Bez happy endu. Rolnicy nie znaleźli żon, a my oceniamy show [PODSUMOWANIE]

Adam przyznał, że skrzywdził Anię, a Grzegorz, że jego uczucie do Ewy "zgasło". Między Stanisławem i Grażyną "nie zrodziło się uczucie", a Kasia nie chce zamieszkać u Zbigniewa. Właściwie tylko Paweł z Natalią zakochali się w sobie i już planują wspólną przyszłość. Kto spodziewał się happy endu, mógł poczuć się mocno rozczarowany. W finałowym odcinku show "Rolnik szuka żony" bohaterowie opowiedzieli prowadzącej, Marcie Manowskiej, jak ułożyły się ich relacje z wybranymi przez siebie dziewczynami.

To było bodaj najbardziej oczekiwane nowe show w jesiennej ramówce telewizyjnej. Emocje z jednej strony podgrzewał zręczny marketing, a z drugiej ocierająca się o hejt niechęć internautów. Swojsko, ale i zarazem jakoś egzotycznie brzmiący tytuł, "Rolnik szuka żony", prowokował żarty, niektóre na granicy dobrego smaku. Przecież, jeżeli żony szuka rolnik, to za chwilę zobaczymy program, w którym będzie jej szukał hydraulik, kierowca albo listonosz. Internauci radośnie spekulowali, jaka to jeszcze grupa zawodowa może w asyście kamer szukać żony. Osobno dostało się samym uczestnikom, których jedyną "winą" było to, że postanowili znaleźć szczęście na oczach milionów widzów.

<< FINAŁ SHOW. 'SKRZYWDZIŁEM JĄ, TAKIE JEST ŻYCIE' >>

Screen z TVP1

Format rzeczywiście wydawał się ryzykowny i na granicy żenady. Jednak liczby nie kłamią. "Rolnik szuka żony" to klon "Farmer Wants a Wife", przeboju z powodzeniem emitowanego w ponad 25 krajach na świecie. W Polsce pokazała go nie stacja komercyjna, ale telewizja publiczna i od razu zaliczyła sukces. Polacy pokochali go i każdej niedzieli w liczbie dochodzącej do 4 milionów zasiadali przed telewizorami, śledząc miłosną odyseję pięciu rolników.

Program interesująco balansował na granicy stereotypów, niektóre przekraczając, inne, niestety, wzmacniając. Przede wszystkim przekroczony został wizerunek rolnika rodem z "Samych swoich": prostego, mającego niewielkie obejście, a w nim ledwie kilka krów czy świń. Zastąpił go rolnik wykształcony, elegancki, zarządzający ogromnym gospodarstwem, prawie biznesmen. Grzegorz ma 120 hektarów ziemi i planuje kolejne inwestycje. Paweł jest liczącym się na lokalnym rynku producentem mleka, Stanisław ma słabość do literatury, a Adam z powodzeniem rozwija na boku swoją pasję muzyczną. Panowie dość skutecznie rehabilitują swój zawód i przywracają mu prestiż, choć za cenę pewnego zafałszowania obrazu wsi: w programie nie widać biedy, a jedyne problemy, jakie mają rolnicy, to problemy sercowe. Zgoda, "Rolnik szuka żony" to nie reportaż, ale widowisko rozrywkowe, ale od jego kontekstu społecznego uciec niepodobna. Wieś, jaką zobaczyliśmy w programie to wręcz sielanka, męska sielanka, dodajmy od razu.

Screen z TVP1

Rzeczywiście, program został nakręcony z męskiej perspektywy. W drugiej edycji podobno ma się to zmienić, jednak tutaj przez kilkanaście tygodni oglądaliśmy spektakl męskiej supremacji, w którym aktywność kobiet sprowadzała się do wykonywania poleceń rolników, czyli mówiąc wprost, do okazywania im posłuszeństwa. Co ciekawe, prawie w ogóle nie widzieliśmy niezgody, kandydatki na żony przyjęły jako oczywistość, że muszą robić to, co im się każe i w pokorze czekać na werdykt rolników, którzy zresztą sami nie zawsze wiedzieli, czego chcieli. Raz tylko byliśmy świadkami czegoś na kształt buntu, bezpiecznego, bo na odległość. Paweł akurat był na randce z jedną z kandydatek, a pozostałe dwie, Natalia i Kasia, mogły dać upust frustracji.

Chciałabym pójść do przeciwnego programu. Ja i sześciu facetów i wybieram jednego. Już mnie zaczyna denerwować sytuacja, jaką mamy teraz - mówiła jedna z nich. Nie wiadomo która, ponieważ obie dziewczyny w tym czasie były schowane (bezpiecznie?) pod kołdrami.

Patrząc na to z pewnej perspektywy widzimy, że sytuacja była naprawdę niezwykła. Rolnicy zaprosili do siebie kobiety i przeprowadzili wśród nich coś w rodzaju eliminacji, a one się na to zgodziły. Tak, jakby to było naturalne, że mieszkają pod jednym dachem, może nawet przyjaźnią się z rywalkami, by na koniec posłusznie przyjąć werdykt. Jak w haremie. Filozofka Magdalena Środa nazwała to nawet dosadniej: targ niewolnic.

W normalnych warunkach trudno byłoby zrozumieć, dlaczego przed tym seksistowskim programem zasiada kilka milionów widzów. Choć niewątpliwie rolnicy mają problem ze znalezieniem osób do brudnych robót, takich jak: skubanie pierza, sprzątanie, mycie garów. Tradycyjna żona jest do tego najlepsza. Rolnik dziś jest bardzo nowoczesny, obsługuje wiele maszyn, ale jego wypasione (bo takie są w programie) gospodarstwo potrzebuje żony, czyli osoby do prac, którymi rolnik gardzi - napisała w felietonie opublikowanym na portalu Wyborcza.pl.
Screen z TVP1

Pamiętacie "Randkę w ciemno"? Program przez swoją naiwną, prostą konstrukcję był dość niewinny w przekazie, tam zarówno mężczyźni, jak i kobiety nie widzieli, kogo wybierają, słyszeli tylko odpowiedzi zza parawanu. Z czasem taka rozrywka okazała się niewystarczająca, a prostota "Randki..." okazała się jej słabością. Teraz otrzymaliśmy program randkowy bardziej wyrafinowany. Kamera towarzyszy uczestnikom show nie tylko w momencie wyboru, ale także pokazuje niemal wszystko, co ten wybór poprzedza oraz to, co następuje później. Wszystko dostajemy na tacy: radość, szczęście, rozczarowanie, zawód, łzy... Czasami wręcz chciałoby się postawić tam jakiś parawan, który ocaliłby elementarną intymność uczuć wystawionych na obojętny chłód wszędobylskiej kamery.

Rolnicy ze swoimi kandydatkami.

Screen z TVP1

Paweł i Natalia. Jedyna para w programie, której się powiodło. Zakochali się w sobie i planują wspólną przyszłość. Paweł jest bardziej biznesmenem, niż rolnikiem. Produkuje mleko, które trafia między innymi do okolicznych mlekomatów. W dodatku właśnie został radnym. Jak widać, szczęścia również chadzają parami.

Screen z TVP1

Grzegorz z Ewą. Grzegorz jest typowym pracoholikiem. Potrafi cały dzień spędzić w polu. W trakcie żniw trudno mu myśleć o czymkolwiek innym, nawet o miłości. Ewa pokochała go bezwarunkowo i początkowo wydawało się, że stworzą szczęśliwy związek. Rolnik jednak dość szybko przyznał, że jego uczucie "zgasło". Ewa silnie to przeżyła.

Screen z TVP1

Adam i Ania. Adam to bardzo barwna postać. Marta Manowska mówiła na niego "wielkolud" - i rzeczywiście, jej drobna postać ginęła przy potężnej postaci rolnika. Adam w wolnych chwilach komponuje piosenki. Ania zakochała się w nim niemal od razu. Rolnik dobrze się z tym czuł, jednak kiedy przyszła pora na wzięcie odpowiedzialności za związek, wycofał się. Potem przyznał, że skrzywdził Anię.

Screen z TVP1

Zbigniew i Kasia. Z tej mąki może być chleb. Zbigniew miał poniekąd ułatwione zadanie, ponieważ wskutek okoliczności losowych w programie wzięła udział tylko jedna z zaproszonych przez niego kandydatek. I od razu między nimi zaiskrzyło. Kasia jest jednak bardzo nieśmiała, nieufna, powoli się otwiera, a w ostatnim odcinku powiedziała, że nie chce zamieszkać ze Zbigniewem przed ślubem.

Screen z TVP1

Stanisław i Grażyna. Stanisław był najbardziej ekscentryczną postacią w programie. Miłośnik Mickiewicza, mówił "barokowym" językiem, który nieco wkurzał Grażynę i chyba słusznie, bo jego okrągłe zdania nie zawsze niosły treść. Stanisław to stary kawaler, nieco skąpy, co zgodnie wytknęły mu wszystkie kandydatki na żonę. Wybrał Grażynę, ale chyba tylko z obowiązku. Kiedy obowiązek ustał, nawet do niej nie zadzwonił. "Co nas łączy? Cisza" - podsumowała ten "związek" Grażyna.

Jacek Zalewski

Więcej o: