Program "Totalne remonty Szelągowskiej" zmienił życie wielu ludzi. Jedną z bohaterek formatu była pani Monika, która przez lata opiekowała się córką Marianną. Dziewczynka chorowała na bezzakrętowość, wadę wrodzoną, która skutkuje m.in. opóźnieniem rozwoju psychoruchowego. Kilka miesięcy przed zgłoszeniem do programu dziewczynka zmarła. Odcinek z udziałem pani Moniki był bardzo poruszający. Do wystąpienia w formacie "Totalne remonty Szelągowskiej" namówili ją znajomi. Jak wspomina występ w telewizji i metamorfozę swojego mieszkania?
Pani Monika nie ukrywa tego, że udział w programie "Totalne remonty Szelągowskiej" bardzo zmienił jej życie. Dla niektórych widzów historia uczestniczki była niezwykle inspirująca. - Dzięki programowi odzywa się też do mnie wiele osób, które mają zdrowe dzieci. Dzięki historii Marianki i programowi zaczęli doceniać swoje życie, że mają zdrowe dzieci, przewartościowali wszystko - to jest właśnie ta magia telewizji. To są ludzie z całego świata - to dla mnie ogromne szczęście - mówiła w rozmowie z Plejadą. Kobieta opowiedziała o metamorfozie swojego mieszkania. Wcześniej można było znaleźć w nim mnóstwo artykułów medycznych. - Z sali na OIOM-ie przeobraziło się w prawdziwe mieszkanie, gdzie mogę przywitać przyjaciół, przygotować dla nich posiłek, gdzie możemy razem obejrzeć film. Po prostu spędzić razem czas - mówiła.
Mieszkanie pani Moniki przeszło olbrzymią metamorfozę i uczestniczka doczekała się m.in. wymarzonej wyspy w kuchni oraz pokaźnej kolekcji roślin. Ekipa programu wymyśliła dla niej niespodziankę. - Byłam zszokowana tymi przedmiotami, które zostały przygotowane dla mnie. To były puste ramki, żebym mogła wkleić w nie nowe wspomnienia i wydarzenia. Ekipa zawiesiła też zdjęcia na ścianie. To było bardzo wzruszające - zobaczenie tej ściany i głównie zdjęć Marianki - mówiła dla Plejady.
Pani Monika przeżyła także trudne chwile na planie programu. Uczestniczka miała w mieszkaniu wiele rzeczy należących do jej córki. Ekipa zapakowała je do pudełek. - To właśnie wtedy przeżyłam totalny szok, bo okazało się, że współpracownicy Doroty Szelągowskiej przywieźli mi 65 kartonów. Okazało się, że tych powpychanych do szaf rzeczy było naprawdę dużo (...) Liczba tych kartonów mnie przerosła i przygniotła. Bardzo trudne było także to, że nie wiedziałam, co znajduje się w każdym z pudeł. Ekipa nie wiedziała, jaki przedmiot ma dla mnie znaczenie. To był prawdziwy koszmar - wyznała dla Plejady. Pani Monika musiała zmierzyć się z trudnymi emocjami, gdy widziała rzeczy córki. - Wiele przedmiotów oddałam do domów dziecka czy potrzebujących rodzin. To było dla mnie bardzo trudne przeżycie. Dopiero jak je rozpakowałam, to poczułam, że jestem u siebie. To były trudne miesiące. Potrzebowałam wtedy wsparcia - mówiła. Uczestniczka dodała także, że cały remont był opłacony przez produkcję programu.