W ostatnim odcinku "Kuchennych rewolucji" słynna restauratorka wybrała się na obrzeża Bytomia, gdzie miała odmienić "Restaurację pod Orzechem". Właścicielem lokalu jest 82-letni Władysław, który całe życie marzył o tym biznesie, mimo że 40 lat przepracował jako nauczyciel. Wraz z żoną wzięli na barki trudny interes, lecz z czasem wszystkie obowiązki przejął syn i synowa. - Sprawdzam zawsze przed otwarciem restauracji i po otwarciu - powiedział właściciel. Okazało się, że właściciel kontroluje zawartość lodówek. Małżeństwo wpada także na obiad. Ich obecności nie doceniła jednak Magda Gessler.
- Jesteśmy przy głównej drodze, przelotowej, ale jest problem, restauracja nie kręci się - powiedział Tomasz, syn właścicieli. - Czasami zdarza się, że nie ma żadnego gościa. Są takie dni, że ani nie ma gościa w lokalu ani nie ma zamówień telefonicznych - dodały kelnerka i żona syna właścicieli. Okazało się, że pasją Tomasza nie jest gastronomia, a motoryzacja. Mężczyzna prowadzi warsztat samochodowy, z którego ciągle dokłada do restauracji, by opłacić pensje i rachunki. Magda Gessler była ostatnią deską ratunku przed zamknięciem lokalu.
Mieszanka nowoczesności, pretensjonalności i nicości - oceniła wystrój restauratorka.
Była zadziwiona, że na ścianach są zdjęcia samochodów, a w przejściu stoi motocykl. Przy stoliku spróbowała żuru, pieczeń wieprzową, pierogi z mięsem i sałatkę cezar. - Ilość rzeczy wrzuconych do żurku jest przerażająca. Kto je taką gęstą zupę? Jak kleik - oceniła. Jednak kiedy poznała właścicieli, czekało ją kolejne zaskoczenie. - A czemu was tyle? - zapytała. - Rozumiem, że jesteśmy na Śląsku i w rodzinie siła. Ale ja to wykorzystam, każdemu z was znajdę odpowiednią rolę - dodała. Restauratorka uznała, że właściciele są niepotrzebni, a właściwie ich rola jest ograniczona do "martwienia się". Uważała, że powinni bardziej zaufać kucharzom i nie wtrącać się do przygotowywania dań. - Wy się wycofajcie, wieczorem możecie przychodzić po kasę - powiedziała do 82-letniego Władysława i jego żony.
Magda Gessler wprowadziła spore zmiany w menu, ale zachowała charakter restauracji i część nazwy. Zamiast "Restauracji pod Orzechem", jest "Dziadek do Orzechów". Potrawy oparła na świeżych produktach regionalnych - warzywach i mięsie. Kolacja odbyła się bez zarzutu. Po powrocie restauratorki po kilku tygodniach mimo drobnego błędu wszystkie dania jej smakowały. - Jest rewelacyjnie! To, co się dzieje, przeszło nasze oczekiwania pod każdym względem - ocenił właściciel.