Tomasz Knapik, czyli jeden z najbardziej rozpoznawalnych głosów lektorskich, opowiedział swego czasu zabawną anegdotę o sytuacji, która przytrafiła mu się lata temu na domówce u znajomych. "Opowiadam głośno jakiś kawał i nagle słychać z góry głos sąsiadki: 'Ściszcie, k***a, ten telewizor!'" - żartował. Mogłoby się wydawać, że takie sytuacje w życiu lektora to codzienność. Wygląda jednak na to, że pan lektor z "Hotelu Paradise" znalazł rozwiązanie, które pozwoliło mu uniknąć porównań z telewizorem.
W rozmowie z Justyną Piąstą, dziennikarką serwisu dziendobry.tvn.pl, Bartosz Łabęcki opowiedział, jak udaje mu się zachować anonimowość swojego codziennego głosu. - U mnie jest sytuacja nietypowa. Ja posługuję się dwoma głosami. Jeden głos to jest ten, którym teraz z Tobą rozmawiam, a drugi głos to jest ten, którego używam w "Hotelu Paradise". On jest dużo niższy, jest bardziej z przepony, wymaga też ode mnie nieco więcej wysiłku. Natomiast w rozmowach takich normalnych używam dużo wyższego, zwykłego głosu, w związku z tym ja prawie nigdy nie mam tak, żeby ktoś poprosił mnie, żeby ściszyć telewizor czy żeby zapytał mnie, czy to ja - tłumaczył. Praca jako lektor, choć z pozoru prosta, wiąże się z wieloma wyrzeczeniami. Łabęcki nie ukrywa, że podczas nagrań do programu musi na siebie bardzo uważać.
Rola Łabęckiego w "Hotelu Paradise" jest naprawdę istotna. To dzięki niemu widzowie lepiej rozumieją poszczególne zabiegi twórców i zachowania uczestników. Nic więc dziwnego, że pan lektor przykłada szczególną uwagę do swojego zdrowia. - Generalnie dbam o to, żeby się nie przeziębiać i żeby nie być chorym, bo jeżeli jestem chory, to rzeczywiście wtedy jest lipa. Nasz program jest na antenie pięć razy w tygodniu. Gdybym zachorował i stracił głos, to jest faktycznie dosyć duży problem. W związku z tym ja przez ten cały czas emisji po prostu muszę o siebie dbać i nie przeginać. Nie mogę się przeziębić, nie mogę na przykład na imprezie przesadzić z alkoholem, bo się rano obudzę i wtedy też oczywiście jest inny głos - wyznał. ZOBACZ TEŻ: "Hotel Paradise". Afera goni aferę. "Chciałam dobrze i jak zwykle wyszło do d***y"