020. Dziennikarz zwyciężył w kategorii reportaż telewizyjny/wideo. Jego materiał "Niech toną" został uznany za najlepszy w 2020 roku. Podczas rozmowy z prowadzącymi opowiedział o kulisach realizacji materiału - w jego życiu w tym samym czasie wydarzyła się rodzinna tragedia.

Wojciech Bojanowski z TVN na gali Grand Press o śmierci syna

Wojciech Bojanowski połączył się z prowadzącymi galę Grand Press oraz jurorami i podziękował za wyróżnienie. Następnie zdobył się na odważne, ale i bardzo smutne wyznanie.

Bojanowski pracował nad materiałem za granicami Polski - przez kilka tygodni towarzyszył załodze statku Sea-Watch 3, który ratował nielegalnych imigrantów starających się za wszelką cenę dotrzeć do Europy przez Morze Śródziemne. Miał przed oczami dramaty ludzi uciekających z ogarniętych wojną i głodem krajów.

Zobacz wideo Dziennikarz TVN o rodzinnej tragedii

Tymczasem w Polsce żona Bojanowskiego była w ciąży. Niestety, kiedy reporter był daleko od domu i pokazywał walkę o ludzkie życie na morzu, tu na miejscu rozgrywała się jego rodzinna tragedia:

Moja żona była brzemienna. Ja pracuję, a u mnie w domu się rozgrywa dramat, moje dziecko urodzi się chore albo się w ogóle nie urodzi. Ja się przez taki komunikator dowiedziałem o tym - opisywał dziennikarz.

Okazało się, że w czasie realizacji materiału syn Wojciecha Bojanowskiego zmarł. Co się stało? Rodzice dowiedzieli się, że chłopiec ma zespół Edwardsa. Reporter wspominał w czasie pierwszych protestów kobiet, jak razem z żoną zdecydowali, że niezależnie od choroby będą próbowali utrzymać ciążę do dnia porodu i "może zdarzy się jakiś cud, może Bóg pomoże". Niestety, stało się inaczej:

Byliśmy gotowi na to, by w domu urządzić szpital. By zmierzyć się z tym wszystkim, co się dzieje. Po kilkunastu dniach okazało się, że jego serduszko przestało bić - wyznał wówczas.

Teraz, w czasie gali rozdania nagród, wspominał, że moment ten zbiegł się z jego pracami nad reportażem:

Później przechodziłem depresję, próbowałem montować ten materiał, ale płakałem nad klawiaturą. Nie do końca mi to wychodziło. Dobrzy ludzie u mnie w firmie bardzo mi pomogli, więc w końcu udało się to złożyć - powiedział na gali Bojanowski.

Ostatecznie okazało się, że na skutek działań związanych z reportażem Bojanowski przyczynił się do uratowania 31 osób. Sam po czasie doczekał się również upragnionego dziecka.

Dzisiaj myślę o tych wszystkich dzieciach, które udało się uratować. Ta nasza historia też ma happy end. W szczycie pandemii urodził nam się synek, zdrowy, szczęśliwy Janek. I jak dzisiaj rano on płakał, to pomyślałem, że to super, że on płacze, bo te dzieci na Morzu Śródziemnym nie mają na to szansy - wyznał wzruszony reporter.

Nam pozostaje jedynie pogratulować!

Zobacz też: Anita Werner pochwaliła się zdjęciem z pierwszych dni pracy w TVN. Wyglądała zupełnie inaczej. "Archiwum jest bezlitosne"

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.