Wokół Krzysztofa Daukszewicza ostatnio było naprawdę gorąco. Popularny satyryk od lat był stałym gościem "Szkła kontaktowego". Niestety zdarzyła mu się znacząca wpadka. Daukszewicz pozwolił sobie na niestosowny żart na temat korekty płci, w dodatku w obecności Piotra Jaconia, który jest ojcem transpłciowej córki. Władze stacji postanowili odsunąć go od udziału w programie. Teraz satyryk wyjawił, czy do niego wróci.
Krzysztof Daukszewicz opublikował na Facebooku obszerny wpis, w którym poinformował, że nie wróci już do "Szkła kontaktowego". Podziękował kolegom ze stacji, którzy go wspierali. Wyznał jednak, że hejt, który dotknął jego i jego rodzinę, był zbyt znaczący. Podkreślił, że wielokrotnie w przeszłości wspierał społeczność LGBTQ+ i to właśnie od członków tej społeczności otrzymał teraz wsparcie w pierwszej kolejności.
Tą drogą chciałem powiedzieć wszystkim, którzy czekają na mój powrót do "Szkła kontaktowego", że postanowiłem nie wrócić. Doceniam rękę wyciągniętą do mnie przez TVN, dziękuję Tomkowi Sianeckiemu i moim kolegom za wsparcie, ale uważam, że po tym, co przeżyłem ja i moja rodzina w ciągu ostatnich tygodni, nic już nie będzie takie samo (...). Najpierw zostałem homofobem i transfobem - choć napisałem piosenkę "Ballada o wyklętych kredkach" w obronie LGBT i "Osiemdziesiąt radiowozów". Śpiewam je na koncertach i to właśnie osoby ze społeczności LGBT, pierwsze dzwoniły do mnie z dobrym słowem, gdy zacząłem być hejtowany. Później zostałem oligarchą, właścicielem kilku jezior, pobierającym gigantyczne opłaty od wędkarzy. Choć w sieci były teksty mówiące o tym, że to nieprawda - napisał Krzysztof Daukszewicz na facebookowym profilu.
Jednocześnie Krzysztof Daukszewicz odniósł się jeszcze raz do sytuacji ze "Szkła kontaktowego", której był prowodyrem. Wyjaśnia, że w swojej wypowiedzi wyśmiewał się ze słów Jarosława Kaczyńskiego, ale i tak popełnił gafę. Ma jednak pewien zarzut do Piotra Jaconia, którego przeprosił za zaistniałą sytuację. Pomimo rozmowy z satyrykiem dziennikarz krytykował go w kolejnych medialnych wypowiedziach.
Zarzucano mi, że zażartowałem z Piotra Jaconia, mówiąc, "jaką on ma dzisiaj płeć", a ja trawestowałem słowa Kaczyńskiego. To była gafa, za którą od razu przeprosiłem. Nie miałem złych intencji. Piotr Jacoń nie uznał, jak mówił, "pokątnych" przeprosin, ale jak miałem to zrobić? Poszedłem po programie i przeprosiłem. Później, gdy dzwonił do mnie, szybko okazało się, że nie dzwoni, by zażegnać konflikt, tylko napisać w internecie następny manifest. I mam niestety nieodparte wrażenie, że sam się na swój krzyż wdrapał, bo nikt go tam nie powiesił. A już na pewno nie ja ani moja rodzina, która nie może się pozbierać po hejcie, na który nas skazał. I mam także nieodparte wrażenie, że z ofiary zamienił się dość szybko w kata, i że ma to gdzieś. Jeśli tak ma przebiegać nauka tolerancji, to ja w czymś takim nie zamierzam uczestniczyć - dodał Krzysztof Daukszewicz.