Tak właśnie było w Ranczu w Bestwince niedaleko Czechowic-Dziedzic. Właścicielem lokalu jest Dominik, jednak to jego syn, Michał - który oficjalnie jest tylko pomocnikiem - wezwał na pomoc Magdę Gessler . Gdy restauratorka przyjechała na miejsce, szybko okazało się, że źródłem problemów tak naprawdę jest różne spojrzenie ojca i syna na prowadzenie lokalu. Syn był kimś w rodzaju menedżera, jego ojciec zaś właścicielem. Każdy z nich chciał rządzić, ale w gruncie rzeczy w lokalu panowała samowolka i rozgardiasz.
Ojciec zarzucał synowi, że "najpierw coś zrobi, a potem się zastanowi". Syn był tego świadom, ale on z kolei to ojcu zarzucał, że za mało "myśli". Nie dało się inaczej, trzeba było wezwać Magdę Gessler. Znamienne było jednak to, że restauratorka była im głównie potrzebna jako psycholog, a nie doradca do spraw kulinarnych.
Jest największą nadzieją w poprawie stosunków rodzinno-biznesowych. Myślę, że pomoże nam pani Magda, bo jest dobrym psychologiem - stwierdził Michał.TVN/ X-news
Oddzielnym problemem był niedoceniony kucharz - wcześniej przyrządzał krewetki i inne owoce morza, gotował też w Anglii, a teraz przyszło mu robić... pizzę. Gessler tym razem zrobiła coś wyjątkowego i udała się na zwiady po okolicy, by zasięgnąć opinii sąsiadów o restauracji i jej właścicielach. Spostrzeżenie fryzjerki z okolicznego studia okazało się nad wyraz trafne.
Kiedyś to był bar piwny, teraz zrobili pizzerię, ale to jest loteria, raz się uda, raz nie. Nie mogą się zdecydować, kto rządzi - oceniła.
Aby więc sprawdzić, kto nadaje się do "rządzenia" i kto ma do niego największe predyspozycje, Gessler zrobiła dość oryginalny test - ojca, syna oraz kucharza zaprowadziła do stadniny koni. Wszyscy trzej mieli mieli sprawdzić czystość poidła i żłobu, boks konia oczyścić z pajęczyn i odchodów i wreszcie do czystego miejsca przyprowadzić swojego rumaka. Najsprawniej z tym zadaniem poradził sobie ojciec. Jego syn, Michał, był niestety zbyt chaotyczny. Kucharz zaś wykazał się doświadczeniem i opanowaniem. Klamka więc zapadła - tym razem rewolucji w stosunkach rodzinnych nie będzie i to ojciec ma prowadzić lokal, a syn ma zejść na dalszy plan.
TVN/ X-newsMichał z takim werdyktem nie chciał się jednak zgodzić.
Zawsze walczę o to, żeby być niezależnym i nie chcę być podłączony pod rodziców - argumentował.
Gessler (jak na prawdziwego psychologa przystało!) poradziła mu jednak, by zamiast szefować, najpierw nauczył się pracy u podstaw w restauracji - a więc choćby obierania ziemniaków. Restauratorka odważyła się wówczas na szczere wyzwanie dotyczące swojej przeszłości. Tego o niej nie wiedzieliśmy.
Zachowujesz się jak narcyz. Ja miałam podobnie jak ty, miałam 20 lat i mnóstwo pomysłów. Prowadziłam restaurację, ale byłam strasznie roztrzepana. Szef kuchni mnie zdegradował do roli obieraka na ziemniaki. Tu czujesz moc, że nic nie musisz, bo ojciec - krytykowała Gessler.TVN/ X-news
Michał zapewniał, że przyjął krytykę i zamiast menedżerować, potulnie zajął się obieraniem ziemniaków. Można więc było wreszcie przejść do działania. Gessler zmieniła nazwą lokalu na Polskie Ranczo, a jego specjalnością uczyniła steki z wołowiny podawane bezpośrednio na rozgrzanym kamieniu. Zaproponowała także sałatkę piwną z różnego rodzaju wędlin oraz bulion wołowy. Zmieniło się także wnętrze lokalu, które uzyskało bardziej "kowbojski' charakter. Ławy przyozdobiono pledami w kratę, ściany malunkami koni, a stołki przy barze - siodłami.
Gdy Gessler, odwiedziła lokal 6 tygodni później, była mile zaskoczona, a dania okazały się "przepyszne". Czyżby więc psychoanaliza syna odniosła skutek? Gdy restauratorka pochwaliła dania, Michał wpadł w zadęcie.
Zawsze moim marzeniem było, żeby zrobić taką restaurację, którą spełni pani oczekiwania - wpadł w oficjalny ton.
A teraz swobodniej, bez wysokiego nadęcia - skwitowała jego słowa Gessler.
Praca "pani psycholog" jeszcze chyba nie jest więc zakończona, ale, jak widać, odniosła znaczące postępy. Restauracja Polskie Ranczo zebrała także dobre opinie wśród klientów. Autorzy recenzji chwalili dania, choć wytknęli wygórowane ich zdaniem ceny.
W sumie za 2 osoby zapłaciliśmy prawie 140 zł. To trochę dużo jak na restaurację na końcu świata, choć potrawom nie można odmówić jakości - czytamy na Silesiasmakuje.pl.
Vic