Pobicia, wymuszenia, kradzieże, włamania, posiadanie i używanie nielegalnych substancji - nie są to raczej punkty, które zwykle znajdują się w życiorysie aktorek. A jednak Aleksandra Gietner w wieku zaledwie 15 lat została nominowana za główną rolę kobiecą do nazywanych polskimi Oscarami Orłów. Zapraszano ją też do Hollywood, bo kreacją, którą stworzyła w filmie "Cześć Tereska" w reżyserii Roberta Glińskiego zachwycano się nie tylko w Polsce, ale i w USA. Ale młoda dziewczyna, która na plan filmowy trafiła prosto z poprawczaka, pomimo niewątpliwego sukcesu nigdy nie czuła się gwiazdą, nie pociągał jej blask fleszy. Być może dlatego, że nikt nie nauczył jej wierzyć w siebie i mierzyć wysoko. Skrzywdzona przez najbliższych, pozbawiona miłości i bliskości, nie potrafiła wykorzystać szansy, którą dostała. Co dziś, przeszło 20 lat po debiucie dzieje się z Aleksandrą Gietner?
Aleksandra Gietner przyszła na świat w 1985 roku w Pabianicach. Jak sama o sobie kiedyś powiedziała: "Może za wcześnie przyszłam na świat. Jestem przypadkowym dzieckiem. Nie widziałam taty na oczy". Matka nie poświęcała dziewczynce czasu, faworyzowała jej młodszą siostrę. Olę biła, odrzucała, karała za najmniejsze przewinienia. Jedyną osobą, od której dziewczynka doznała miłości i ciepła, była babcia. "Rozpieszczała mnie. Byłam jej oczkiem w głowie. U mamy zawsze stałam na bocznym torze" - wspominała Ola. Ale kiedy dziewczynka skończyła pięć lat, matka zabrała ją od babci, by zamieszkała z nią i jej konkubentem oraz młodszą siostrzyczką. Wówczas zaczęły się problemy - kiedy Gietner miała zaledwie osiem lat, po raz pierwszy zainteresowała się nią policja, ponieważ siłą próbowała wymusić od koleżanki jej kieszonkowe. Ola kradła też pieniądze matce - kiedy kobieta się zorientowała, poszła na policję, licząc, iż to da córce nauczkę. Wszystko na nic - córka nadal ją okradała.
Aby pozbyć się problemu, matka chciała oddać Aleksandrę do szkoły prowadzonej przez siostry zakonne. W obronę wzięła ją babcia - udało jej się przejąć prawa do opieki nad wnuczką. Niestety, mimo to problemy wychowawcze narastały. Z czasem policyjna kartoteka Oli powiększyła się o kolejne punkty i wreszcie dziewczynka trafiła do zakładu poprawczego w Otwocku. Miała wówczas 13 lat. To właśnie tam, dwa lata później pojawił się Robert Gliński - reżyser chciał, aby w jego filmie zamiast profesjonalnych aktorek w rolę wychowujących się na blokowisku dziewcząt wcieliły się wychowanki poprawczaka. Pragnął autentyczności. I znalazł ją w osobie Aleksandry Gietner. "Była w niej jakaś tajemnica. Siedziała cicho, spokojnie, ale widać było, że coś w niej tam siedzi. W środku miała kawał diabełka" - powiedział później o młodej dziewczynie w programie "Magazyn ekspresu reporterów" Robert Gliński.
Czarno-biały dramat "Cześć Tereska" to historia dziewczyny bardzo podobnej do Oli. Utalentowanej, zaniedbanej przez rodziców nastolatki, która pod wpływem zdeprawowanego środowiska młodych mieszkańców blokowisk stopniowo dąży do autodestrukcji. Narastające napięcia i brak zrozumienia oraz wsparcia dorosłych prowadzą do tragicznego finału. "W tej postaci, Teresce, jest cząstka mnie, mojego życia, szarych blokowisk. Pan Robert Gliński powiedział, że mam grać siebie i że nie mam udawać, tylko być sobą. Ale to wcale nie było takie łatwe. Przecież ja nie jestem Tereską, tylko Olą. Pan reżyser długo ze mną rozmawiał przed każdą sceną. I pan Zbyszek Zamachowski. I moi filmowi rodzice… A potem to już musiałam sama…" - mówiła młoda aktorka magazynowi "Przegląd". Ale Aleksandra Gietner wypadła w roli świetnie przede wszystkim dzięki swojemu nieoszlifowanemu talentowi. Doceniono go zarówno w Polsce, gdzie nominowano ją do Polskiej Nagrody Filmowej Orły 2002 za najlepszą rolę kobiecą, jak i za granicą na Young Artist Award czy Chicago International Film Festival. Ale ona, pomimo iż udzielała wywiadów i rozdawała autografy, wcale nie czuła się gwiazdą. Nie podobał jej się blask fleszy i zainteresowanie, które budziła. "Gdy widziałam te wszystkie plakaty w Warszawie, pomyślałam: Jaki wstyd". Ola nie przypominała dzisiejszych nastolatek, nastawionych na sukces - jej nikt nie pokazał, że można mierzyć wysoko, nie nauczył poczucia własnej wartości. Dlatego kiedy pojawiła się propozycja wyjazdu do Los Angeles, gdzie przyznano jej nagrodę dla najlepszej młodej aktorki Young Artist Award w filmie zagranicznym, uciekła.
Po latach Ola tłumaczyła, że była wówczas zakochana i uciekła do swojego ówczesnego chłopaka. "Teraz żałuję, że nie poleciałam do Los Angeles. Byłam zakochana wtedy, a Łukasz przebywał w innej placówce i był akurat na przepustce. Postanowiłam więc zostać. Myślę, że gdybym od początku była dobrze kierowana, byłoby inaczej…" - mówiła później w wywiadzie Aleksandra Gietner. "Myślałem, że film jej pomoże. Że Ola zobaczy, iż istnieje inny świat, w którym ludzie się czemuś poświęcają i to przynosi efekt, że można z tego czerpać jakieś korzyści, honorarium" - tłumaczył z kolei Robert Gliński. Ale honorarium Oli jej babcia wpłaciła na książeczkę oszczędnościową. Tymczasem młoda aktorka wróciła do świata, z którego niemal udało jej się wyrwać.
Aleksandra Gietner znów trafiła do zakładu poprawczego. Wyszła, ale na krótko - następnie została skazana na 2,5 roku więzienia za napad z użyciem niebezpiecznego narzędzia. "Trafiłam na trzy lata do więzienia za rozbój, którego nie zrobiłam. Gdy wyszłam, miałam dwadzieścia dwa lata" - broniła się potem. Kolejny wyrok Aleksandra usłyszała z powodu zarzutu posiadania narkotyków - skazano ją na trzy lata w zawieszeniu. Ale dwa lata później przez chwilę wydawało się, że może jednak wyjdzie na prostą. Ola poznała mężczyznę o imieniu Ryszard i zaszła z nim w ciążę. Po narodzinach córeczki młoda kobieta poświęciła się roli mamy, unikała kłopotów i konfliktów z prawem. Niestety, taki stan utrzymał się zaledwie przez dwa miesiące. Potem Ola znów popadła w tarapaty, które zaowocowały umieszczeniem jej w więzieniu. Córeczka trafiła wówczas pod opiekę babci Aleksandry. "Boję się, by nie skończyła jak Ola. Chciałabym, by poszła do szkoły, zdobyła wykształcenie. Ola nie ma wykształcenia, jest nikim. I jeśli się nie zmieni, obawiam się, że nic z tego nie będzie" - wyznała babcia Aniela.
Matka Aleksandry nigdy nie poznała wnuczki - młoda kobieta nie utrzymywała z nią kontaktu. Nie przejęła się ponoć nawet jej tragiczną śmiercią. Panią Gietner znaleziono martwą w mieszkaniu, jej ciałem żywił się pies. Tymczasem po wyjściu z więzienia Aleksandra miała jeszcze jedną szansę na karierę - zachwycili się nią ponoć twórcy "Miasta 44" i chcieli dać jej rolę w filmie. Niestety, aktorka po świetnych zdjęciach próbnych na kolejne przesłuchanie przyszła nietrzeźwa, czym zaprzepaściła swoją szansę. Nie wiadomo, co dziś dzieje się z Aleksandrą Gietner. Jej babcia ostatni raz widziała ją 10 lat temu. Najprawdopodobniej jednak losy Oli potoczyły się tragicznie - za kratami spędziła więcej czasu niż na wolności. Dyrektor Romuald Sadowski, zwany "Papciem" w zakładzie poprawczym w Falenicy, w którym swojego czasu przebywała nastoletnia Aleksandra, wyznał, że jego zdaniem życie młodej kobiety było jeszcze bardziej smutne niż losy filmowej Tereski. "Oleńka była spragniona czułości, potrafiła przyjść i się przytulić do każdego - do mnie, psychologa, wychowawcy, nawet do obcego człowieka. Bliskości, miłości szukała zaborczo, panicznie, często wręcz agresywnie, wulgarnie, co było odpychające, ale właśnie tak manifestuje się ból odrzucenia. (…) Zdecydowanie, życie Oleńkę doświadczyło jeszcze bardziej brutalnie niż filmową Tereskę".
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!