• Link został skopiowany

Donald Trump ma własne reality show. "Praktykant" pokazuje, jaki jest NAPRAWDĘ. Krzyki i upokarzanie

Donald Trump od 2004 roku produkuje program "Praktykant", w którym sam wybiera najlepszego kandydata na biznesmena. Uczestniczki show oskarżyły nowo wybranego prezydenta o molestowanie, a to nie koniec skandali związanych z programem.
Donald Trump
'Praktykant'

Donald Trump niespodziewanie został wybrany 45. prezydentem Stanów Zjednoczonych. Niespodziewanie, ponieważ jeszcze kilka lat temu był znany jako człowiek biznesu, a nie polityki, słynący z niezbyt wybrednych komentarzy na temat kobiet, imigrantów i wszelkich mniejszości. Jego nazwiskiem sygnowane są nie tylko nieruchomości, ale też magazyn, gra planszowa w stylu monopoly, wódka, a nawet steki, amerykańskie jak on sam. Czegokolwiek by nie powiedzieć o nowym prezydencie, wiele założonych przez niego biznesów odniosło spektakularny sukces, a jego ambicje, które doprowadziły go do stołka prezydenckiego, zapewne nigdy się nie wypalą. 

W 2004 roku Trump zadebiutował w kolejnej roli, produkując i prowadząc reality show "Praktykant", które do tej pory doczekało się czternastu sezonów. W programie Trump ocenia kandydatów na podstawie tego, na czym zna się najlepiej - umiejętności robienia interesów. Jednak sposób, w jaki to robi, zawsze pozostawiał wiele do życzenia.

Program, który rozpoczyna się piosenką "For the Love of Money" ("Z miłości do pieniędzy") zespołu The O'Jays, wygląda jak szeroko rozbudowany proces rekrutacji do pracy, a w każdym odcinku Trump pozbywa się jednego z uczestników, wytykając mu jego błędy i krzycząc prosto w twarz: "Jesteś zwolniony!". "Praktykant" był też kontrowersyjny z innego powodu. W październiku na jaw wyszło, że Trump przystawiał się do wielu uczestniczek. Jak czytamy na "The Wrap", jedna z nich, Summer Zervos, podczas konferencji zeznała, że po zakończeniu programu Trump molestował ją.

Kiedy dotarłam na miejsce, pocałował mnie w usta. Byłam zaskoczona, ale uznałam, że być może tak właśnie się wita - zaczęła swoją opowieść.

Trump miał powiedzieć, że z przyjemnością przyjmie ją do pracy i obiecał, że odezwie się do niej, gdy tylko będzie w Los Angeles, gdzie Zervos mieszkała na stałe. W obecności prawnika kobieta zdradziła, że podczas spotkania Trump wielokrotnie naruszył jej nietykalność.

Złapał mnie za ramię i zaczął całować w bardzo agresywny sposób, a potem położył swoją dłoń na mojej piersi. Odepchnęłam go i odeszłam parę kroków dalej. On do mnie podszedł, złapał moją dłoń i wprowadził do sypialni. Wtedy wyszłam - zdradziła.

Z podobnymi zeznaniami zgłosiło się około dwudziestu innych kobiet, z których dużą część stanowiły uczestniczki programu "Praktykant". 

Głośno było także o innej kontrowersyjnej sprawie z udziałem Trumpa. Program doczekał się spin-offu, w którym o zwycięstwo walczyły gwiazdy, m.in. Khloe Kardashian. Podczas występu w "Praktykant - Gwiazdy" w 2009 roku celebrytka wielokrotnie słyszała od Trumpa pochwały, ale mimo to odpadła z show jako szósta. Swoją decyzję Trump argumentował tym, że nie chce mieć w programie osoby, która została skazana za jazdę pod wpływem alkoholu. Po czasie do mediów dotarły jednak informacje, że nie to było prawdziwym powodem, dla którego Kardashian musiała rozstać się z show. Jak zdradziły osoby z produkcji, Trump nie lubił dziewczyny bez żadnego konkretnego powodu i tylko szukał pretekstu, aby się jej pozbyć. Sprawę na miesiąc przed wyborami opisał "The Huffington Post".

On zwyczajnie chciał się jej pozbyć. Nazwał ją "prosiakiem". Powiedział do mnie: "Co to ma być? Nie mogliśmy namówić tej seksownej siostry?" - zdradził edytor programu.

Tę samą wersję potwierdziła kolejna osoba, która pracowała na planie.

Powiedział: "A może zwolnimy Khloe? Ona jest tłustym prosiakiem. Czemu wybraliśmy najbrzydszą Kardashian?" - zeznała osoba, która chciała pozostać anonimowa.

Nawet ze skandalami tego rzędu program okazał się ogromnym sukcesem, pozostając na antenie przez dwanaście lat. W kolejnej edycji show nie zobaczymy już Donalda Trumpa. Jego miejsce zajmie Arnold Schwarzenegger, który, choć sam identyfikuje się z partią republikańską, nie poparł go w wyborach. Jak widać, nie przeszkodziło to Trumpowi w zaangażowaniu właśnie jego. To zapewne "z miłości do pieniędzy".

Magda Kaucz

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

  • Link został skopiowany
Więcej o: