• Link został skopiowany

Poznaliśmy ją w "Klanie", teraz zatańczy w "TzG". "Narzekałam, że Bożenka się kiepsko ubiera i jest nieżyciowa, a teraz..."

Chłopak? "Sprawa jest otwarta".

Nie ma chłopaka, ale zapytana, czy jej partner z "Tańca z Gwiazdami", Rafał Maślak byłby idealnym kandydatem, odparła: "Zobaczymy, jak będzie". Nie lubi być nazywana "Bożenką z Klanu" i ma nadzieję, że udział w show to zmieni. Agnieszka Kaczorowska jest jedną z profesjonalnych tancerek w polsatowskim "TzG". Tylko u nas ekskluzywny wywiad z aktorką.

Angelika Swoboda, Gazeta.pl: - Zostałaś Bożenką z "Klanu" jako dziecko.

Agnieszka Kaczorowska: - Miałam wtedy sześć lat i nie byłam jeszcze w żadnej agencji aktorskiej. Do mojego przedszkola przyszli jacyś ludzie i poprosili panią dyrektor, żeby wybrała parę dziewczynek na casting. Pojechałam na ten casting, no i go wygrałam. Kompletny przypadek. I zaczęła się wielka przygoda?

- Zaczął się hardcore. Musiałam połączyć naukę, którą krótko potem zaczęłam, z grą w serialu. I z tańcem, bo ja już wtedy tańczyłam. W ciągu dnia byłam na nagraniach albo w szkole, a od popołudnia do późnego wieczora byłam na treningu tanecznym. Po nim, czyli już w nocy, uczyłam się, odrabiałam lekcje, pisałam wypracowania...

Chciało ci się?

- Oczywiście, że tak! Robiłam rzeczy, które kocham. Jasne, że czasem przychodził kryzys. Wtedy brałam sobie dzień "wolnego". Nie szłam wtedy do szkoły, tylko nadrabiałam zaległości w nauce. Dwa razy szybciej przerabiałam materiał z ostatnich dni, a wieczorem oczywiście znowu szłam na trening. Wszystko robiłam "na pędzie". W samochodzie się czesałam i jadłam posiłki. Mama woziła mnie praktycznie wszędzie.

Twoje rodzeństwo na tym nie ucierpiało?

- Mam starszego brata i siostrę. Kiedy u mnie zaczęło się najwięcej dziać, oni byli już samodzielni. I nie mieli tyle zajęć, co ja, więc mama nie musiała wybierać, kogo zawieźć. Praktycznie wszędzie mnie woziła samochodem. Gdyby nie ona, nie dałabym rady. Oczywiście czasem jeździłam autobusem, ale zwykle bym nim po prostu nie zdążyła. Mama, która się na chwilę wyrywała z pracy, żeby mnie gdzieś podrzucić, była po prostu zbawieniem.

A teraz zbawieniem dla ciebie jest pewnie dobra organizacja czasu?

- Noszę przy sobie specjalny multiplaner. Taki kalendarz podzielony na trzy części. Wszystko w nim mam. Ale jak go zapomnę, to nie wiem, co się dzieje w ciągu dnia, bo moja głowa tego wszystkiego nie przyjmuje. Staram się też nie spóźniać, bo jedna obsuwa powoduje, że sypią mi się kolejne rzeczy. No i wiem, jak jeździć po Warszawie, żeby wszędzie dotrzeć na czas.

Pojawiłaś się w "Klanie" dokładnie 15 lat temu. Zamierzasz to jakoś uczcić?

- Hm, wiesz, że pojawiłam się właśnie w "czołówce" serialu? A przez 15 lat mnie w niej nie było? To całkiem przyjemne... Może się wystraszyli, że cię Polsat przejmie.

- Może (śmiech).

Rówieśnicy ci zazdrościli?

- Grałam od zawsze, więc większość moich rówieśników reagowała zupełnie normalnie. Nie robiło to na nich wrażenia, nie traktowali mnie inaczej. Zazdrościły mi tylko pojedyncze osoby, które czasem mocno mi docinały.

Jak?

- Zazwyczaj po prostu wołali za mną "Bożenka", czego nie lubiłam, ale dochodziło też do wymyślania różnych plotek, aby zepsuć mój wizerunek w oczach innych.

A nauczyciele?

- Szli mi na rękę. Bardzo dużo zaliczałam po lekcjach i nie w terminach. Chodziłam do społecznego liceum im. Jerzego Grotowskiego, do tego samego co Marta Wierzbicka czy Ola Szwed. Nauczyciele są tam przyjaźnie nastawieni do uczniów, którzy robią też coś poza. Nie ma taryfy ulgowej - po prostu można zaliczać przedmioty elastycznie, w wygodnych terminach i przede wszystkim jest świetny kontakt z dyrekcją czy nauczycielami. Od dziecka tańczysz, zdobyłaś wiele tytułów. Który jest dla ciebie najważniejszy?

- Mistrzostwo Świata w tańcach latynoamerykańskich w kategorii młodzieży. To bardzo duże osiągnięcie.

Wystarczy, żeby uczyć innych?

- Mam już pewne doświadczenie w uczeniu. Lubię to! W "Tańcu z Gwiazdami" mamy jeszcze pomoc choreografów, więc to wszystko się ładnie łączy.

Ładnie się to też łączy z Rafałem Maślakiem, z którym tańczysz?

- Marzyłam, żeby dostać partnera, który będzie sumienny i pracowity, bo sama taka jestem. Bałam się, że dostanę kogoś, kto spodziewa się tylko zabawy i będzie sobie żartował z treningów. Oczywiście mamy momenty takiej zmęczeniowej "głupawki", że patrzymy na siebie wyczerpani i możemy się tylko śmiać. Są też momenty napięcia, bo oboje chcielibyśmy jeszcze lepiej, ale nie kłócimy się. Stanowimy zgrany zespół.

Kapif

Obrażasz się, jak mówią o tobie "Bożenka z Klanu"?

- Nie, już się do tego przyzwyczaiłam. Jak widzę nagłówek, że "Bożenka z Klanu" coś zrobiła, to wiem, że to o mnie. Przyznam jednak, że chciałabym, żeby było inaczej. Bożenka z "Klanu" to serialowa postać, a ja to ja. Mam nadzieję, że mój udział w "Tańcu z Gwiazdami" to zacznie powoli zmieniać.

I będą mówili: ta znana tancerka?

- Agnieszka Kaczorowska aktorka, tancerka. To wystarczy.

Serial więcej ci dał czy zabrał?

- Zdecydowanie dał. Miałam normalne dzieciństwo. Wychodziłam na podwórko, bawiłam się z rówieśnikami, siedziałam na trzepaku, jeździłam na rowerze i hulajnodze.

"Klan" pewnie dał ci stabilizację finansową.

- Mama odkładała te pieniądze na moją przyszłość. Przeznaczyłam je na taniec, który jest niesamowicie drogi. "Klan" pozwolił mi tańczyć i osiągać w tańcu sukcesy. Stroje, wyjazdy, lekcje, szkolenia... To sporo kosztuje. 45 minut z zagranicznym trenerem kosztuje nawet 200 euro. Taki weekend szkolenia w innym mieście kosztuje mnie z hotelem i wyżywieniem parę tysięcy złotych. Do tego dochodzi dużo wyjazdów zagranicznych. Skąd moja mama miałaby na to wziąć? Stać mnie, bo pracuję od dziecka. Doceniam "Klan" i to co mnie spotkało. Lubisz Bożenkę?

- Teraz tak, ale miałam momenty, że jej nie lubiłam. Narzekałam, że się kiepsko ubiera i jest nieżyciowa. I naiwna. Ale dojrzałam i w końcu sobie uświadomiłam, że to jest wymyślona postać. To nie jestem ja. Wszystko jedno, co na siebie założę jako Bożenka i co zrobię. Oczywiście, bywało, że myślałam: koniec, basta. Wtedy mama mi tłumaczyła: okej, jeśli chcesz zrezygnować, nie ma problemu, ale sprawa wygląda następująco. I zrozumiałam, że dzięki "Klanowi" mogę spełniać moją pasję, czyli taniec.

Słyszałam, że faceci często cię podrywają na ulicy.

- Przechodnie zagadują, bo lubią moją bohaterkę, to sympatyczna dziewczyna. Proszą wtedy o autograf czy zdjęcie.

Masz chłopaka?

- Nie mam. Sprawa jest otwarta. Uważam, że miłość przyjdzie w połączeniu z pasją. Jeśli się ją ma, to pojawi się też miłość drugiego człowieka.

Skoro ma być pasja, to Rafał Maślak pasowałby idealnie...

- (śmiech) Zobaczymy, jak będzie. Na razie razem trenujemy, daje nam to dużo satysfakcji. Jesteśmy profesjonalni.

Najwyżej po programie.

- (śmiech).

Bo teraz romansujesz z Polsatem. - No właśnie.

Masz gwiazdorską stawkę?

- Psss... to tajemnica. Bardzo się cieszę, że przypadła mi rola tancerki, mogę dzięki temu realizować jedną ze swoich pasji.

Na co liczysz?

- Chciałabym połączyć taniec z aktorstwem. Marzy mi główna rola w filmie o tańcu. W takim np. "Czarnym łabędziu" o tańcu towarzyskim. Mam już nawet pomysł, ale najpierw ludzie muszą się dowiedzieć, że ja umiem tańczyć.

A nie boisz się, że jak zostaniesz gwiazdą Polsatu, to znikniesz z "Klanu"?

- Nie, dlaczego? Obie strony zaakceptowały obecny stan rzeczy. Byłabyś skłonna zrezygnować z tańca czy z aktorstwa?

- W moim życiu zawsze był taniec, taniec, taniec, a aktorstwo obok. I nagle mam kontuzję. Myślę sobie: jak nie taniec, to co? Miotałam się. Następna myśl była taka - muszę wyleczyć tę nogę i wrócić do treningów. I zaraz potem, rzucam taniec, tylko aktorstwo się liczy. Dopiero, gdy zrozumiałam, że zawsze będę łączyć taniec z aktorstwem, tak jak dotąd, poczułam wewnętrzny spokój. Dodatkowo robię kursy coachingu. Kto wie, może pójdę kiedyś w tym kierunku? Nie ma u nas coachów tancerzy czy aktorów, którzy wiedzą, jak to wygląda od środka. A moim zdaniem są potrzebni.

Kiedy byłam młodsza, brakowało mi takiej osoby. Jak sobie poradzić z porażką? Co prawda zawsze miałam wsparcie mamy, ale czułam, że fajnie byłoby, gdyby spojrzał na to ktoś taki. I podpowiedział mi, co robić. Szkoda, że tancerzy nie trenuje się też od tej strony mentalnej, mam tu na myśli planowanie sukcesu, wyznaczanie celów i kolejnych kroków jakie trzeba zrobić, aby go osiągnąć, praca z podświadomością czy nad poczuciem własnej wartości, które jest niezwykle ważne. Na przykład, gdy miałaś problemy z wagą?

- Gdy miałam kontuzję, to na dwa miesiące włożyli mnie w gips. Miałam zmęczeniowe złamanie małej kości w stopie. Z przetrenowania. Przestałam się ruszać i zaczęłam z nudów oraz braku celu, jeść. Cokolwiek, żeby coś robić, żeby "zajeść stres". Przytyłam z dziesięć kilo. Miałam kryzys, którego nie pokazywałam na zewnątrz, bo taka po prostu jestem. Potem schodziłam z wagi i wracałam. Dopiero teraz wróciłam do mojej wagi turniejowej, czyli 55 kilo. Dzisiaj, po raz pierwszy, założyłam spodnie, które nosiłam przed kontuzją.

Już nie podjadasz?

- Zaczęłam intensywne treningi i bardzo zdrowo się odżywiam. Nie jem słodyczy ani fast food-ów, sporadycznie mięso, za to dużo warzyw, owoców, a także piję aloes. Obowiązkowo pięć posiłków dziennie. Bardzo energetyczne śniadania: owsianka czy jaglanka, potem owoce czy zielony koktajl, na obiad sałatkę albo ryż z kurczakiem, orzechy, a na kolację zupę krem. Świetnie się w tym temacie zgraliśmy z Rafałem, on też musi jeść co trzy godziny, więc robimy sobie regularne przerwy w treningach i jemy.

Radzisz sobie z krytyką?

- Mam ogromny dystans do siebie i poczucie własnej wartości. To co o mnie negatywnego piszą, w ogóle mnie nie dotyka. Co z tego, że ktoś skrytykuje np. mój strój? Ilu ludzi tyle gustów. Wciąż szukam własnego stylu w modzie, lubię poszukiwać i się nią bawić. Uważam, że co innego niż ubiór stanowi o mnie - o prawdziwej Agnieszce Kaczorowskiej.

Premiera drugiej edycji "Tańca z Gwiazdami" już dzisiaj o 20 w Polsacie.

Kapif

Rozmawiała: Angelika Swoboda

Więcej o: